Ogłoszenia

Witamy na stronie Vongoli i zapraszamy do lektury opowieści.

środa, 21 października 2020

Rozdział 18. Ostatnie przygotowania


Już dawno przy stole nie było tak gwarno i zarazem radośnie. Rodzina Simona, choć niezbyt liczna, była dość zżyta z pierwszym pokoleniem i teraz mieli wiele do nadrobienia. Wszyscy też czuli atmosferę oczekiwania na uroczystość następnego dnia, kiedy rezydencja zapełni się ludźmi, a straszliwa Prawa Ręka w końcu zmieni stan cywilny swój i ukochanej kobiety. O nieprzyjemnościach nikt już nie pamiętał, nadrabiali opowieści, żartowali sobie z siebie wzajemnie i nikt szczególnie się nie kłócił czy złościł.
– Pozwólcie, że raz jeszcze wszystkim przedstawię naszego gościa. Oto Kim Hyun, który przybył do nas z Korei – oznajmił Giotto, ściągając na siebie uwagę wszystkich obecnych. Rzucił też znaczące spojrzenie Ricardowi, który wnet zrozumiał intencje swojego szefa.
– Witaj, Kim – powiedział Secundo, przyglądając mu się z zaciekawieniem.
  Witamy, jestem Ugetsu – powiedział Strażnik Deszczu. – Miło nam cię poznać.
– Hej – przywitała się radośnie Tori, na co Flavio prychnął jedynie i mruknął:
– Yo.
Wszyscy byli dość zaciekawieni gościem, ale powitali go z przyjaznym nastawieniem, skoro Giotto nie wyglądał na zaniepokojonego.
– Korea to daleki kraj – stwierdziła Elena. – Musiałeś mieć ważny powód, żeby zawędrować tak daleko, Kim.
– Tak. Przybyłem tu służyć Primo oraz Vongoli. Po siedmiu latach ciężkiego treningu opanowałem sztukę miecza, trenując dla tego dnia, by móc wreszcie przybyć tu i spłacić dług – oznajmił z takim samym spokojem jak wcześniej Kim. – Bowiem Primo uratował mnie i moją rodzinę i od tego dnia czekałem, by móc powierzyć mu swoje życie i swój miecz.
– W tym domu wszyscy komuś coś zawdzięczamy – mruknął Lampo. – Primo przyciąga tylko takich ludzi.
– Lampo. – Aki zgromiła go spojrzeniem.
– Taka prawda.
– Jest trochę prawdy w słowach Lampa – rzekł Ricardo i spojrzał na Kima. – Pasowałbyś tu. Chciałbym zobaczyć później, co potrafisz. Akurat mam wolne miejsce na Strażnika Deszczu. Jesteś zainteresowany?
– Nie śmiałbym – odparł Hyun. – Jednak jeśli w ten sposób będę mógł służyć Primo i Vongoli…
– Zdaje się, że rodzina nam się powiększa – uznał z lekkim uśmiechem Ugetsu. – Również jestem ciekawy twoich zdolności, Kim.
– Same radosne wieści – zaśmiał się Cozarto. – Brakuje tylko daty chrztu. – Spojrzał wymownie na G.
– Brakuje już tylko jednej – stwierdził wesoło Flavio.
– Niby jakiej? – zapytał G.
– Jak to jakiej? – obruszyła się młoda Burza. – Teraz czekam już tylko na wieść, że zostanę starszym bratem!
Aki zaczerwieniła się, a G spojrzał na swojego ucznia morderczo.
– Jeszcze jedno słowo, gówniarzu – warknął.
– Twój uczeń ma trochę racji – stwierdził Cozarto i uśmiechnął się ciepło. – Jutro ślub, a po tym zostało wam już tylko jedno.
– Założę się, że mały G lub mała Aki będą bardzo słodcy – rozczuliła się Elena.
– Lepiej, żeby wdało się w Aki – powiedział Lampo z poważną miną. – Jeszcze jednego furiata nie potrzebujemy.
– I tak wszyscy będziemy je rozpuszczać – uznał Ugetsu.
Tymczasem Tori milczała, całkowicie zamyślona i pogrążona w swoim własnym świecie. Szczerzyła się przy tym radośnie, rozpływając się nad wizją powiększonej o dziecko Aki i G rodziny.
– A ty co się tak szczerzysz? – warknął Flavio, dostrzegając błogi wyraz twarzy dziewczyny. – Nie rób takiej miny, bo ci tak zostanie. Aż mam ciarki.
– Daj jej spokój, Flavio – mruknął Alfred.
– No właśnie, cicho, Flafi – mruknęła Tori, uśmiechając się złośliwie. – Sam zacząłeś o tych dzieciach.
– Wystarczy – warknął na nich wszystkich G. – To nie wasza sprawa.
Pierwsze pokolenie dawno nie widziało go tak zmieszanego tematem, do tego trudno było ukryć, że oboje z Aki zrobili się czerwoni.
– Nie mów tak, G – odezwał się rozbawiony Giotto. – Jesteśmy rodziną, więc to naturalnie nasza sprawa, choć nikt was nie będzie popędzał.
– Zresztą wiadomo, że jakiekolwiek dziecko urodzone w Vongoli będzie miało najbardziej popieprzoną rodzinę – mruknął rozbawiony Ricardo. – Ten dzieciak nie będzie normalny i nawet Aki nic na to nie poradzi.
G zmiął w ustach przekleństwo i tylko rzucił groźne spojrzenie Secundo.
– Nie masz racji, Ricardo – odezwała się Aki, odzyskując w końcu nad sobą panowanie. – Ta rodzina będzie najnormalniejsza, na jaką mogło trafić. Nie muszą nas łączyć więzy krwi, żebyśmy byli prawdziwą rodziną.
– Aniele…
G wiedział, co chciała przez to powiedzieć. Więzy krwi ją zdradziły, porzuciły, wcześniej tylko wymagając. Tu była szczęśliwa i to była w stanie przekazać także ich dziecku. Oboje mogli to zapewnić.
– Źle mnie zrozumiałaś, Aki – powiedział spokojnie Ricardo i uśmiechnął się do niej przyjaźnie. – Nie łudź się, nigdy nie będziemy normalną rodziną. Będziemy za to najlepszą, jaką to dziecko może mieć – dodał niespodziewanie. – Ty i G będziecie wspaniałymi, kochającymi rodzicami i nie mam co do tego wątpliwości. Biorąc jednak pod uwagę, że jesteśmy zlepkiem dziwnych ludzi z różnego otoczenia złączonych jako jedyna mafia, która nie krzywdzi ludzi, nadal uważam, że do normalności nam daleko. Śmiem jednak sądzić, że każdy z tu obecnych zrobi wszystko, aby wasze dzieci były bezpieczne i szczęśliwe.
– Wiem o tym, Ricardo. I każdego dnia dziękuję Bogu, że zesłał mi sztorm, choć nie było to miłe przeżycie. – Uśmiechnęła się do G. – Cieszę się, że was mam, choć nie wiem, jak mam się odwdzięczyć za to wszystko.
– Wystarczy, że jesteś – odparł na to Primo. – Każdemu z nas dałaś cząstkę siebie i swoją miłość, swój czas. To ty sprawiłaś, że Vongola jest taka, jaka jest. Jest rodziną. Ty również nas chronisz. Po prostu w inny sposób.
– Primo ma rację – przytaknął Ricardo. – Obdarzyłaś nas wszystkich swoją przyjaźnią, a G także miłością. Nauczyłaś Primo i pozostałych odpowiednich manier, by z godnością pokazywali się poza rezydencją. Mi również pomogłaś. Troszczyłaś się też o nas wszystkich w chorobie oraz jako pierwsza wyciągnęłaś rękę do Tori, podczas gdy ja nie potrafiłem sprawić, by czuła się tu jak w domu. Każdy z nas jest ci za coś wdzięczny.
– To chyba oznacza, że skończyły ci się argumenty, aniele – odezwał się G, spoglądając z rozbawieniem na narzeczoną. – I nie dziw się później, że jestem zazdrosny.

***

Tym razem ku zaskoczeniu Aki i Eleny nawet Tori nie marudziła podczas wyboru stroju. Cierpliwie znosiła godziny przymiarek zarówno wcześniej, mimo że wciąż nie była zdrowa, jak i teraz, gdy krawcowe wprowadzały ostatnie poprawki. Nie próbowała też ugryźć żadnej z krawcowych.
Piękna niebieska sukienka wyglądała na dziewczynie cudownie. Tym razem była do ziemi, tak jak przystało na tego typu uroczystość. Jej styl jednak jasno sugerował, że Tori wciąż jest młoda. Ani Aki ani Elena nie chciały odbierać Tori jej naturalnego uroku.
– Flavio będzie oczarowany – stwierdziła Elena, uśmiechając się złośliwie.
– Nie obchodzi mnie to – zjeżyła się Tori. – Kogo obchodzi jego zdanie?
– Każdego potencjalnego adoratora, który będzie musiał zmierzyć się z Burzą? – kontynuowała Spade, skoro Aki zdawała się dość nieobecna.
– Adoratorzy – powtórzyła zniesmaczona Tori. – To nie ma znaczenia. To dzień Aki. Aki i G – poprawiła się. – Reszta ludzi nie ma znaczenia.
– Jeszcze się przekonasz, ile się dzieje w czasie takich imprez – oznajmiła Elena i spojrzała na Aki. – Wszystko w porządku? Zbladłaś.
– To nerwy – mruknęła Aki.
– Nie twórz czarnych scenariuszy. Giotto przyprowadzi go choćby na postronku. Dobrze o tym wiesz.
– Właśnie – przytaknęła Tori. – Wszystko będzie dobrze, Aki. To twój dzień. Twoje święto. Wszyscy zadbamy o to, aby było cudownie.
– Wiem.
– To jak wiesz, to się ubieraj. Chyba nie chcesz się spóźnić na własny ślub. Jeszcze G pomyśli, że się rozmyśliłaś. Albo ubzdura sobie, że znowu mu gdzieś zniknęłaś.
Aki westchnęła i wzięła się w garść. Długo czekała na ten dzień, nie mogła się teraz tak po prostu wycofać.
– Idź, Aki. Ja sobie poradzę. Elena pomoże się tobie przygotować i ja za chwilę też przyjdę – powiedziała Tori, uśmiechając się szeroko. – No już.
– Na litość boską, Aki – zniecierpliwiła się Elena i chwyciła przyjaciółkę pod ramię. – Idziemy – oznajmiła, prowadząc ją do jej pokoju.
Dopiero za drzwiami zapytała:
– To nie samym ślubem się denerwujesz, co?
– Eleno, to nie jest…
– To jest najlepszy moment, jeżeli masz jakieś pytania. Jesteśmy tu same, zanim Tori tu przyjdzie, minie chwila. – Spojrzała Aki w oczy. – Wykrztuś to w końcu.
Aki zrobiła naburmuszoną minę i spojrzała na rzeczy leżące na łóżku.
– To naprawdę konieczne?
– Nie marudź, tylko się przebieraj. I nie przejmuj się tak, G jest ostatnią osobą, która by cię skrzywdziła. Wystarczy, że mu zaufasz.
Aki już nic nie powiedziała, tylko zaczęła przygotowania, skupiając się na razie na tym, by wyglądać zjawiskowo w dniu swojego ślubu. Przecież czekała na ten dzień tyle czasu, powinna się nim cieszyć, a nie szukać dziury w całym. Tylko nic nie mogła poradzić, że wszystko się w niej kotłowało.
Elena podawała jej po kolei wszystkie rzeczy, przy okazji pomagając kobiecie wszystko założyć, poprawiając materiał, żeby się nie pogniótł ani nie podwinął w nieodpowiednim miejscu.
– Wyglądasz cudownie – stwierdziła Elena, z dumą poprawiając włosy przyjaciółki. – Suknia leży na tobie idealnie. Jeszcze makijaż i włosy.
– Dziękuję, że mi pomagasz – powiedziała Aki, obserwując w lustrze, jak Spade wsuwa kolejne spinki w jej włosy. – Sama nie dałabym rady z tym wszystkim.
– Po to jest rodzina, głuptasie. Nie masz za co dziękować.
Aki uśmiechnęła się nieco nieobecna. Pamiętała, miała być żoną już dekadę temu. Biała suknia, którą wtedy ze sobą wiozła, była tak bogato zdobiona, szyta przez najlepszych krawców w całej Hiszpanii, lecz ona nie miała nic do powiedzenia w tej sprawie. Nigdy przed sobą się nie przyznała, że nienawidziła tej białej sukni. Od tego czasu nie nosiła bieli, choć nadal miała do tego prawo, nie potrafiła się przemóc. Aż do dzisiaj, gdy założyła suknię, którą sama wybrała.
– Myślisz o przeszłości? – odgadła Elena, patrząc z troską na przyjaciółkę. Na moment przerwała układać jej włosy i położyła dłonie na ramionach Aki, patrząc w lustro, gdzie widziała jej twarz, choć stała za nią. – Nie myśl o tym. To już przeszłość. To już nie ma znaczenia. Wyglądasz w tej bieli pięknie i wszyscy pomyślą tak samo. Nikogo nie obchodzi przeszłość. Liczy się tu i teraz oraz przyszłość, którą stworzysz ze swoim ukochanym. Z G. Rozumiesz?
Aki kiwnęła głową, czując, że głos ją zawiedzie, jeśli będzie chciała coś powiedzieć. Zamrugała szybko, nie chcąc, żeby Elena zauważyła łzy wzbierające w kącikach oczu. Sama nie do końca rozumiała, skąd się wzięły, a przecież nie chciała tak wyglądać przed G, szczególnie dzisiaj.
– To w porządku, płakać – stwierdziła Elena, choć po chwili dodała: – Ale jak zniszczysz makijaż, to się z tobą policzę.
Aki zaśmiała się krótko.
– Przepraszam. Mam wrażenie, że nie jestem dziś sobą. Powinnam być podekscytowana, a…
– Zamiast tego się denerwujesz – dokończyła za nią Elena. – Kochana, to normalnie. Tyle czasu przygotowań. Ten stres, nerwy, presja, oczekiwanie, a zarazem strach. Przerabiałam to. Myślisz, że ja tak nie miałam przed swoim ślubem?
– Pamiętam – mruknęła Aki. – A jednak wydawało się, że radziłaś sobie z tym lepiej niż ja dzisiaj.
– To tylko kwestia pozorów. Zresztą wszyscy bliscy byli przy mnie i mnie wspierali.
Aki westchnęła, wracając wspomnieniami do dnia ślubu Eleny i Deamona. Fakt, przyjaciółka była wtedy dość surowa wobec wszystkich dookoła, ale przeszła przez to wszystko obronną ręką. Wtedy Aki nie myślała o tym, że kiedykolwiek wyjdzie za mąż i trochę jej tego zazdrościła. Dziś sama musiała dać sobie z tym radę.
Szybko dokończyły układanie włosów Aki, wpięły ozdoby i wszystko było gotowe. Rozległo się też pukanie do drzwi i do pokoju weszła Tori, również gotowa.
– Primo czeka na korytarzu – oznajmiła. – Wszystko jest już gotowe.
– Wpuść go – poprosiła Aki, uspokajając się nieco.
Gdy Tori otworzyła drzwi, Giotto ubrany już w garnitur wszedł do środka i uśmiechnął się szarmancko.
– Wyglądasz zjawiskowo, Aki. G padnie z wrażenia.
– Dziękuję, Giotto, ale wolałabym jednak nie zostać wdową przed zaślubinami. – Zaśmiała się nerwowo Aki.
– Nie to miałem na myśli – strapił się Giotto. – Chodzi mi tylko o to, że będzie oczarowany. Wszyscy będą oczarowani. Będzie idealnie.
Aki uśmiechnęła się do niego szczerze.
– Wiem o tym. Jesteście tu wszyscy. Niczego więcej nie trzeba.
– Idziemy więc? – zapytał Giotto, oferując Aki swoje ramię.
– Nie każmy mu zbyt długo czekać.
Ujęła ramię Primo, Elena podała jej bukiet białych lilii, spoglądając na nich z uśmiechem.
– Wy naprawdę doskonale wyglądacie razem – zażartowała.
– Eleno – upomniał ją Giotto. – To nie czas ani miejsce na takie żarty. Aki za chwilę ma wyjść za mojego najlepszego przyjaciela. A ja jestem dumny, że spotkał mnie zaszczyt odprowadzenia jej do ołtarza.
– W końcu jesteś głową tej rodziny – odparła Spade. – Dla nas niewiele się zmieni, dla nich wszystko.

***

G nie pamiętał, kiedy ostatni raz był tak zdenerwowany. Nie wkurzony, ale zdenerwowany. Normalnie pewnie zająłby się czymś pożytecznym, ale Giotto i reszta zablokowali mu wszystkie możliwości ruchu. Nie mógł więc osobiście sprawdzić poziomu bezpieczeństwa rezydencji czy nawet zająć się jakimikolwiek papierami. Ciągle słyszał tylko to, że ma się zająć przygotowaniami do własnego ślubu, a resztę zostawić im. Do tego jawnie go pilnowali, przez cały czas ktoś kręcił się w pobliżu, niby tylko porozmawiać o bzdurach.
Do tego ta głupia myśl, że Aki rozmyśli się w ostatniej chwili. Wiedział, że to się nie stanie, oboje byli zdecydowani, ale irracjonalny lęk zalęgł się z tyłu głowy i wszystko utrudniał. A może to była kwestia całej tej oprawy, którą uważał za kompletnie niepotrzebną. Gdyby to zależało tylko od niego, ślub byłby szybki i wyłącznie w obecności rodziny.
Chodził po pokoju w tą i z powrotem. Wszystko wydawało się jakieś absurdalne, a garnitur skutecznie ograniczał już i tak nerwowe ruchy. Służba trzymała się od tej części rezydencji jak najdalej, więc herbaty przyniósł mu Ugetsu z nadzieją, że to pomoże Burzy się uspokoić.
Nigdy jeszcze nie widział przyjaciela tak zestresowanego. Do tego stopnia, że mało brakowało, a wylałby na siebie cały wrzątek. To tylko wzmogło frustrację mężczyzny. Naprawdę nie miał ochoty znaleźć się na tak długo w centrum uwagi. Ale robił to dla niej. Dla Aki. Dla jego anioła. Dla niej warto było znieść wszelkie niedogodności, bo już za kilka godzin miała być jego i tylko jego.
Wreszcie nadszedł czas. Ugetsu przerwał grę na flecie, dzięki któremu zdołał choć odrobinę ukoić nerwy G, dopóki w pokoju nie pojawił się Lampo.
– Czas na nas – stwierdził spokojnie i uśmiechnął się pokrzepiająco do przyjaciela. – To ty musisz czekać na Aki przy ołtarzu.
– Wiem – warknęła Burza.
Razem zjawili się na miejscu, gdzie miała odbyć się ceremonia. Knuckle przygotowywał ostatnie drobiazgi i sprawdzał, czy niczego nie zabrakło.
– Gdzie są obrączki?
– Tu są – oznajmił Lampo, wyciągając niewielkie pudełko z wewnętrznej kieszonki marynarki i wręczył je Knuckle’owi. – Teraz wszystko w twoich rękach.
– No dobrze, to mamy prawie wszystko – roześmiał się Strażnik Słońca.
– O czym zapomnieliście? – zawarczał G, gromiąc towarzyszy wzrokiem.
– Niczego nie zapomnieliśmy. Brakuje już tylko panny młodej. Giotto właśnie po nią poszedł.
– Ustaw się po mojej lewej – zakomenderował Knuckle, po czym zwrócił się do pozostałej dwójki. – Wy stańcie za G. To nie ty bierzesz ślub z Aki, Lampo.
– Wiem przecież – mruknął beznamiętnie Strażnik Błyskawicy i z rękami w kieszeniach ustawił się nieco bardziej w tyle. – Weź nie gadaj bzdur, bo jeszcze mi się oberwie od G. I jak ja będę na weselu wyglądał z limem pod okiem?
– Cicho – szepnął Ugetsu, który jako pierwszy dostrzegł nadchodzących w oddali Aki i Giotta. – Zaczyna się.
Dopiero wtedy G popatrzył w tamtą stronę. I gdy myślał, że jego serce już nie może bić szybciej, stało się. A może ono zwyczajnie przez chwilę przestało bić? Sam już nie wiedział. Nic już nie wiedział, zresztą nic już się nie liczyło poza kobietą, która szła w jego stronę u boku ich najlepszego przyjaciela.
Była taka piękna. Ubrana w biel. Wyglądała jak najprawdziwszy anioł, który zstąpił z nieba tylko dla niego. Czy był godny tego zaszczytu? Nie. Wiedział, że nie. Ale w tej chwili nawet to straciło na znaczeniu, bo czuł się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.
Ugetsu odchrząknął cicho, dając przyjacielowi do zrozumienia, by zamknął buzię. Gdyby nie to, stałby oniemiały z otwartymi ustami i wgapiał się w Aki, która była coraz bliżej. Uśmiechnął się do niej niepewnie. Widział, jak bardzo była zdenerwowana. A mimo to nie uciekła. Przyszła i już za chwilę mieli zostać ogłoszeni mężem i żoną.
Giotto z dumą prowadził Aki do ołtarza. Wiedział, że na jego miejscu powinien być jej ojciec, ale to nie było możliwe. Był dumny, że to on mógł zająć to miejsce u jej boku w jednym z najważniejszych dni w jej życiu. Uważał to za niebywały honor.
Czuł, jak drżała, dlatego szedł pewnym, lecz wolnym krokiem, upewniając się, że kobieta nie upadnie. Chciał być dla niej podporą i bezpiecznie dostarczyć ją do ołtarza, gdzie odda ją pod opiekę swojego wiernego przyjaciela oraz Prawej Ręki. Kogoś, kto kochał Aki ponad własne życie i może nawet ponad Vongolę.
Miała pustkę w głowie, w uszach jej szumiało i chyba tylko ramię Giotta sprawiało, że nie zgubiła kroku w długiej sukni. Nie pamiętała, jak się oddycha, nie czuła żadnego z postawionych kroków. Nie widziała zachwyconych panną młodą gości, ołtarza i czekających na nią najbliższych. Był tylko jeden pewny punkt, do którego zmierzała. On, ten, który przed laty ją ocalił, wtedy wydał jej się straszliwy, straszniejszy niż ci, którzy chcieli ją skrzywdzić. A jednak stał się jej, za chwilę już w pełni. Tylko jego widziała, każdy szczegół jego twarzy i spojrzenie utkwione w niej. I już nie było straszne, lecz pełne miłości, o której nigdy nie śmiała marzyć.
Wreszcie Giotto podprowadził Aki pod sam ołtarz i gdy G chwycił jej rękę, odsunął się, zajmując miejsce obok reszty Strażników. Wtedy odezwał się Knuckle:
– Witajcie! Zebraliśmy się tutaj, by połączyć węzłem małżeńskim tych oto – spojrzał na młodą parę – Aki i G. Jeśli ktoś ma coś przeciwko, niech odezwie się teraz lub zamilknie na wieki.
G odwrócił głowę i spojrzał na gości z obietnicą długiej, bolesnej śmierci, jeśli ktoś waży się odezwać i im przeszkodzić. Nie wyobrażał sobie, żeby ktokolwiek z gości zamierzał sobie rościć prawo do Aki. Chwilę później jego spojrzenie padło również na członków rodziny. W odpowiedzi Deamon już otwierał usta z ironicznym uśmiechem, ale wzrok żony skutecznie go uciszył. Wolał jej dzisiaj nie podpaść.
Nie widząc sprzeciwu, Knuckle kontynuował:
– Czy ty, Aki, bierzesz sobie na męża tego oto mężczyznę? – zapytał, patrząc na kobietę z ciepłym uśmiechem na twarzy.
Przez chwilę nie była w stanie wydobyć z siebie głosu, ale w końcu udało się wyrzucić z siebie to jedno słowo:
– Tak.
– Czy ty, G, bierzesz sobie na żonę tą oto kobietę? – tym razem zwrócił się do Burzy, która odpowiedziała od razu:
– Tak.
Knuckle podał im obrączki, które drżącymi rękami założyli sobie nawzajem na palce i oznajmił:
– A zatem w świetle prawa nadanego mi przez naszego Pana i Stwórcę, ogłaszam was mężem i żoną! Możecie się pocałować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz