Ogłoszenia

Witamy na stronie Vongoli i zapraszamy do lektury opowieści.

środa, 4 listopada 2020

Rozdział 19. Zaślubiny Jesieni


Przez chwilę na siebie spoglądali. G zdawało się, że minęła cała wieczność, nim udało mu się zmusić do ruchu. Wciąż jeszcze drżącymi dłońmi ujął twarz Aki, pochylił się lekko i złożył na jej ustach pocałunek. Najpierw delikatny i może nieco nieśmiały, ale gdy odpowiedziała, pogłębił gest, nie przejmując się niczym poza tą chwilą. Zresztą Aki czuła się tak samo, objęła go za szyję wolną od bukietu ręką i pozwoliła pojedynczej łzie spłynąć po policzku.
Rozległy się gromkie brawa oraz wiwaty. Wszyscy świętowali razem z nimi. Strażnicy również wyglądali na wzruszonych. Giotto patrzył na swoich przyjaciół dumny jak kwoka. Natomiast Lampo dyskretnie otarł łzy z kącików oczu.
– No już, weź się w garść – zaśmiał się Knuckle, kładąc dłoń na ramieniu Błyskawicy.
Chwilę później wszyscy razem udali się do sali weselnej, gdzie zasiedli razem przy głównym stole razem z młodą parą. Służba rozniosła kieliszki z szampanem, również dzieląc szczęście rodziny. Oczy wszystkich zwrócone były na młodą parę, która zerkała na siebie co chwilę, jakby upewniając się, że to dzieje się naprawdę, a to drugie siedzi obok.
Kiedy Giotto wstał, wszelkie rozmowy ucichły. Spojrzał na G i Aki, uśmiechając się ciepło. Sam czekał na ten dzień z niecierpliwością i teraz był dumny i pewny jak nigdy decyzji, by przyjąć kobietę do rodziny.
– W ten wspaniały dzień zebraliśmy się, by świętować zawarcie związku małżeńskiego pomiędzy dwojgiem wspaniałych ludzi oraz moich najlepszych przyjaciół. Nikt tak bardzo nie czekał na ten dzień, nikt tak bardzo nie zasłużył na to wszystko jak właśnie oni, choć uwierzcie mi, gdyby ktoś powiedziałby mi wiele lat temu, że ten furiat ożeni się z tak wspaniałą kobietą, nie uwierzyłbym.
– Nikt z nas by nie uwierzył – mruknął pod nosem Lampo.
Na twarzach pozostałych Strażników pojawił się uśmiech, a sam G posłał Primo kose spojrzenie, lecz się nie odezwał.
– Pamiętam dobrze dzień, w którym się spotkaliśmy, przyjacielu – kontynuował Giotto. – Wszyscy mi odradzali zadawanie się z tobą, a stałeś się osobą, na której zawsze mogę polegać i która zawsze chroni moje plecy, kiedy robię te wszystkie głupoty, za które masz ochotę mnie zabić. – G pokręcił głową, widząc wzruszenie przyjaciela. – Myśl, co chcesz, ale bez ciebie nie byłoby Vongoli. Jestem wdzięczny za to, że wciąż trwasz u mojego boku.
– Zaraz się rozbeczy – szepnął G, a Aki się zaśmiała, kładąc swoją dłoń na tej należącej do męża.
– Ale – Giotto spojrzał na Aki i uśmiechnął się ciepło – wierzę, że G nie stałby się tym człowiekiem, którym jest dzisiaj, gdyby w naszym życiu nie pojawiła się Aki. Moja najdroższa przyjaciółka, jedyna osoba, która potrafi nas obu ogarnąć jednym spojrzeniem. – Kobieta zarumieniła się nieco bardziej, niż była dotychczas. – Dziś wiem, że to była najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć i cieszę się, że z nami zostałaś, choć wcale nie musiałaś. Nauczyłaś nas wielu rzeczy, a twój uśmiech stał się nieodzownym elementem naszego życia. Przede wszystkim jednak pokochałaś G. Tego furiata, który wiecznie na wszystkich wrzeszczał, którego nawet ja czasami nie potrafiłem powstrzymać. Zobaczyłaś wszystkie jego wady i zaakceptowałaś je bez mrugnięcia okiem, byłaś przy tym nieustępliwa i nieustraszona. W ciągu tych lat spędzonych u naszego boku stałaś się podporą Vongoli, bez której nie wyobrażamy sobie życia. Do tego całkowicie zawłaszczyłaś sobie G, nie pytając nikogo o zdanie. – Teraz to Aki posłała mu kose spojrzenie, mówiące, że gada głupoty. – Jesteście dwojgiem moich najlepszych przyjaciół i czuję się zaszczycony, że mogę uczestniczyć w waszym święcie, cieszyć się waszym szczęściem, bo jak nikt na to zasłużyliście.
Rozległy się gromkie brawa gości. Tori łkała cicho, słuchając cudnej przemowy Prima, a Flavio otarł ukradkiem łzy. Musiał się wziąć w garść, bo oto nadeszła jego kolej.
– Ja również chciałbym wznieść toast – odezwał się Flavio wstając i unosząc kieliszek w symbolicznym geście. – Za mojego opiekuna, mentora. Za G, który jest dla mnie jak starszy brat oraz za Aki, która począwszy od dzisiaj stała się moją starszą siostrą. Oboje zasługują na to szczęście, a ja czuję się uhonorowany, mogąc świętować dzisiaj razem z nimi. Teraz pozostało mi jedynie czekać, aż pewnego dnia to ja stanę się starszym bratem dla ich dzieci i będę mógł je uczyć tego, czego Aki i G nauczyli mnie.
Burza posłała swemu następcy groźne spojrzenie, ale uspokoiła się, czując dotyk Aki na swojej dłoni. Oboje się uśmiechnęli na myśl o powiększeniu rodziny. Tym razem o własne dzieci.
Jeszcze kilka osób zabrało głos, by oficjalnie pogratulować młodej parze, która wręcz promieniała szczęściem. Chyba każdy z gości poczuł się dziś odrobinę zazdrosny o to, co ta dwójka do siebie czuje, a jednocześnie wszyscy cieszyli się ich świętem.
Wreszcie nadszedł czas, na który wszyscy czekali – pierwszy taniec młodej pary. G prychnął pod nosem, czując na sobie spojrzenia gości. Czekali na jego pierwszy ruch. Naprawdę nie chciał tego robić. Tak na pokaz, przy wszystkich. Wolałby zatańczyć z Aki sam w pustej sali. Nawet bez muzyki. Jednak raz jeszcze uświadomił sobie, jak bardzo kobieta zasługiwała na ten wspaniały dzień. Swój najważniejszy dzień w życiu.
Wstał nagle. Cały był nieco sztywny, a marsowa mina nie wróżyła nic dobrego. Odchrząknął znacząco, zwracając na siebie jej uwagę i wyciągnął do niej dłoń.
– Zatańczysz ze mną, aniele?
Uśmiechnęła się tym najpiękniejszym uśmiechem, który rezerwowała tylko dla niego. Pewnie ujęła jego dłoń, wstając.
– Nie rób miny, jakbyś robił to za karę – powiedziała cicho. – Bo jeszcze pomyślę, że nie chcesz tego robić.
Jego policzki pokryły się delikatnym różem. Nie chciał jej w żaden sposób urazić. Nim jednak otworzył usta, położyła mu palec na wargach z rozbawieniem.
– Wiem – dodała tylko i dała się poprowadzić na parkiet.
Rozbrzmiała muzyka, pierwsze kroki postawili nieco nieśmiało, ale po chwili przestały się liczyć spojrzenia i zachwyty gości. Byli tylko oni. Nie odrywał wzroku od jej złoto-brązowych oczu, w których widział iskierki szczęścia. Nie mógł się więc nie uśmiechnąć w odpowiedzi.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że się zgodziłaś – odezwał się cicho.
– Czemu miałabym nie?
– Z wielu powodów.
– Żadnego sobie nie przypominam.
Nie dyskutował z nią dłużej, nie zamierzał przekonywać, bo oboje właśnie tego chcieli. Nic więcej się dzisiaj nie liczyło. I dla niego także był to najwspanialszy dzień w jego życiu. Gdyby nie fakt, że cała chmara mężczyzn już ustawiała się w kolejce, by ukraść ją, choć na jeden taniec.
– Mogę ci coś wyznać?
– Wiesz, że możesz powiedzieć mi o wszystkim.
– Najchętniej wziąłbym cię na ręce i uciekł stąd jak najdalej od tych wszystkich ludzi. Nie podoba mi się, że będziesz tańczyć z obcymi mężczyznami. To ja jestem twoim mężem.
Zaśmiała się na to wyznanie.
– Nie masz powodów do obaw. Nikt nie ma co do tego wątpliwości, a ten dzień nie jest tylko naszym świętem, lecz również naszych najbliższych. To chyba nic złego, żebyśmy podzielili naszym szczęściem z nimi?
– Nie mam ochoty się tobą z nikim dzielić.
Przełożyła dłoń z jego ramienia na policzek.
– Jestem twoja – zapewniła. – Czy uspokoi cię myśl, że następny taniec obiecałam twojemu najlepszemu przyjacielowi?
G spojrzał na nią krytycznie.
– Ani trochę. Giotto jest jeszcze gorszy.
– Gorszy? Dlaczego? – zdziwiła się.
– Wszyscy zawsze brali was za parę.
– I cóż z tego? Dziś wszyscy widzieli i słyszeli, że to twoją żoną jestem. Nic tego nie zmienia. Jestem żoną tej straszliwej Burzy, której wszyscy się obawiają, i jestem z tego dumna. Nikt, nawet Giotto, nie wygląda u mego boku lepiej niż ty.
– Co ja bym bez ciebie zrobił, aniele – powiedział i ucałował ją w czoło.
– Nie byłbyś kompletny. I ja nie byłabym kompletna bez ciebie. I jeśli nadal będziesz się upierał, nie zatańczę dziś z nikim innym prócz ciebie.
G westchnął. Miał ochotę poprosić ją, by tak właśnie zrobiła, ale nie potrafił. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł trzymać swojego Anioła w klatce. Pokręcił, więc głową.
– Nie, nie ma potrzeby. Ale wierzę, że byłabyś gotowa to dla mnie zrobić.
– Dziękuję ci, mężu.
Gdy muzyka ucichła, ponownie ucałował ją w czoło, po czym spojrzał na Giotta, który uśmiechnął się do nich ciepło. Chyba domyślał się, co targa G, więc dał im jeszcze chwilę, nim podszedł bliżej. Nikt zresztą nie kwapił się, żeby narazić się już na początku zazdrosnej Burzy.
– Mogę ci ją na chwilę porwać, przyjacielu?
– Skoro musisz – mruknął G i mijając przyjaciela, położył mu dłoń na ramieniu i dodał cicho: – O milimetr za nisko i upierdolę ci ręce.
Primo nie dał po sobie poznać, że słyszał, nie chcąc niepokoić Aki. To miał być jej dzień i nie zamierzał tego niszczyć. Ukłonił się przed nią szarmancko.
– Uczynisz mi ten zaszczyt i zatańczysz ze mną, Aki? – zapytał.
– Z przyjemnością – odparła z uśmiechem, podając mu dłoń.
Giotto pewnie poprowadził ją do tańca. Przez chwilę wszystkie oczy były zwrócone na nich, po czym kolejne pary pojawiały się na parkiecie.

***

Zdziwiła się, gdy Ricardo poprosił ją do tańca, ale zgodziła się z uśmiechem. W końcu Aki i Lampo włożyli wiele czasu i wysiłku w nauczenie jej, jak się tańczy. A Ricardo bardzo dobrze prowadził i nawet jej było łatwo dostosować kroki.
Gdy muzyka ucichła na moment, Ricardo odprowadził ją do Aki, która właśnie robiła sobie przerwę z kieliszkiem szampana. Uśmiechnęła się do nich ciepło.
– Widzę, że lekcje nie poszły na marne pomimo marudzenia Lampa – odezwała się. – Młoda Vongola wspaniale się prezentuje.
– Muszę nawet przyznać, że wasza dwójka wykonała kawał dobrej roboty – stwierdził Ricardo i uśmiechnął się. – A teraz jednak chciałbym zatańczyć z cudowną mentorką mojej Strażniczki. Aki, czy uczynisz mi ten zaszczyt? – dodał, oferując jej ramię.
Odstawiła kieliszek i zerknęła na siedzącego niedaleko Flavia, który obserwował wszystko z dość niechętną, nie wiedzieć czemu, miną.
– Mam nadzieję, że odpowiednio zatroszczysz się o Tori, Flavio. – Rzuciła mu wiele mówiące spojrzenie obiecujące, że jeśli nie poprosi Strażniczki Słońca, czeka go gorszy los, niż ten, który mógł mu zgotować G, po czym zwróciła się znów do Secundo: – Z przyjemnością, Ricardo.
Gdy Flavio wyciągnął do niej rękę, zawahała się, ale po chwili z gracją położyła swoją dłoń na jego, dając się prowadzić na parkiet. Nie wypadało odmówić. Miała szansę pokazać mu efekty swojej nauki, skoro ciągle się z niej nabijał. Zresztą obawiała się, że reszta rodziny nie pozwoliłaby żadnemu z nich się wymigać od tego tańca.
– Lepiej, żebyś nie nadepnęła mi na nogę – burknął Flavio, gdy przechodzili przez tłum par. – To drogie buty.
– Lepiej, żebyś nie zrobił mi wstydu – odgryzła się Tori i dodała: – Flafio.
– Ty mała – warknął i już chciał coś dodać, ale w tej samej chwili rozbrzmiała muzyka.
Położył lewą rękę na jej talii, a w prawej trzymał jej lewą dłoń. Prawą zaś Tori ułożyła na jego ramieniu. Plecy miała proste, a na twarzy pojawił się uśmiech. Dokładnie tak jak uczyła ją Aki.
Kilka pierwszych kroków było niepewne, bo żadne z młodych Strażników nie umiało wyczuć drugiego. Po chwili jednak oswoili się ze sobą i bliskością, która towarzyszyła im podczas tańca. Tori delikatnie podążała za ruchami Flavia, dając się prowadzić, a nie walcząc, jak podczas swoich lekcji z Aki i Lampem.
– Nie jest aż tak źle, jak myślałem.
– Dziękuję. Uznam to za komplement. Tobie też nie idzie aż tak źle.
– Doigrasz się, ty...
– Uśmiech, Flafio – pouczyła go Tori. Z jej wyrazu twarzy nie szło wyczytać, że przekomarza się z młodą Burzą. Wyglądała raczej, jakby świetnie się bawiła, podczas gdy Flavio marszczył groźnie brwi. – No już, chyba nie chcesz zawstydzić G na jego weselu.
– Jeszcze się z tobą policzę.
– Uśmiech, uśmiech – droczyła się z nim Tori.
Wreszcie mogła się na nim zemścić za jego wszystkie dotychczasowe złośliwości.

***

Alaude jak zwykle obserwował. Z kieliszkiem wina siedział tak, że nikt nie zwracał na niego zbytniej uwagi, nie zaczepiano go, nie oczekiwano, że ukradnie pannie młodej taniec. To planował zresztą uczynić nieco później tylko po to, by podrażnić nieco zazdrosną Burzę. Teraz jednak zamierzał dotrzymać obietnicy i zapewnić im spokój w trakcie wesela. W końcu pan młody nie powinien zajmować się tego dnia niczym poza swoją świeżo poślubioną małżonką, inaczej byłby to dla niej prawdziwy dyshonor, a tego nawet on by nie odpuścił.
Dostrzegł swego podwładnego przemykającego pomiędzy gośćmi na długo przed tym, jak on sam odnalazł Chmurę. Zerknął tylko w kierunku Aki wirującej na parkiecie w towarzystwie tego czarusia Cavallone, potem na G przyglądającego się temu z marsową miną. Żadne z nich niczego nie zauważyło.
– Mów – polecił cicho.
– Mamy go.
Alaude nie potrzebował więcej. Krótkim spojrzeniem odprawił mężczyznę, a sam niespiesznie ruszył w kierunku Giotta. Najchętniej by go nie informował, ale tym razem mógł zrobić wyjątek. Wykorzystał też moment, kiedy Primo był daleko od swej Prawej Ręki.
– Alaude – zdziwił się Giotto, lecz widząc minę przyjaciela, spoważniał. – Porozmawiajmy na osobności – dodał.
W kącie ust Chmury pojawił się lekki uśmiech. Wyprowadził go poza salę weselną, spojrzeniem tylko przekazując pozostałym Strażnikom, by mieli baczenie na Burzę. Po tym skierował się do domku ogrodnika, w którym aktualnie nikt nie przebywał. Czy raczej nie powinien, bo drzwi pilnowało dwóch ludzi Chmury.
– O co chodzi? – zapytał w końcu Primo. – Dlaczego mam wrażenie, że jesteś zadowolony?
– Rybka w końcu wpadła w sieć – odparł Alaude, kiwając głową do swoich podwładnych i wszedł pierwszy do środka. – Sądził, że pozostanie bezkarny, a nawet go pochwalisz za “uczynieniem ślubu Burzy bezpiecznym”.
Na dźwięk jego głosu związany mężczyzna pilnowany przez kolejnych dwóch ludzi Chmury podniósł ciemnowłosą głowę i spojrzał na nowo przybyłych. Twarz miał obitą, lecz nie na tyle, by go nie rozpoznać. Zresztą na widok Giotta dosyć się ożywił.
– Primo – zaskomlał.
– Marco, coś ty najlepszego uczynił? – powiedział ze smutkiem Giotto, patrząc na dawnego podwładnego swojej Prawej Ręki. – Dlaczego zamordowałeś tych ludzi?
Mężczyzna spojrzał na niego roziskrzonymi oczami i z niepokojącym uśmiechem odparł:
– To przecież oczywiste. Dla G i panienki Aki. To jest ich dzień i nikt nie może im przeszkadzać.
– Marco – skarcił go Giotto, marszcząc brwi. – Wiesz, że Vongola nie zabija. To jedna z naszych zasad. To, co ty zrobiłeś, jest straszne i zupełnie niezgodne z wolą Vongoli. To za takie brutalne zachowanie zostałeś wyrzucony z rodziny. Uważasz, że zrobiłeś to dla G? – zapytał. – Czy G naprawdę byłby zadowolony z tego, że jego były podwładny złamał zasady i kogoś zabił? Dla niego?
– Gdyby mógł, G sam by to zrobił – odparł gorączkowo Marco. – Nie zdajesz sobie sprawy, Primo, ilu nieprzyjemności wam oszczędziłem. Inaczej nie skończyłoby się tylko na incydencie z Beluccim, a panienka Aki nie byłaby taka szczęśliwa, bo jest szczęśliwa, prawda?
– Jest szczęśliwa i właśnie dlatego nie powiem jej o tym, co zrobiłeś. Nie chcę psuć jej tego dnia – stwierdził Giotto, patrząc znacząco na Alaudego. – Nie zrobiłeś nam w ten sposób przysługi, lecz przysporzyłeś dodatkowych kłopotów i zmartwień, Marco – dodał. – Musimy oczyścić jakoś imię rodziny. Nie chciałbym, aby ktoś przez ciebie oskarżał G o te straszne zbrodnie, które uczyniłeś. Jestem zmuszony oddać cię w ręce Alaudego. Nie mogę się za tobą wstawić po raz kolejny.
– Więc zostanę kozłem ofiarnym?
– Tak właśnie – odparła beznamiętnie Chmura. – Kozłem ofiarnym swojej własnej głupoty. Możesz winić tylko siebie, bo jesteś kundlem bez pana. Wracaj na przyjęcie – zwrócił się do Prima. – Lepiej, żeby Burza nie zauważyła, że coś się wydarzyło, bo gotów zostawić swoją panią nawet w taki dzień.

***

Valentino ucałował dłoń Aki, gdy tylko skończyli tańczyć. Zupełnie nie krył się z podziwem dla jej urody tego dnia, zresztą zdążył ją już skomplementować kilkukrotnie. Kątem oka dostrzegał pochmurną minę G, nie zamierzał jednak się powstrzymywać i zaoferował pannie młodej ramię.
– Pozwól odprowadzić się do swego małżonka.
– Jesteś dziś bardzo czarujący, Don Valentino – uznała.
– Raduję się twym szczęściem, lecz i czuję zazdrość, że to właśnie G usłyszał twą przysięgę małżeńską. Zresztą wierzę, że nie jestem osamotniony w tych uczuciach. Złamałaś dziś wiele męskich serc.
– Nawet tak nie żartuj, Valentino – odparła rozbawiona.
– Mówię bardzo poważnie, Aki. Nie zdajesz sobie sprawy, ilu z twoich dzisiejszych gości chciałoby być na miejscu twego małżonka. Czym sobie zasłużył na taki skarb, nadal nie wiem. – Spojrzał na G, przy którym przystanęli. – Dbaj o nią, by nie musiała żałować tej decyzji.
G prychnął, gromiąc mężczyznę wzrokiem:
– Nie musisz mi tego mówić.
– Nie miałem niczego złego na myśli – odparł z uśmiechem Cavallone. – Nie musisz być zazdrosny.
Burza nie odpowiedziała na to i zamiast tego zwróciła się do Aki:
– Może powinnaś chwilę odpocząć?
– Nie będę wam przeszkadzał – oznajmił Valentino i ulotnił się.
Aki natomiast uśmiechnęła się do G.
– Wszystko w porządku, ale nie obrażę się, jeśli poprosisz mnie do tańca.
Kątem oka dostrzegła wychodzących razem Giotta i Alaudego.
– A więc zatańczmy, jeśli to jest to, czego chcesz – orzekł z uśmiechem G. – Coś się stało, Aniele?
– Nie, nic – skłamała, wiedząc, że nie tylko dla niej widok Nieba i Chmury razem oznacza, że coś jest nie tak. – Z chęcią z tobą zatańczę.
G z dumą poprowadził swoją małżonkę na parkiet. Objął ją i przyciągnął blisko do siebie, po czym zaczął prowadzić w rytm muzyki, tak jak niegdyś ona go uczyła. Aki obdarzyła go uśmiechem i odprężyła się. Cokolwiek się działo, nie miało znaczenia, gdy wirowała w jego ramionach.
– Nadal nie wierzę, że to dzieje się naprawdę – szepnęła. – A może jednak śnię?
– Nie śnisz – odparł G i pocałował ją czule. W jego oczach pojawiły się radosne iskierki. – Zapewniam.
Nim Aki odpowiedziała, pomiędzy nim wepchnął się Lampo.
– Odbijany. Jeszcze nie tańczyłem z Aki, a ty idź podpierać ściany, póki Primo nie wróci.
– Wróci skąd? – zapytał G, łapiąc Lampa za kołnierz. – Coś się wydarzyło – bardziej stwierdził, niż spytał. – Gadaj.
– Ej no – oburzyła się Błyskawica, wyrywając się z uścisku. – Bez takich. To jego sprawa, gdzie chodzi, a ty masz właśnie wesele, przypominam. Żoną się zajmuj, a nie Primem.
– Ga… – zaczął G, chcąc potrząsnąć przyjacielem, ale powstrzymał się, kątem oka dostrzegając minę Aki. Puścił Lampa i mruknął tylko: – Przepraszam, Aniele. Nie będę wam przeszkadzać – dodał i odszedł.
– Lampo.
– No co? Taka prawda.
Aki nic już nie powiedziała, ale poszła za mężem. Złapała go za rękaw.
– Poczekaj.
– Dlaczego nie tańczysz z Lampo? – zapytał, posłusznie się zatrzymując. – Powinnaś się bawić. Ja tylko sprawdzę, co się dzieje i zaraz do ciebie wrócę.
Patrzyła na niego nieco rozdarta. Na końcu języka miała, żeby został i zostawił to na głowie Giotta, ale wiedziała, jak bardzo będzie go to męczyć. Nie potrafił inaczej.
 – To także twój dzień – zaczęła, ale zaraz zabrakło jej odwagi, żeby wytrwać w tym postanowieniu. Puściła go i spuściła spojrzenie. – Idź. Jeśli cię to uspokoi, idź.
– Będę z powrotem, nim zdążysz się obejrzeć – obiecał i pospiesznie ruszył przed siebie.
Giotta spotkał, gdy ten wychodził już z szopy.
– Co się dzieje? – zapytał od razu.
Primo spojrzał na niego zaskoczony.
– Co ty tu robisz? Powinieneś być z Aki – skarcił go.
– Podczas gdy ty coś ukrywasz? Myślałeś, że nie zauważę? – zapytał wściekle, łapiąc Giotta za ramiona.
– To wasz ślub – odparł spokojnie Primo. – Dzisiaj powinieneś być tylko i wyłącznie skupiony na Aki. Reszta nie ma dla ciebie znaczenia.
– Nie, kiedy mój przyjaciel próbuje coś przede mną ukrywać.
Giotto westchnął ciężko. Czasami przeklinał upartość swojej Prawej Ręki.
– Nie chcę psuć wam tego dnia. Wszystko jest pod kontrolą, a Aki potrzebuje cię tam, nie tutaj. Nie możesz mi po prostu zaufać i zająć się swoją piękną żoną?
– Znowu używasz Aki jako argumentu? – rozzłościła się Burza. – Gadaj, co się dzieje. Wtedy będę mógł spokojnie wrócić do Aki.
– Nic się nie dzieje. – Giotto nie zamierzał się ugiąć, choć też nie chciał się kłócić z przyjacielem. – Wszystko jest już pod kontrolą, więc możesz wracać.
– Jak jest pod kontrolą, to tym bardziej możesz mi powiedzieć.
– Jest pod kontrolą, więc nie ma o czym mówić. Idziemy, obiecałem Tori, że z nią zatańczę. – Pociągnął G w stronę rezydencji. – Koniec marudzenia.
Nie dał mu znowu zaoponować, gromiąc go wzrokiem, gdy tylko ponownie otwierał usta. G warknął pod nosem kilka niecenzuralnych słów, ale chwilowo odpuścił. I tak się dowie, kiedy tylko wszystko się skończy, a wtedy Giotto już go nie powstrzyma.
Gdy dotarli z powrotem, Tori tańczyła właśnie, po raz kolejny zresztą, z Ricardem. Najwyraźniej Secundo poczuwał się do obowiązku, by należycie zadbać o kobietę ze swojego pokolenia. Alfred zresztą również świetnie sprawdził się w tej sytuacji. Bardzo się z Tori zaprzyjaźnił, więc podczas wesela obrał sobie chyba za cel, by jej pilnować. Wątpliwym jednak było, aby ktoś miał próbować czegokolwiek w dniu wesela na terytorium Vongoli.
– Skoro wasza dwójka jest razem, nie dziwię się, że Aki straciła humor – zaczepiła ich Elena. – Teraz wszystko jasne.
– Gdzie ona w ogóle jest? – zapytał Giotto, uprzedzając przyjaciela, który nadal był w paskudnym nastroju po scysji w ogrodzie.
– Wyszła się przejść. Musieliście się minąć.
G rzucił obojgu pochmurne spojrzenie, po czym ruszył szukać żony. Elena uśmiechnęła się zadowolona pod czujnym spojrzeniem Prima.
– Aki wcale się nie obraziła – stwierdził.
– A powinna. To dyshonor dla panny młodej, gdy nowo poślubiony mąż zajmuje się wszystkim tylko nie nią. A wy powinniście być bardziej dyskretni, jeśli chcecie trzymać coś w tajemnicy przed tym furiatem.
– Czasami jesteś gorsza niż Deamon.
– Poczynię to sobie za komplement. A teraz idź, Tori na ciebie czeka. Inaczej wszystkie tańce ukradnie jej Ricardo.
Giotto nic już nie powiedział, ale ruszył w kierunku Secundo i jego Strażniczki, którzy właśnie schodzili z parkietu.
– Widzę, że doskonale się bawicie – powiedział z uśmiechem. – Mogę cię na moment porwać, Tori?
Dziewczyna popatrzyła na niego z radosnymi iskierkami w oczach i pokiwała energicznie głową.
– Oczywiście!
Giotto ujął ją pod ramię i zaprowadził z powrotem na parkiet. Nie miało znaczenia, że weszli w połowie utworu, Primo szybko odnalazł rytm i pewnie prowadził partnerkę, pamiętając jednak o tym, że dopiero od niedawna tańczy. Chociaż o to akurat nie musiał się martwić.
– Dobrze tańczysz, Tori. Chyba masz do tego talent.
– No nie wiem – odparła nieprzekonana. – To raczej zasługa wielu godzin praktyki z Lampo, pod czujnym okiem Aki.
– To prawda, że Aki jest wspaniałą nauczycielką, ale to, jak szybko opanowałaś kroki, to tylko twoja zasługa.
– Zależało mi na tym. Nie chciałam znowu narobić wszystkim wstydu. Tak jak wtedy u Don Cavallone.
– I wspaniale ci wyszło. To zaszczyt zatańczyć z tak dobrą tancerką.
– Dziękuję, Primo, ale jesteś dla mnie zbyt miły.
Giotto uśmiechnął się szerzej.
– Nieprawda. Mówię tak, jak czuję, a ty, Tori, zasługujesz w pełni na te słowa.
– Dziękuję, Primo. To wiele dla mnie znaczy.
– Nie ma za co. Mam nadzieję, że dzisiaj dobrze się bawisz.
– Tak. Bardzo.
– Cieszę się w takim razie. – Muzyka ucichła. – To już? Wydawało mi się, że dłużej to potrwa. Chyba że podarujesz mi jeszcze jeden taniec?
– Z przyjemnością.
Jednak i tym razem nie było im dane przetańczyć całej piosenki. Zapanowało zamieszanie, które zaniepokoiło Giotta, choć zupełnie niepotrzebnie. Gdy poszli to sprawdzić, okazało się, że nadeszła pora na oczekiwane przez wiele kobiet wydarzenie. Panna młoda miała rzucić swój bukiet, a szczęśliwa panna, która go złapie, jako następna weźmie ślub.
– Zdaje się, że ciebie to też dotyczy, Tori – zachęcił dziewczynę Primo, wskazując jej gwarny tłumek panien do wydania.
– No nie wiem – jęknęła Tori, krzywiąc się. – Muszę?
– Obawiam się, że tak. Elena raczej ci tego nie przepuści – zaśmiał się nieco nerwowo Giotto.
Tori westchnęła ciężko, rzuciła Primo nieco smutne spojrzenie i niechętnie ruszyła, by dołączyć do rozentuzjazmowanego tłumu. W przeciwieństwie do większości nie pchała się jednak do przodu, lecz pozostała z tyłu. Chciała tylko, by to się skończyło.
Aki odczekała jeszcze chwilę, dając im możliwość najdogodniejszego ustawienia się, po czym rzuciła bukiet za siebie. Panny sięgały po niego, jedna przez drugą, lecz ten jak na złość przeleciał nad nimi i upadł prosto na stojącą spokojnie Tori.
Ta zaś aż podskoczyła przestraszona. W jednej sekundzie stała znudzona, a w drugiej miała w rękach bukiet. Popatrzyła zaskoczona po twarzach zazdrosnych kobiet, a potem w stronę Prima, który uśmiechnął się do niej ciepło.
– Co? Co się wydarzyło?
– No proszę, nasza mała Tori niedługo wyjdzie za mąż – zaśmiał się stojący u boku żony Deamon. – Jak te dzieci szybko rosną.
– Co?! – wykrzyknęła Tori, słysząc słowa Mgły. Zaraz jednak się zmieszała, że podniosła głos. – Ja nie… Mogę to komuś chętnie oddać.
– Nie ma mowy – powiedziała Elena. – Zresztą wszyscy widzieli, jak go łapiesz.
– To tylko zabawa. – Aki położyła dłoń na ramieniu Tori. – Nie musisz się tym przejmować. Na wszystko przyjdzie pora.
– Ale zdawało mi się, że dużo osób bardzo go chciało. W sumie się nie dziwię, to cudowna pamiątka.
– I należy do ciebie. – Uśmiechnęła się Aki. – Czy może nie chcesz mojego bukietu? – zapytała żartobliwie.
– Nie, nie o to chodzi. Ja po prostu nie chce brać ślubu.
Członkowie Vongoli wybuchli śmiechem.
– A to ci dopiero nam się znalazła Strażniczka – zażartował Deamon. – Na szczęście sama ze sobą ślubu nie weźmiesz.
– Nie – naburmuszyła się Tori.
– Tori, nikt cię nie zmusza do brania ślubu. Nie bierz sobie tego do serca – pocieszył ją Ugetsu. – Zresztą teraz nas czeka podobny proceder. – Spojrzał przy tym na G, który z cierpiętniczą miną rozluźnił krawat, który miał się za chwilę znaleźć w rękach jakiegoś kawalera.
Na szczęście to już ostatnie, co musiał zrobić przy wszystkich. Oboje z Aki byli już zmęczeni, więc chciał udać się na spoczynek nawet, jeśli część gości będzie chciało się jeszcze bawić.
Większość Strażników ustawiła się bez problemu. Lampo trochę się ociągał, tym bardziej widząc złośliwą minę Mgły, która nie musiała już przez to przechodzić. Ricardo wyglądał na nieco obrażonego, ale i tak poszedł. A za nim oczywiście Flavio. Dla Alfreda natomiast zdawało się to być nawet atrakcją. Najtrudniej było zaciągnąć Primo, który obawiał się, że złapie krawat i da przyjaciołom kolejny powód do docinek.
– No, po tym jak wysłałeś Tori, nie możesz sam się wymigać – zauważyła Elena, spoglądając ze złośliwym uśmieszkiem na Giotta. – No już.
Wreszcie wszyscy się zebrali. Wreszcie G mógł to zakończyć. Zamachnął się i rzucił zwiniętym w kulkę krawatem, trafiając prosto w twarz swojego ucznia. Flavio ściągnął materiał z twarzy i popatrzył z przerażeniem na G.
– No i mamy parę! – zatriumfował Daemon. – Jednak Burze mają coś w sobie. Najpierw Aki i G, teraz Tori i Flavio.


Koniec części pierwszej :)