Przez chwilę na siebie
spoglądali. G zdawało się, że minęła cała wieczność, nim udało mu się zmusić do
ruchu. Wciąż jeszcze drżącymi dłońmi ujął twarz Aki, pochylił się lekko i
złożył na jej ustach pocałunek. Najpierw delikatny i może nieco nieśmiały, ale
gdy odpowiedziała, pogłębił gest, nie przejmując się niczym poza tą chwilą.
Zresztą Aki czuła się tak samo, objęła go za szyję wolną od bukietu ręką i
pozwoliła pojedynczej łzie spłynąć po policzku.
Rozległy się gromkie brawa oraz
wiwaty. Wszyscy świętowali razem z nimi. Strażnicy również wyglądali na
wzruszonych. Giotto patrzył na swoich przyjaciół dumny jak kwoka. Natomiast
Lampo dyskretnie otarł łzy z kącików oczu.
– No już, weź się w garść –
zaśmiał się Knuckle, kładąc dłoń na ramieniu Błyskawicy.
Chwilę później wszyscy razem
udali się do sali weselnej, gdzie zasiedli razem przy głównym stole razem z
młodą parą. Służba rozniosła kieliszki z szampanem, również dzieląc szczęście
rodziny. Oczy wszystkich zwrócone były na młodą parę, która zerkała na siebie
co chwilę, jakby upewniając się, że to dzieje się naprawdę, a to drugie siedzi
obok.
Kiedy Giotto wstał, wszelkie
rozmowy ucichły. Spojrzał na G i Aki, uśmiechając się ciepło. Sam czekał na ten
dzień z niecierpliwością i teraz był dumny i pewny jak nigdy decyzji, by
przyjąć kobietę do rodziny.
– W ten wspaniały dzień
zebraliśmy się, by świętować zawarcie związku małżeńskiego pomiędzy dwojgiem
wspaniałych ludzi oraz moich najlepszych przyjaciół. Nikt tak bardzo nie czekał
na ten dzień, nikt tak bardzo nie zasłużył na to wszystko jak właśnie oni, choć
uwierzcie mi, gdyby ktoś powiedziałby mi wiele lat temu, że ten furiat ożeni
się z tak wspaniałą kobietą, nie uwierzyłbym.
– Nikt z nas by nie uwierzył –
mruknął pod nosem Lampo.
Na twarzach pozostałych
Strażników pojawił się uśmiech, a sam G posłał Primo kose spojrzenie, lecz się
nie odezwał.
– Pamiętam dobrze dzień, w którym
się spotkaliśmy, przyjacielu – kontynuował Giotto. – Wszyscy mi odradzali
zadawanie się z tobą, a stałeś się osobą, na której zawsze mogę polegać i która
zawsze chroni moje plecy, kiedy robię te wszystkie głupoty, za które masz
ochotę mnie zabić. – G pokręcił głową, widząc wzruszenie przyjaciela. – Myśl,
co chcesz, ale bez ciebie nie byłoby Vongoli. Jestem wdzięczny za to, że wciąż
trwasz u mojego boku.
– Zaraz się rozbeczy – szepnął G,
a Aki się zaśmiała, kładąc swoją dłoń na tej należącej do męża.
– Ale – Giotto spojrzał na Aki i
uśmiechnął się ciepło – wierzę, że G nie stałby się tym człowiekiem, którym
jest dzisiaj, gdyby w naszym życiu nie pojawiła się Aki. Moja najdroższa
przyjaciółka, jedyna osoba, która potrafi nas obu ogarnąć jednym spojrzeniem. –
Kobieta zarumieniła się nieco bardziej, niż była dotychczas. – Dziś wiem, że to
była najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć i cieszę się, że z nami zostałaś,
choć wcale nie musiałaś. Nauczyłaś nas wielu rzeczy, a twój uśmiech stał się
nieodzownym elementem naszego życia. Przede wszystkim jednak pokochałaś G. Tego
furiata, który wiecznie na wszystkich wrzeszczał, którego nawet ja czasami nie
potrafiłem powstrzymać. Zobaczyłaś wszystkie jego wady i zaakceptowałaś je bez
mrugnięcia okiem, byłaś przy tym nieustępliwa i nieustraszona. W ciągu tych lat
spędzonych u naszego boku stałaś się podporą Vongoli, bez której nie wyobrażamy
sobie życia. Do tego całkowicie zawłaszczyłaś sobie G, nie pytając nikogo o
zdanie. – Teraz to Aki posłała mu kose spojrzenie, mówiące, że gada głupoty. –
Jesteście dwojgiem moich najlepszych przyjaciół i czuję się zaszczycony, że
mogę uczestniczyć w waszym święcie, cieszyć się waszym szczęściem, bo jak nikt
na to zasłużyliście.
Rozległy się gromkie brawa gości.
Tori łkała cicho, słuchając cudnej przemowy Prima, a Flavio otarł ukradkiem
łzy. Musiał się wziąć w garść, bo oto nadeszła jego kolej.
– Ja również chciałbym wznieść
toast – odezwał się Flavio wstając i unosząc kieliszek w symbolicznym geście. –
Za mojego opiekuna, mentora. Za G, który jest dla mnie jak starszy brat oraz za
Aki, która począwszy od dzisiaj stała się moją starszą siostrą. Oboje zasługują
na to szczęście, a ja czuję się uhonorowany, mogąc świętować dzisiaj razem z
nimi. Teraz pozostało mi jedynie czekać, aż pewnego dnia to ja stanę się
starszym bratem dla ich dzieci i będę mógł je uczyć tego, czego Aki i G
nauczyli mnie.
Burza posłała swemu następcy
groźne spojrzenie, ale uspokoiła się, czując dotyk Aki na swojej dłoni. Oboje
się uśmiechnęli na myśl o powiększeniu rodziny. Tym razem o własne dzieci.
Jeszcze kilka osób zabrało głos,
by oficjalnie pogratulować młodej parze, która wręcz promieniała szczęściem.
Chyba każdy z gości poczuł się dziś odrobinę zazdrosny o to, co ta dwójka do
siebie czuje, a jednocześnie wszyscy cieszyli się ich świętem.
Wreszcie nadszedł czas, na który
wszyscy czekali – pierwszy taniec młodej pary. G prychnął pod nosem, czując na
sobie spojrzenia gości. Czekali na jego pierwszy ruch. Naprawdę nie chciał tego
robić. Tak na pokaz, przy wszystkich. Wolałby zatańczyć z Aki sam w pustej
sali. Nawet bez muzyki. Jednak raz jeszcze uświadomił sobie, jak bardzo kobieta
zasługiwała na ten wspaniały dzień. Swój najważniejszy dzień w życiu.
Wstał nagle. Cały był nieco
sztywny, a marsowa mina nie wróżyła nic dobrego. Odchrząknął znacząco,
zwracając na siebie jej uwagę i wyciągnął do niej dłoń.
– Zatańczysz ze mną, aniele?
Uśmiechnęła się tym
najpiękniejszym uśmiechem, który rezerwowała tylko dla niego. Pewnie ujęła jego
dłoń, wstając.
– Nie rób miny, jakbyś robił to
za karę – powiedziała cicho. – Bo jeszcze pomyślę, że nie chcesz tego robić.
Jego policzki pokryły się
delikatnym różem. Nie chciał jej w żaden sposób urazić. Nim jednak otworzył
usta, położyła mu palec na wargach z rozbawieniem.
– Wiem – dodała tylko i dała się
poprowadzić na parkiet.
Rozbrzmiała muzyka, pierwsze
kroki postawili nieco nieśmiało, ale po chwili przestały się liczyć spojrzenia
i zachwyty gości. Byli tylko oni. Nie odrywał wzroku od jej złoto-brązowych
oczu, w których widział iskierki szczęścia. Nie mógł się więc nie uśmiechnąć w
odpowiedzi.
– Wciąż nie mogę uwierzyć, że się
zgodziłaś – odezwał się cicho.
– Czemu miałabym nie?
– Z wielu powodów.
– Żadnego sobie nie przypominam.
Nie dyskutował z nią dłużej, nie
zamierzał przekonywać, bo oboje właśnie tego chcieli. Nic więcej się dzisiaj
nie liczyło. I dla niego także był to najwspanialszy dzień w jego życiu. Gdyby
nie fakt, że cała chmara mężczyzn już ustawiała się w kolejce, by ukraść ją,
choć na jeden taniec.
– Mogę ci coś wyznać?
– Wiesz, że możesz powiedzieć mi
o wszystkim.
– Najchętniej wziąłbym cię na ręce
i uciekł stąd jak najdalej od tych wszystkich ludzi. Nie podoba mi się, że
będziesz tańczyć z obcymi mężczyznami. To ja jestem twoim mężem.
Zaśmiała się na to wyznanie.
– Nie masz powodów do obaw. Nikt
nie ma co do tego wątpliwości, a ten dzień nie jest tylko naszym świętem, lecz
również naszych najbliższych. To chyba nic złego, żebyśmy podzielili naszym
szczęściem z nimi?
– Nie mam ochoty się tobą z nikim
dzielić.
Przełożyła dłoń z jego ramienia
na policzek.
– Jestem twoja – zapewniła. – Czy
uspokoi cię myśl, że następny taniec obiecałam twojemu najlepszemu
przyjacielowi?
G spojrzał na nią krytycznie.
– Ani trochę. Giotto jest jeszcze
gorszy.
– Gorszy? Dlaczego? – zdziwiła
się.
– Wszyscy zawsze brali was za
parę.
– I cóż z tego? Dziś wszyscy
widzieli i słyszeli, że to twoją żoną jestem. Nic tego nie zmienia. Jestem żoną
tej straszliwej Burzy, której wszyscy się obawiają, i jestem z tego dumna.
Nikt, nawet Giotto, nie wygląda u mego boku lepiej niż ty.
– Co ja bym bez ciebie zrobił,
aniele – powiedział i ucałował ją w czoło.
– Nie byłbyś kompletny. I ja nie
byłabym kompletna bez ciebie. I jeśli nadal będziesz się upierał, nie zatańczę
dziś z nikim innym prócz ciebie.
G westchnął. Miał ochotę poprosić
ją, by tak właśnie zrobiła, ale nie potrafił. Nie mógł tego zrobić. Nie mógł
trzymać swojego Anioła w klatce. Pokręcił, więc głową.
– Nie, nie ma potrzeby. Ale wierzę,
że byłabyś gotowa to dla mnie zrobić.
– Dziękuję ci, mężu.
Gdy muzyka ucichła, ponownie
ucałował ją w czoło, po czym spojrzał na Giotta, który uśmiechnął się do nich
ciepło. Chyba domyślał się, co targa G, więc dał im jeszcze chwilę, nim
podszedł bliżej. Nikt zresztą nie kwapił się, żeby narazić się już na początku
zazdrosnej Burzy.
– Mogę ci ją na chwilę porwać,
przyjacielu?
– Skoro musisz – mruknął G i
mijając przyjaciela, położył mu dłoń na ramieniu i dodał cicho: – O milimetr za
nisko i upierdolę ci ręce.
Primo nie dał po sobie poznać, że
słyszał, nie chcąc niepokoić Aki. To miał być jej dzień i nie zamierzał tego
niszczyć. Ukłonił się przed nią szarmancko.
– Uczynisz mi ten zaszczyt i
zatańczysz ze mną, Aki? – zapytał.
– Z przyjemnością – odparła z
uśmiechem, podając mu dłoń.
Giotto pewnie poprowadził ją do
tańca. Przez chwilę wszystkie oczy były zwrócone na nich, po czym kolejne pary
pojawiały się na parkiecie.
***
Zdziwiła się, gdy Ricardo
poprosił ją do tańca, ale zgodziła się z uśmiechem. W końcu Aki i Lampo włożyli
wiele czasu i wysiłku w nauczenie jej, jak się tańczy. A Ricardo bardzo dobrze
prowadził i nawet jej było łatwo dostosować kroki.
Gdy muzyka ucichła na moment,
Ricardo odprowadził ją do Aki, która właśnie robiła sobie przerwę z kieliszkiem
szampana. Uśmiechnęła się do nich ciepło.
– Widzę, że lekcje nie poszły na
marne pomimo marudzenia Lampa – odezwała się. – Młoda Vongola wspaniale się
prezentuje.
– Muszę nawet przyznać, że wasza
dwójka wykonała kawał dobrej roboty – stwierdził Ricardo i uśmiechnął się. – A
teraz jednak chciałbym zatańczyć z cudowną mentorką mojej Strażniczki. Aki, czy
uczynisz mi ten zaszczyt? – dodał, oferując jej ramię.
Odstawiła kieliszek i zerknęła na
siedzącego niedaleko Flavia, który obserwował wszystko z dość niechętną, nie
wiedzieć czemu, miną.
– Mam nadzieję, że odpowiednio
zatroszczysz się o Tori, Flavio. – Rzuciła mu wiele mówiące spojrzenie
obiecujące, że jeśli nie poprosi Strażniczki Słońca, czeka go gorszy los, niż
ten, który mógł mu zgotować G, po czym zwróciła się znów do Secundo: – Z
przyjemnością, Ricardo.
Gdy Flavio wyciągnął do niej
rękę, zawahała się, ale po chwili z gracją położyła swoją dłoń na jego, dając
się prowadzić na parkiet. Nie wypadało odmówić. Miała szansę pokazać mu efekty
swojej nauki, skoro ciągle się z niej nabijał. Zresztą obawiała się, że reszta
rodziny nie pozwoliłaby żadnemu z nich się wymigać od tego tańca.
– Lepiej, żebyś nie nadepnęła mi
na nogę – burknął Flavio, gdy przechodzili przez tłum par. – To drogie buty.
– Lepiej, żebyś nie zrobił mi
wstydu – odgryzła się Tori i dodała: – Flafio.
– Ty mała – warknął i już chciał
coś dodać, ale w tej samej chwili rozbrzmiała muzyka.
Położył lewą rękę na jej talii, a
w prawej trzymał jej lewą dłoń. Prawą zaś Tori ułożyła na jego ramieniu. Plecy
miała proste, a na twarzy pojawił się uśmiech. Dokładnie tak jak uczyła ją Aki.
Kilka pierwszych kroków było
niepewne, bo żadne z młodych Strażników nie umiało wyczuć drugiego. Po chwili
jednak oswoili się ze sobą i bliskością, która towarzyszyła im podczas tańca.
Tori delikatnie podążała za ruchami Flavia, dając się prowadzić, a nie walcząc,
jak podczas swoich lekcji z Aki i Lampem.
– Nie jest aż tak źle, jak
myślałem.
– Dziękuję. Uznam to za
komplement. Tobie też nie idzie aż tak źle.
– Doigrasz się, ty...
– Uśmiech, Flafio – pouczyła go
Tori. Z jej wyrazu twarzy nie szło wyczytać, że przekomarza się z młodą Burzą.
Wyglądała raczej, jakby świetnie się bawiła, podczas gdy Flavio marszczył
groźnie brwi. – No już, chyba nie chcesz zawstydzić G na jego weselu.
– Jeszcze się z tobą policzę.
– Uśmiech, uśmiech – droczyła się
z nim Tori.
Wreszcie mogła się na nim zemścić
za jego wszystkie dotychczasowe złośliwości.
***
Alaude jak zwykle obserwował. Z
kieliszkiem wina siedział tak, że nikt nie zwracał na niego zbytniej uwagi, nie
zaczepiano go, nie oczekiwano, że ukradnie pannie młodej taniec. To planował
zresztą uczynić nieco później tylko po to, by podrażnić nieco zazdrosną Burzę.
Teraz jednak zamierzał dotrzymać obietnicy i zapewnić im spokój w trakcie
wesela. W końcu pan młody nie powinien zajmować się tego dnia niczym poza swoją
świeżo poślubioną małżonką, inaczej byłby to dla niej prawdziwy dyshonor, a
tego nawet on by nie odpuścił.
Dostrzegł swego podwładnego
przemykającego pomiędzy gośćmi na długo przed tym, jak on sam odnalazł Chmurę.
Zerknął tylko w kierunku Aki wirującej na parkiecie w towarzystwie tego
czarusia Cavallone, potem na G przyglądającego się temu z marsową miną. Żadne z
nich niczego nie zauważyło.
– Mów – polecił cicho.
– Mamy go.
Alaude nie potrzebował więcej.
Krótkim spojrzeniem odprawił mężczyznę, a sam niespiesznie ruszył w kierunku
Giotta. Najchętniej by go nie informował, ale tym razem mógł zrobić wyjątek.
Wykorzystał też moment, kiedy Primo był daleko od swej Prawej Ręki.
– Alaude – zdziwił się Giotto,
lecz widząc minę przyjaciela, spoważniał. – Porozmawiajmy na osobności – dodał.
W kącie ust Chmury pojawił się
lekki uśmiech. Wyprowadził go poza salę weselną, spojrzeniem tylko przekazując
pozostałym Strażnikom, by mieli baczenie na Burzę. Po tym skierował się do
domku ogrodnika, w którym aktualnie nikt nie przebywał. Czy raczej nie
powinien, bo drzwi pilnowało dwóch ludzi Chmury.
– O co chodzi? – zapytał w końcu
Primo. – Dlaczego mam wrażenie, że jesteś zadowolony?
– Rybka w końcu wpadła w sieć –
odparł Alaude, kiwając głową do swoich podwładnych i wszedł pierwszy do środka.
– Sądził, że pozostanie bezkarny, a nawet go pochwalisz za “uczynieniem ślubu
Burzy bezpiecznym”.
Na dźwięk jego głosu związany
mężczyzna pilnowany przez kolejnych dwóch ludzi Chmury podniósł ciemnowłosą
głowę i spojrzał na nowo przybyłych. Twarz miał obitą, lecz nie na tyle, by go
nie rozpoznać. Zresztą na widok Giotta dosyć się ożywił.
– Primo – zaskomlał.
– Marco, coś ty najlepszego
uczynił? – powiedział ze smutkiem Giotto, patrząc na dawnego podwładnego swojej
Prawej Ręki. – Dlaczego zamordowałeś tych ludzi?
Mężczyzna spojrzał na niego
roziskrzonymi oczami i z niepokojącym uśmiechem odparł:
– To przecież oczywiste. Dla G i
panienki Aki. To jest ich dzień i nikt nie może im przeszkadzać.
– Marco – skarcił go Giotto,
marszcząc brwi. – Wiesz, że Vongola nie zabija. To jedna z naszych zasad. To,
co ty zrobiłeś, jest straszne i zupełnie niezgodne z wolą Vongoli. To za takie
brutalne zachowanie zostałeś wyrzucony z rodziny. Uważasz, że zrobiłeś to dla
G? – zapytał. – Czy G naprawdę byłby zadowolony z tego, że jego były podwładny
złamał zasady i kogoś zabił? Dla niego?
– Gdyby mógł, G sam by to zrobił
– odparł gorączkowo Marco. – Nie zdajesz sobie sprawy, Primo, ilu
nieprzyjemności wam oszczędziłem. Inaczej nie skończyłoby się tylko na
incydencie z Beluccim, a panienka Aki nie byłaby taka szczęśliwa, bo jest
szczęśliwa, prawda?
– Jest szczęśliwa i właśnie
dlatego nie powiem jej o tym, co zrobiłeś. Nie chcę psuć jej tego dnia –
stwierdził Giotto, patrząc znacząco na Alaudego. – Nie zrobiłeś nam w ten
sposób przysługi, lecz przysporzyłeś dodatkowych kłopotów i zmartwień, Marco –
dodał. – Musimy oczyścić jakoś imię rodziny. Nie chciałbym, aby ktoś przez
ciebie oskarżał G o te straszne zbrodnie, które uczyniłeś. Jestem zmuszony
oddać cię w ręce Alaudego. Nie mogę się za tobą wstawić po raz kolejny.
– Więc zostanę kozłem ofiarnym?
– Tak właśnie – odparła
beznamiętnie Chmura. – Kozłem ofiarnym swojej własnej głupoty. Możesz winić
tylko siebie, bo jesteś kundlem bez pana. Wracaj na przyjęcie – zwrócił się do
Prima. – Lepiej, żeby Burza nie zauważyła, że coś się wydarzyło, bo gotów
zostawić swoją panią nawet w taki dzień.
***
Valentino ucałował dłoń Aki, gdy
tylko skończyli tańczyć. Zupełnie nie krył się z podziwem dla jej urody tego
dnia, zresztą zdążył ją już skomplementować kilkukrotnie. Kątem oka dostrzegał
pochmurną minę G, nie zamierzał jednak się powstrzymywać i zaoferował pannie
młodej ramię.
– Pozwól odprowadzić się do swego
małżonka.
– Jesteś dziś bardzo czarujący,
Don Valentino – uznała.
– Raduję się twym szczęściem,
lecz i czuję zazdrość, że to właśnie G usłyszał twą przysięgę małżeńską.
Zresztą wierzę, że nie jestem osamotniony w tych uczuciach. Złamałaś dziś wiele
męskich serc.
– Nawet tak nie żartuj, Valentino
– odparła rozbawiona.
– Mówię bardzo poważnie, Aki. Nie
zdajesz sobie sprawy, ilu z twoich dzisiejszych gości chciałoby być na miejscu
twego małżonka. Czym sobie zasłużył na taki skarb, nadal nie wiem. – Spojrzał
na G, przy którym przystanęli. – Dbaj o nią, by nie musiała żałować tej
decyzji.
G prychnął, gromiąc mężczyznę
wzrokiem:
– Nie musisz mi tego mówić.
– Nie miałem niczego złego na
myśli – odparł z uśmiechem Cavallone. – Nie musisz być zazdrosny.
Burza nie odpowiedziała na to i
zamiast tego zwróciła się do Aki:
– Może powinnaś chwilę odpocząć?
– Nie będę wam przeszkadzał –
oznajmił Valentino i ulotnił się.
Aki natomiast uśmiechnęła się do
G.
– Wszystko w porządku, ale nie
obrażę się, jeśli poprosisz mnie do tańca.
Kątem oka dostrzegła wychodzących
razem Giotta i Alaudego.
– A więc zatańczmy, jeśli to jest
to, czego chcesz – orzekł z uśmiechem G. – Coś się stało, Aniele?
– Nie, nic – skłamała, wiedząc,
że nie tylko dla niej widok Nieba i Chmury razem oznacza, że coś jest nie tak.
– Z chęcią z tobą zatańczę.
G z dumą poprowadził swoją
małżonkę na parkiet. Objął ją i przyciągnął blisko do siebie, po czym zaczął
prowadzić w rytm muzyki, tak jak niegdyś ona go uczyła. Aki obdarzyła go
uśmiechem i odprężyła się. Cokolwiek się działo, nie miało znaczenia, gdy
wirowała w jego ramionach.
– Nadal nie wierzę, że to dzieje
się naprawdę – szepnęła. – A może jednak śnię?
– Nie śnisz – odparł G i pocałował
ją czule. W jego oczach pojawiły się radosne iskierki. – Zapewniam.
Nim Aki odpowiedziała, pomiędzy
nim wepchnął się Lampo.
– Odbijany. Jeszcze nie tańczyłem
z Aki, a ty idź podpierać ściany, póki Primo nie wróci.
– Wróci skąd? – zapytał G, łapiąc
Lampa za kołnierz. – Coś się wydarzyło – bardziej stwierdził, niż spytał. –
Gadaj.
– Ej no – oburzyła się
Błyskawica, wyrywając się z uścisku. – Bez takich. To jego sprawa, gdzie
chodzi, a ty masz właśnie wesele, przypominam. Żoną się zajmuj, a nie Primem.
– Ga… – zaczął G, chcąc
potrząsnąć przyjacielem, ale powstrzymał się, kątem oka dostrzegając minę Aki.
Puścił Lampa i mruknął tylko: – Przepraszam, Aniele. Nie będę wam przeszkadzać
– dodał i odszedł.
– Lampo.
– No co? Taka prawda.
Aki nic już nie powiedziała, ale
poszła za mężem. Złapała go za rękaw.
– Poczekaj.
– Dlaczego nie tańczysz z Lampo?
– zapytał, posłusznie się zatrzymując. – Powinnaś się bawić. Ja tylko sprawdzę,
co się dzieje i zaraz do ciebie wrócę.
Patrzyła na niego nieco rozdarta.
Na końcu języka miała, żeby został i zostawił to na głowie Giotta, ale
wiedziała, jak bardzo będzie go to męczyć. Nie potrafił inaczej.
– To także twój dzień – zaczęła, ale zaraz
zabrakło jej odwagi, żeby wytrwać w tym postanowieniu. Puściła go i spuściła spojrzenie.
– Idź. Jeśli cię to uspokoi, idź.
– Będę z powrotem, nim zdążysz
się obejrzeć – obiecał i pospiesznie ruszył przed siebie.
Giotta spotkał, gdy ten wychodził
już z szopy.
– Co się dzieje? – zapytał od
razu.
Primo spojrzał na niego
zaskoczony.
– Co ty tu robisz? Powinieneś być
z Aki – skarcił go.
– Podczas gdy ty coś ukrywasz?
Myślałeś, że nie zauważę? – zapytał wściekle, łapiąc Giotta za ramiona.
– To wasz ślub – odparł spokojnie
Primo. – Dzisiaj powinieneś być tylko i wyłącznie skupiony na Aki. Reszta nie
ma dla ciebie znaczenia.
– Nie, kiedy mój przyjaciel
próbuje coś przede mną ukrywać.
Giotto westchnął ciężko. Czasami
przeklinał upartość swojej Prawej Ręki.
– Nie chcę psuć wam tego dnia.
Wszystko jest pod kontrolą, a Aki potrzebuje cię tam, nie tutaj. Nie możesz mi
po prostu zaufać i zająć się swoją piękną żoną?
– Znowu używasz Aki jako
argumentu? – rozzłościła się Burza. – Gadaj, co się dzieje. Wtedy będę mógł
spokojnie wrócić do Aki.
– Nic się nie dzieje. – Giotto
nie zamierzał się ugiąć, choć też nie chciał się kłócić z przyjacielem. –
Wszystko jest już pod kontrolą, więc możesz wracać.
– Jak jest pod kontrolą, to tym
bardziej możesz mi powiedzieć.
– Jest pod kontrolą, więc nie ma
o czym mówić. Idziemy, obiecałem Tori, że z nią zatańczę. – Pociągnął G w
stronę rezydencji. – Koniec marudzenia.
Nie dał mu znowu zaoponować,
gromiąc go wzrokiem, gdy tylko ponownie otwierał usta. G warknął pod nosem
kilka niecenzuralnych słów, ale chwilowo odpuścił. I tak się dowie, kiedy tylko
wszystko się skończy, a wtedy Giotto już go nie powstrzyma.
Gdy dotarli z powrotem, Tori
tańczyła właśnie, po raz kolejny zresztą, z Ricardem. Najwyraźniej Secundo
poczuwał się do obowiązku, by należycie zadbać o kobietę ze swojego pokolenia.
Alfred zresztą również świetnie sprawdził się w tej sytuacji. Bardzo się z Tori
zaprzyjaźnił, więc podczas wesela obrał sobie chyba za cel, by jej pilnować.
Wątpliwym jednak było, aby ktoś miał próbować czegokolwiek w dniu wesela na
terytorium Vongoli.
– Skoro wasza dwójka jest razem,
nie dziwię się, że Aki straciła humor – zaczepiła ich Elena. – Teraz wszystko
jasne.
– Gdzie ona w ogóle jest? –
zapytał Giotto, uprzedzając przyjaciela, który nadal był w paskudnym nastroju
po scysji w ogrodzie.
– Wyszła się przejść. Musieliście
się minąć.
G rzucił obojgu pochmurne
spojrzenie, po czym ruszył szukać żony. Elena uśmiechnęła się zadowolona pod
czujnym spojrzeniem Prima.
– Aki wcale się nie obraziła –
stwierdził.
– A powinna. To dyshonor dla
panny młodej, gdy nowo poślubiony mąż zajmuje się wszystkim tylko nie nią. A wy
powinniście być bardziej dyskretni, jeśli chcecie trzymać coś w tajemnicy przed
tym furiatem.
– Czasami jesteś gorsza niż
Deamon.
– Poczynię to sobie za
komplement. A teraz idź, Tori na ciebie czeka. Inaczej wszystkie tańce ukradnie
jej Ricardo.
Giotto nic już nie powiedział,
ale ruszył w kierunku Secundo i jego Strażniczki, którzy właśnie schodzili z
parkietu.
– Widzę, że doskonale się bawicie
– powiedział z uśmiechem. – Mogę cię na moment porwać, Tori?
Dziewczyna popatrzyła na niego z
radosnymi iskierkami w oczach i pokiwała energicznie głową.
– Oczywiście!
Giotto ujął ją pod ramię i
zaprowadził z powrotem na parkiet. Nie miało znaczenia, że weszli w połowie
utworu, Primo szybko odnalazł rytm i pewnie prowadził partnerkę, pamiętając
jednak o tym, że dopiero od niedawna tańczy. Chociaż o to akurat nie musiał się
martwić.
– Dobrze tańczysz, Tori. Chyba
masz do tego talent.
– No nie wiem – odparła
nieprzekonana. – To raczej zasługa wielu godzin praktyki z Lampo, pod czujnym
okiem Aki.
– To prawda, że Aki jest
wspaniałą nauczycielką, ale to, jak szybko opanowałaś kroki, to tylko twoja
zasługa.
– Zależało mi na tym. Nie
chciałam znowu narobić wszystkim wstydu. Tak jak wtedy u Don Cavallone.
– I wspaniale ci wyszło. To
zaszczyt zatańczyć z tak dobrą tancerką.
– Dziękuję, Primo, ale jesteś dla
mnie zbyt miły.
Giotto uśmiechnął się szerzej.
– Nieprawda. Mówię tak, jak
czuję, a ty, Tori, zasługujesz w pełni na te słowa.
– Dziękuję, Primo. To wiele dla
mnie znaczy.
– Nie ma za co. Mam nadzieję, że
dzisiaj dobrze się bawisz.
– Tak. Bardzo.
– Cieszę się w takim razie. –
Muzyka ucichła. – To już? Wydawało mi się, że dłużej to potrwa. Chyba że
podarujesz mi jeszcze jeden taniec?
– Z przyjemnością.
Jednak i tym razem nie było im
dane przetańczyć całej piosenki. Zapanowało zamieszanie, które zaniepokoiło
Giotta, choć zupełnie niepotrzebnie. Gdy poszli to sprawdzić, okazało się, że
nadeszła pora na oczekiwane przez wiele kobiet wydarzenie. Panna młoda miała
rzucić swój bukiet, a szczęśliwa panna, która go złapie, jako następna weźmie
ślub.
– Zdaje się, że ciebie to też
dotyczy, Tori – zachęcił dziewczynę Primo, wskazując jej gwarny tłumek panien
do wydania.
– No nie wiem – jęknęła Tori,
krzywiąc się. – Muszę?
– Obawiam się, że tak. Elena
raczej ci tego nie przepuści – zaśmiał się nieco nerwowo Giotto.
Tori westchnęła ciężko, rzuciła
Primo nieco smutne spojrzenie i niechętnie ruszyła, by dołączyć do
rozentuzjazmowanego tłumu. W przeciwieństwie do większości nie pchała się
jednak do przodu, lecz pozostała z tyłu. Chciała tylko, by to się skończyło.
Aki odczekała jeszcze chwilę,
dając im możliwość najdogodniejszego ustawienia się, po czym rzuciła bukiet za
siebie. Panny sięgały po niego, jedna przez drugą, lecz ten jak na złość
przeleciał nad nimi i upadł prosto na stojącą spokojnie Tori.
Ta zaś aż podskoczyła
przestraszona. W jednej sekundzie stała znudzona, a w drugiej miała w rękach
bukiet. Popatrzyła zaskoczona po twarzach zazdrosnych kobiet, a potem w stronę
Prima, który uśmiechnął się do niej ciepło.
– Co? Co się wydarzyło?
– No proszę, nasza mała Tori
niedługo wyjdzie za mąż – zaśmiał się stojący u boku żony Deamon. – Jak te
dzieci szybko rosną.
– Co?! – wykrzyknęła Tori,
słysząc słowa Mgły. Zaraz jednak się zmieszała, że podniosła głos. – Ja nie…
Mogę to komuś chętnie oddać.
– Nie ma mowy – powiedziała
Elena. – Zresztą wszyscy widzieli, jak go łapiesz.
– To tylko zabawa. – Aki położyła
dłoń na ramieniu Tori. – Nie musisz się tym przejmować. Na wszystko przyjdzie
pora.
– Ale zdawało mi się, że dużo
osób bardzo go chciało. W sumie się nie dziwię, to cudowna pamiątka.
– I należy do ciebie. –
Uśmiechnęła się Aki. – Czy może nie chcesz mojego bukietu? – zapytała
żartobliwie.
– Nie, nie o to chodzi. Ja po
prostu nie chce brać ślubu.
Członkowie Vongoli wybuchli
śmiechem.
– A to ci dopiero nam się
znalazła Strażniczka – zażartował Deamon. – Na szczęście sama ze sobą ślubu nie
weźmiesz.
– Nie – naburmuszyła się Tori.
– Tori, nikt cię nie zmusza do
brania ślubu. Nie bierz sobie tego do serca – pocieszył ją Ugetsu. – Zresztą
teraz nas czeka podobny proceder. – Spojrzał przy tym na G, który z
cierpiętniczą miną rozluźnił krawat, który miał się za chwilę znaleźć w rękach
jakiegoś kawalera.
Na szczęście to już ostatnie, co
musiał zrobić przy wszystkich. Oboje z Aki byli już zmęczeni, więc chciał udać
się na spoczynek nawet, jeśli część gości będzie chciało się jeszcze bawić.
Większość Strażników ustawiła się
bez problemu. Lampo trochę się ociągał, tym bardziej widząc złośliwą minę Mgły,
która nie musiała już przez to przechodzić. Ricardo wyglądał na nieco
obrażonego, ale i tak poszedł. A za nim oczywiście Flavio. Dla Alfreda
natomiast zdawało się to być nawet atrakcją. Najtrudniej było zaciągnąć Primo,
który obawiał się, że złapie krawat i da przyjaciołom kolejny powód do docinek.
– No, po tym jak wysłałeś Tori,
nie możesz sam się wymigać – zauważyła Elena, spoglądając ze złośliwym
uśmieszkiem na Giotta. – No już.
Wreszcie wszyscy się zebrali.
Wreszcie G mógł to zakończyć. Zamachnął się i rzucił zwiniętym w kulkę
krawatem, trafiając prosto w twarz swojego ucznia. Flavio ściągnął materiał z
twarzy i popatrzył z przerażeniem na G.
– No i mamy parę! – zatriumfował
Daemon. – Jednak Burze mają coś w sobie. Najpierw Aki i G, teraz Tori i Flavio.
Koniec części pierwszej :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz