Tori spędziła w bibliotece wiele
godzin, przekopując się przez wszystkie książki. Nie myliła się. To, co
znajdowało się na parterze, było tylko wierzchołkiem góry lodowej. Na piętrze
leżały stosy zakurzonych tomiszczy. Niektóre z nich były w obcym dla Tori
języku.
Wybrała te, które potencjalnie
mogły zawierać jakieś przydatne informacje. Wszystkie książki z rycinami
przedstawiającymi rośliny, ale także parę książek medycznych. Zebrała je
wszystkie w kącie za ostatnim regałem od drzwi, by ukryć się przed osobą
odpowiedzialną za pilnowanie budynku.
Tori ziewnęła przeciągle. To był
długi dzień i długa noc. W pewnym momencie dopadło ją zmęczenie. Oczy same jej
się zamykały. Spojrzała przez okno. Niebo wciąż było ciemne. Trwała noc. Miała
nadzieję, że jeśli wyrobi się do świtu, powinni mieć jeszcze wystarczająco dużo
czasu, by uratować młodą Burzę.
– Trzymaj się, Flavio –
powiedziała, choć nie mógł jej usłyszeć. – Nie możesz tak łatwo umrzeć. Pomyśl,
jak poczułby się Ricardo.
Ta myśl dodała jej na powrót
energii, więc powróciła do przeglądania książek. Wypisywała rośliny, które
potencjalnie mogły powodować objawy występujące u Flavia. Potem je skreślała,
gdy jakaś informacja znaleziona dalej wykluczała daną substancję z jakiegoś
powodu. Do świtu jej lista kilkudziesięciu substancji trujących zmniejszyła się
do zaledwie kilku, które pojedynczo lub w połączeniu mogły być odpowiedzią na
stan młodej Burzy.
Z trudem, lecz udało jej się
zebrać. Musiała się jeszcze tylko wydostać z rezydencji. Chwyciła całkowicie
już pustą torbę i po cichu zeszła schodami na dół. Miała już, co chciała, więc
było jej już wszystko jedno, czy ktoś ją znajdzie. Musiałaby po prostu uciekać.
Na szczęście nikogo nie było. Nacisnęła na klamkę, jednak drzwi nie puściły.
Niepewnie zajrzała do sąsiedniego
pomieszczenia, gdzie wśród regałów z powieściami znajdowało się biurko
bibliotekarza. Niestety ktoś tam był i tym razem nie była to kobieta, jak
poprzedniego wieczoru. Tori lekko spanikowała. Wiedziała, że tak łatwo się nie
wydostanie.
Nagle drzwi frontowe otworzyły
się. Tori była pewna, że teraz już się nie wywinie i nie da rady nawet wrócić
do domu. Jednak w drzwiach zobaczyła Mario. Chłopak wyglądał na równie
zmęczonego, co ona, więc podejrzewała, że całą noc czatował pod biblioteką.
– Czego tu szukasz? – warknął na
niego mężczyzna siedzący przy biurku. Mario nie odpowiedział. Wszedł do środka
i chwycił pierwszą książkę z brzegu, po czym rzucił ją na ziemię. Tak zrobił z
kolejną i jeszcze jedną. – Hej, co ty wyprawiasz! – wrzasnął tamten i rzucił
się na Maria. Chłopak uskoczył w porę i wybiegł z budynku, a pulchny
bibliotekarz podążył za nim, pokrzykując nerwowo. – Wracaj tu, śmieciu!
– Dziękuję, Mario – wyszeptała
Tori i wybiegła z budynku.
Tylko raz spojrzała za siebie, by
mieć pewność, że Mario nie da się złapać, po czym ruszyła w drogę powrotną do
domu.
– Jeśli myślałaś, że uda ci się
wrócić niepostrzeżenie, nie doceniasz członków Vongoli. – Usłyszała tuż za
progiem. W korytarzu stała Aki. W tej samej sukni, w której Tori widziała ją
wieczorem, z luźnym, nieporządnym warkoczem i lekkimi cieniami pod oczami.
– Nie śpisz? – zaniepokoiła się
Tori i chwyciła się pod boki. – Mówiłam, żebyś się zdrzemnęła. Poza tym
mówiłam, że może mnie nie być przez kilka godzin.
– Nie było cię całą noc – poprawiła
ją Aki. – Zresztą dziś nikt w tym domu nie śpi.
– Potem mnie ochrzanisz –
mruknęła Tori. – Teraz to nieważne. Muszę znaleźć Primo. Chyba wiem, czym
otruto Flavia!
Aki miała coś powiedzieć, ale
ostatnie słowa dziewczyny ją powstrzymały na chwilę. Uśmiechnęła się blado.
– Martwiłam się – odparła w
końcu. – Giotta znajdziesz w gabinecie. Wątpię, żeby spał. Idź.
Słysząc te słowa, Tori rzuciła
się do biegu w stronę gabinetu Primo. Tym razem nie zapukała. Za bardzo się
spieszyła i miała nadzieję, że mężczyzna wybaczy jej to uchybienie. Gdy weszła
do środka, zastała go siedzącego za biurkiem. Wyglądał okropnie i wszystko
wskazywało na to, że nie tylko Tori miała za sobą długą noc.
– Primo! – krzyknęła, wyrywając
mężczyznę z marazmu. Próbował czytać jakieś dokumenty, ale i tak nie mógł się
skupić. Definitywnie jednak nie spodziewał się nikogo. Chyba że lekarza. –
Primo!
– Tori? – Giotto poderwał się z
miejsca, obawiając się najgorszego. – Coś z Flaviem?
– To ja chciałam zapytać –
odpowiedziała dziewczyna całkowicie zbita z tropu. – Primo, proszę powiedz, że
jeszcze nie jest za późno.
– Nie. Gdy rozmawiałem z lekarzem
kilka godzin temu, mówił, że wciąż szuka antidotum. Myślałem, że ty przyszłaś
mnie poinformować o jakieś zmianie w sytuacji.
– Poniekąd – wyznała Tori. –
Chyba znalazłam, czym otruto Flavia. Ale lekarz mnie nie posłucha, nie chciał
mnie tam nawet wpuścić.
– Mówisz poważnie? – ożywił się
Primo. – Znalazłaś coś?
– Tak. Tak myślę – powiedziała
Tori, wręczając Primo kartkę z substancjami i objawami ich zatrucia. – Myślę,
że któreś z tych musiały znaleźć się w truciźnie. Pasują najlepiej do tego, co
mówił lekarz.
– Ale Flavio nie miał żadnych
omamów ani... – Primo nie zdążył dokończyć, bo Tori weszła mu w słowo:
– Nie miał lub o nich nie wiemy.
Przecież zaraz, gdy zaczął pluć krwią, lekarz wprowadził go w stan podobny do
śpiączki, więc jeśli to wystąpiło z opóźnieniem, Flavio nie miał szansy nam
powiedzieć. Nie wymiotował jednak, a w większości przypadków to podstawowy
objaw. Substancje, które tu zapisałam, przebiegają bardziej bezobjawowo.
– Faktycznie – przytaknął Giotto,
kiwając głową. – Zaraz pokażę to lekarzowi. Dobra robota, Tori.
W drzwiach niemal wpadł na Aki,
która poszła za Tori niespokojna o stan Flavia. Kiwnął tylko głową, choć
pomiędzy nimi nie padło ani jedno słowo, póki nie znaleźli medyka. Giotto
dostrzegł go jako pierwszy. Mężczyzna właśnie zmierzał do pokoju młodej Burzy,
by sprawdzić stan swojego pacjenta.
– Don Alberto! – krzyknął, chcąc
zwrócić jego uwagę.
– Primo, co się stało?
– Tori znalazła to, czego szukamy
– wyjaśnił pospiesznie, po czym wręczył lekarzowi kartkę, którą wcześniej
otrzymał od dziewczyny. – Znalazła skład trucizny.
– Niemożliwe. Przecież to dziecko
nie ma pojęcia o truciznach czy leczeniu chorych. Chyba żartujesz, Primo –
oburzył się Alberto Cotzza. – Do tego trzeba wielu lat nauki i praktyki.
– Proszę chociaż wziąć to pod
uwagę, doktorze – odezwała się Aki. Ufała Tori, a już niejednokrotnie
przekonała się, że członkowie Vongoli potrafią znaleźć rozwiązanie w
najgorszych sytuacjach. – Chyba nie stawia nas to w bardziej niekorzystnym
położeniu.
Cotzza zrobił to bardzo
niechętnie, lecz spojrzał na otrzymany świstek papieru i zaczął czytać:
– Tojad mocny, ciemiężyca, wilcza
jagoda? – Spojrzał krytycznie na Aki, a potem na Primo i stojącą za nim Tori. –
To żart?
– To nie żaden żart! –
gorączkowała się Tori. – Proszę spojrzeć na objawy, znaczna większość zgadza
się z tym, co dolega Flaviu. Jeszcze arszenik, który jest trudno wykrywalny.
Wszystko pasuje.
– Ale po znacznej części tych
rzeczy występuje delirium, które jest tu kluczowe. Młody Strażnik Burzy nie miał
żadnych omamów z tego, co wiem. Pomyliłaś się, młoda damo.
– Nie, Tori dobrze powiedziała mi
przed chwilą, że delirium mogło wystąpić później – tłumaczył Giotto. – Nie było
nam dane dowiedzieć się o tym, bo Flavio został wprowadzony w głęboki sen, gdy tylko
zaczął kaszleć krwią. Teoria przedstawiona przez Tori jest dość sensowna.
Cotzza nie wyglądał na
szczególnie przekonanego, przez cały czas przyglądał się Tori, jakby to głównie
w niej był problem.
– To wszystko jest możliwe, ale…
– zaczął.
– Ale co? – zapytała gniewnie
Aki. – Czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze. Nic wyszukanego. Pan się
zastanawia, czy jako człowiek wykształcony może zaufać prostej dziewczynie, a
Flavio tam umiera, bo nikt z nas nawet nie ma lepszego pomysłu.
– Bo nie chce mi się wierzyć, że
nastolatka wie lepiej, niż ktoś kto zajmuje się takimi rzeczami już ponad dwie
dekady – powiedział Cotzza, po czym dodał: – Niemniej, jeśli nalegacie,
przyjrzę się temu i spróbuję zrobić antidotum na podstawie informacji
znalezionych przez to dziecko. – Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. – Jednak
nie biorę odpowiedzialności za to, jeśli stan pacjenta pogorszy się po podaniu
mu złej odtrutki.
Aki miała coś jeszcze powiedzieć,
ale dłoń Giotta na ramieniu ją uciszyła. Spojrzała na niego z wyrzutem.
– Rozumiem pańskie opory, Don
Alberto – powiedział Primo. – Z pewnością brzmimy na bardzo zdesperowanych, ale
chcę, żeby pan spróbował. Aki może mieć rację, osoba, która stworzyła tę
truciznę, mogła stwierdzić, że nikt nie będzie szukał najprostszych rozwiązań.
– Nie, nie, Primo – odezwał się
medyk. – Chyba się nie zrozumieliśmy. To ani trochę nie jest proste
rozwiązanie. Jedynie kwestia delirium jest wyjaśniona w bajecznie prosty
sposób, że aż ciężko mi uwierzyć, że to może być prawda. Samo połączenie tych
roślin i jeszcze arszeniku nie jest ani trochę proste. Trzeba naprawdę
znamienitego i oczytanego truciciela z dużymi zasobami, by stworzyć tak okrutną
mieszankę, jaką zaproponowała ta dziewczyna. Są to wszystko objawy, które
ciężko wykryć lub odkrywa się je za późno. W dodatku powodują bardzo bolesną
śmierć.
Aki nieco zbladła, a palce Giotta
zacisnęły się lekko na jej ramieniu. Mimo to żadne z nich nie zwątpiło w osąd
Tori. Nie chcieli utracić tej odrobiny nadziei, którą dopiero co otrzymali.
– Niech pan próbuje, Don Alberto
– powtórzył Primo.
– No dobrze – odparł z gorzką
miną Cotzza. – Zatem proszę mi wybaczyć, ale muszę zdobyć wszystkie potrzebne
rzeczy. Pozostaje nam się jedynie modlić, że twoja podopieczna, Primo, nie
pomyliła się co do tej trucizny. A może obawiać… – mówiąc to, odwrócił się na
pięcie i odszedł.
Giotto westchnął ciężko. Spojrzał
na swoje towarzyszki, po czym ściągnął w końcu dłoń z ramienia Aki.
– Przepraszam – szepnęła kobieta.
– Wiem, że się martwisz – odparł
Giotto. – Nie sądzę jednak, żeby Flavio tak szybko nas zostawił. Obie
powinnyście pójść do łóżek. To była długa noc.
– Nigdzie nie idę, dopóki nie
dowiem się, co z Flaviem – zadeklarowała Tori. – Muszę wiedzieć, czy antidotum
działa.
– Sam nie położysz się, nim nie
będziesz miał pewności co do tego – powiedziała Aki. – A ja i tak nie zasnę.
– Obudzę was, kiedy antidotum
będzie gotowe. Odpocznijcie – próbował je przekonać, choć przeczuwał, że jest
bez szans.
– Też nie spałeś i jesteś
zmęczony, Primo – zauważyła Tori, marszcząc brwi. – A nas odsyłasz.
Aki uśmiechnęła się krótko.
– Nie dasz jej rady – oznajmiła.
– Zresztą nie ty jeden z nią przegrałeś.
– Aki.
– Nie, Giotto. Mnie też nie
przekonasz. Nie mogłabym spać w takim momencie.
Primo uniósł ręce w geście
poddania.
– Wygrałyście, nie umiem się z
wami kłócić – oznajmił i westchnął ciężko. – W takim razie idźcie do pokoju
Flavia, a ja pójdę zaparzyć nam jakieś energetyzującej herbaty od Ugetsu. I bez
dyskusji – dodał, widząc, że Aki znów chce coś powiedzieć.
Kobieta uśmiechnęła się blado i
wraz z Tori udała się do pokoju młodej Burzy.
***
Ku radości wszystkich członków
Vongoli, antidotum stworzone na podstawie tego, co znalazła Tori, zadziałało.
Po kilkunastu godzinach Flavio zaczął się wybudzać. Mimo zaleceń lekarza, nie
chciał pozostać w łóżku i nawet Primo czy Ricardo nie dali rady go przekonać.
Chciał dowiedzieć się, co przegapił, więc wszyscy zebrali się w salonie.
Prawie wszyscy, bo choć Bruno
powrócił z poszukiwań truciciela, Alaude nadal nie było. Być może sprawa
okazała się bardziej poważna i wolał nie wciągać w to dalej swojego ucznia. Ale
to były jedynie przypuszczenia Giotta. Zresztą G także jeszcze nie wrócił, choć
spodziewali się go lada moment, gdy tylko otrzyma wiadomość o poprawie stanu
jego następcy.
– Chyba powinieneś podziękować
Tori, Flavio – zauważył Giotto. – Gdyby nie ona, ta historia mogła się skończyć
tragicznie. Tori ciężko pracowała, by znaleźć antidotum.
– Tori uratowała sytuację,
pokonując przeciwności losu, jak na Strażniczkę Słońca przystało – wtrącił
wesoło Knuckle.
Flavio popatrzył na Primo, a
potem na Tori i prychnął. Nietrudno było zgadnąć, że nie jest zadowolony z
takiego rozwoju wydarzeń.
– W porządku – powiedziała Tori.
Nie zależało jej na podziękowaniach. – Flavio już mi podziękował.
– Nie kłam, Tori. – Tym razem
padło to z ust Ricarda, który ubiegł zarówno Aki jak i Giotta. – Należą ci się
podziękowania. Nie odpuszczę Flaviu tylko dlatego, że jest jeszcze osłabiony.
Tyle może zrobić.
– Dlaczego wszyscy zawsze wiedzą,
kiedy kłamię – naburmuszyła się Tori. – Wszystkim się czasem zdarza i tylko ja
nie mogę.
– Nieładnie jest kłamać –
powiedział Giotto, rzucając jej karcące spojrzenie. – Zwłaszcza rodzinie.
– Chociaż niektórym zdarza się
nagminnie nie mówić prawdy – rzuciła lekko Aki.
– To co innego – naburmuszył się
Primo.
– Szczegóły.
– Poza tym, za dobrze znam
Flavia, żebym miał uwierzyć, że dobrowolnie sam ci podziękował – odezwał się
Ricardo. – Zresztą przyjmij także moje podziękowania. Nie tylko uratowałaś
mojego Strażnika, ale także wieloletniego przyjaciela. Naprawdę jesteś Słońcem
Drugiego Pokolenia.
– Dziękuję za słowa uznania,
Ricardo – odparła z uśmiechem Tori. – Cieszę się po prostu, że mogłam pomóc i
zrobić coś dla Vongoli. Zrobiłam to, co chciałam. Dlatego też nie potrzebuję
podziękowań Flavia. Wiem, że mnie nie lubi. Już mu powiedziałam, że zamierzam
to zmienić i sprawić, że mnie polubi.
– Zaskakująco szybko zamknęło mu
to usta – odezwał się Daemon z ironicznym uśmiechem na twarzy. – Naszej
nieobecnej Burzy zdarzyło się to może ze dwa razy, a skończyło pierścieniem na
palcu naszej małej księżniczki.
– Że co?! – oburzył się Flavio,
wstając z miejsca. Aż jęknął, gdy świat zawirował mu przed oczami. Usiadł z
powrotem i rzucił Spade’owi lodowate spojrzenie. – Chyba śnisz! To nie ma ze
sobą nic wspólnego.
– Co? O co chodzi? – zdziwiła się
Tori, zupełnie nie łapiąc sytuacji.
– Nie? – odparł rozbawiony Daemon.
– Ciekawe, skoro tak wdajesz się w swojego mentora, a o ile pamiętam, to Aki
dała mu do zrozumienia coś podobnego. Na samą deklarację była zbyt pokorna.
Hiszpanka zaczerwieniła się
lekko.
– To akurat nie jest twoja sprawa
– zaprotestowała.
– Czemu jesteś taka oburzona?
Chyba sama wolałabyś, żeby rodzinę trzymały ze sobą więzi miłości, nie niechęci
– ironizował dalej mężczyzna.
– Chyba oszalałeś, Daemon –
zawarczał Flavio. – Aki i G to zupełnie inna historia. Prędzej piekło
zamarznie, nim spojrzę na Tori jak na… – Tu skrzywił się, dając do zrozumienia,
że te słowa nie przejdą mu nawet przez gardło. – To była głupia deklaracja.
– Raczej bardzo śmiała – zauważył
leniwie Lampo. – Ale pasująca do Słońca. Chociaż tym razem chyba wszyscy
pękliby ze śmiechu, gdyby historia zatoczyła koło. Pierwszy raz widziałem, żeby
G był tak czerwony i to nie ze złości.
– Miłość to piękne uczucie. Pan
nasz upodobał je sobie, więc nie powinniśmy z niego kpić – odezwał się Knuckle.
– A ja nadal nie rozumiem, co ma
niechęć Flavia do mnie do historii Aki i G – stwierdziła Tori, marszcząc brwi.
– Aki i G są zaręczeni i biorą ślub. Flavio mnie nawet nie lubi i zwyczajnie
postanowiłam, że to zmienię.
– Może lepiej, że nie rozumiesz –
skwitował Lampo.
– To nie ma znaczenia, Tori! Nie
zawracaj sobie tym głowy, bo i tak nie zrozumiesz – rzucił w jej stronę Flavio.
– Tym bardziej, że oni wszyscy gadają głupoty. Jeszcze nie zgłupiałem tak
bardzo, żeby zainteresować się taką pospolitą dziewuchą.
– Zapomniałem, wam, burzowym, to
się księżniczki marzą – zakpił Spade.
– Wystarczy, Daemon – odezwała
się Elena, widząc zawstydzoną minę przyjaciółki. – A tobie, Flavio, również
brakuje nieco ogłady, kiedy idzie o płeć przeciwną. Jednak to może poczekać, aż
wyzdrowiejesz.
– Nie potrzebuję tego – prychnęła
młoda Burza.
– Bo jesteś jeszcze dzieckiem.
– Dzieckiem? Mam siedemnaście
lat, Eleno – powiedział Flavio, robiąc obrażoną miną. – To więcej niż
wystarczająco. A Tori jest Strażniczką Słońca Ricarda. Takie rzeczy pomiędzy
Strażnikami to głupota, która mogłaby jedynie zaszkodzić współpracy.
– Albo ją umocnić. – Elena
rozłożyła wachlarz, jakby lekceważąc młodego Strażnika.
– Nie doceniasz kobiet Vongoli –
zaśmiał się Lampo. – Właśnie przyznałeś, że Tori jest Strażniczką.
– Też mi coś – prychnął z
niezadowoleniem Flavio. – To decyzja Ricarda, więc jako jego Strażnik muszę się
dostosować, nawet jeśli nie zawsze się zgadzam z jego decyzją. Poza tym chociaż
raz się na coś przydała, zamiast tylko u nas mieszkać.
Miny Strażników Pierwszego
Pokolenia jasno mówiły, że nie do końca mu wierzą, jednak u nikogo prócz Daemona
nie było w tym złośliwości.
– To przypomina czasy, kiedy
Vongola dopiero się formowała – powiedziała Elena z nagle całkiem innym
nastawieniem. – Takie beztroskie chwile dopiero z czasem stały się drogocenne.
A przecież nie minęło tak wiele lat.
– To dzięki wam Vongola nadal
istnieje – odparł Giotto z ciepłym uśmiechem. – Jednak na razie dość żartów.
Flavio nadal dochodzi do zdrowia, a i nam wszystkim przyda się odpoczynek. W
końcu nadal mamy coś bardzo ważnego do przygotowania. – Spojrzał na Aki, która
odpowiedziała tym samym gestem.
W tym samym momencie usłyszeli
pośpieszne kroki. Sądząc po krokach, był to G, który wreszcie powrócił do
rezydencji. Zamaszystym, niemal brutalnym ruchem pchnął drzwi i wparował do
środka jak przystało na prawdziwą Burzę.
– G – pierwszy przywitał go
Ugetsu, ale nie otrzymał odpowiedzi. Spojrzenie Strażnika Burzy prześlizgnęło
się po twarzach obecnych w salonie osób, dopóki nie odnalazło Flavia. –
Spokojnie, G, Flavio nic nie będzie. Jest jeszcze trochę osłabiony i potrzebuje
odpoczynku. Niemniej lekarz potwierdził, że trucizna nie zdążyła jeszcze
wyrządzić żadnych nieodwracalnych zmian.
Na twarzy Prawej Ręki na krótki
moment pojawiła się ulga.
– Masz szczęście, gówniarzu, że
medyk zdążył znaleźć antidotum – odezwał się w końcu, przyglądając się swojemu
uczniowi.
– To akurat zasługa Tori – odparł
Lampo.
G spojrzał najpierw na Strażnika
Błyskawicy, potem na dziewczynę, sądząc, że nawet w takiej chwili stroją sobie
z niego żarty. Zaraz jednak przypomniał sobie, co Tori powiedziała mu, kiedy
próbowała go zatrzymać w rezydencji i uznał, że taki scenariusz jest możliwy. A
jeśli do tego dodać niezadowoloną minę Flavia.
– Więc to miałaś na myśli, mówiąc,
że sprawisz, że cię polubi. Długów życia się nie zapomina.
– Co? – zdziwiła się Tori. Przez
myśl jej nie przeszło, że ktoś może to tak odebrać. Zważając jednak, że
najwyraźniej bardzo go uraziła podczas ostatniego spotkania, można było
zrozumieć jego słowa. – Nie! To nieprawda – zaprzeczyła pospiesznie. – Nigdy
nie przypuszczałam, że wydarzy się coś takiego i nikomu tego nie życzyłam –
dodała smutno. – Rozumiem jednak, dlaczego podejrzewasz mnie o taką chytrość. I
należą ci się za to przeprosiny, tu przy wszystkich. Przepraszam cię, G.
Powiedziałam wtedy bardzo nieładne rzeczy i przede wszystkim nieprawdziwe. Za
wszelką cenę próbowałam cię zatrzymać, ale to mnie nie tłumaczy – mówiąc to,
skłoniła się głęboko. – Nie miałam prawa powiedzieć, że robisz to dla własnego
ego.
Reszta Strażników oraz Giotto,
popatrzyła po sobie, nie bardzo wiedząc, co wydarzyło się między tą dwójką. Sam
G zdawał się dość zmieszany zachowaniem dziewczyny, bo nie tego się spodziewał.
Spojrzał na Aki, która tylko nieznacznie się uśmiechnęła, i w końcu zrozumiał,
że to od niej Tori musiała się dowiedzieć, że jej zachowanie wtedy było nie na
miejscu. Pytanie tylko, ile powiedziała Strażniczce.
– Siadaj – powiedział nieco zbyt
szorstko. – Zachowujesz się, jakby mnie to w jakikolwiek sposób obeszło.
Tori wyprostowała się, ale nie
usiadła. Popatrzyła na G i przechyliła głowę. Wyglądała przez to trochę jak
szczeniak, który nie rozumie złości swojego właściciela. Potem nagle
uśmiechnęła się, zgadując, że G taki po prostu jest.
– Dziękuję – powiedziała, a jej
twarz rozjaśniła się.
Nikt nie miał odwagi przerywać
tej sceny, choć wszystkich ciekawiła ta sprawa. Giotto bez trudu odgadł z
wypowiedzi Tori, o co chodziło. Pamiętał, że zaraz po wyjściu G również i Tori
próbowała się wymknąć. Najpewniej zamiast do swojego pokoju udała się właśnie
za Burzą. To wtedy musiała z nim rozmawiać.
G tylko westchnął. Gdy spojrzał
na Giotta, wiedział już, że ten się domyśla, o co poszło. Czasami go przeklinał
za tę przenikliwość, choć z drugiej strony nieraz uratowało im to życie.
– Zdaje się, że lekcje manier tym
razem potrwają jeszcze jakiś czas – zakpił Daemon. – Chociaż to nie jest tak
dalekie od prawdy.
– Mów za siebie – odwarknął G. –
W tym domu nikt nie może się z tobą równać pod względem ego.
– Kłóciłbym się – odparł Spade z
ironicznym uśmiechem.
– Powinniśmy się cieszyć, że
Flavio żyje, a nie sobie dokuczać – zauważył Ugetsu.
– Czy mogę coś powiedzieć? –
odezwała się Tori, podnosząc rękę.
– Tak, Tori? – zapytał Giotto,
patrząc uprzejmie na dziewczynę, aby ją zachęcić. – Słuchamy cię.
– Masz kolejną gorącą deklarację?
– roześmiał się Daemon, jednak zamilkł, gdy dostał sójkę w bok od Eleny. –
Przepraszam – dodał pokornie, co nieczęsto mu się zdarzało.
– Chodzi mi o sprawę Cesara oraz
truciciela.
– Dowiedziałaś się czegoś
jeszcze? – zaniepokoił się Primo.
Biorąc pod uwagę to jak młoda
Strażniczka wykazała się w ostatnich dniach, wcale nie byłby zaskoczony, gdyby
natrafiła na coś więcej.
– Nie, ale tak sobie myślę, że...
Powinieneś pozwolić nam na poszukiwania, Primo – stwierdziła nagle.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Jakby
na to nie patrzeć, to on i ewentualnie Ricardo, decydował o działaniach
Vongoli. Do tego Tori wyraziła sprzeczną z jego opinię. Osobiście wciąż był
wściekły na Cesara za kłopoty, jakie sprowadził na Vongolę, ale czuł, że
zagłębianie się w to może doprowadzić do kolejnej tragedii. Nawet jeśli tym
razem wyszli z sytuacji obronną ręką.
– Dlaczego tak uważasz? – zapytał
spokojnie Giotto.
– Też wolałbym dorwać drania, ale
czy nie przesadzasz, sprzeciwiając się woli Giotta? – wtrącił się Spade. – To
on z pomocą swoich Strażników decyduje o takich rzeczach.
– Daj jej mówić – warknął
Ricardo, gromiąc wzrokiem Mgłę. – Chcę usłyszeć, co Tori ma do powiedzenia.
– Nie przejmuj się, Tori. Mów
dalej – przytaknął Giotto, rzuciwszy wcześniej zaciekawione spojrzenie swojemu
następcy.
– Po prostu uważam, że powinniśmy
współpracować – wyjaśniła niezrażona niczym Tori. – To, co spotkało Flavia,
jest dla nas nauczką. Powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski. Nie mówię, że
ktokolwiek tu zawinił – dodała pospiesznie – ale zwyczajnie sądzę, że gdybyśmy
wszyscy razem współpracowali nad złapaniem Cesara, to wszystko by się nie
wydarzyło. Ktoś na pewno wyczułby kłopoty i zapobiegł otruciu Flavia. Jednak
było z nim tylko dwóch twoich Strażników, Primo, i moim zdaniem to błąd.
Wspólnymi siłami mamy większe szanse nie tylko na jego złapanie, ale też na to,
by historia więcej się nie powtórzyła.
– To cenna uwaga – przyznał
Giotto. – Co o tym myślisz, Ricardo?
– Tak. Zgadzam się z Tori.
Vongola jest najsilniejsza, kiedy trzyma się razem. Nie zamierzam odpuścić
Cesarowi, ale wszyscy razem mamy większe szanse.
– Być może Tori ma rację –
przytaknął niechętnie Spade – ale z tego, co Tori powiedziała, wynika, że
Giotto się mylił. Mówiąc prościej, właśnie podważyłaś decyzję Primo, Tori. To
on postanowił, że nie będziemy wszyscy ścigać Cesara.
– Nie o to mi chodziło – jęknęła
Tori. – Ja tylko…
– Nie o to ci chodziło, a jednak
tak to zabrzmiało – drążył Daemon.
– Wystarczy – rzekł z powagą
Giotto. – Tori ma na tylko na uwadze dobro rodziny.
– Nie pozwalaj sobie, Spade –
zawarczał Ricardo. – Nawet jeśli jesteś Strażnikiem Prima.
***
Giotto został w rezydencji razem
z kobietami Vongoli i wciąż osłabionym Flaviem. Również chciał iść na obławę
zastawioną na Cesara. Na nic jednak zdało się powoływanie na słowa Tori o tym,
że powinni działać razem. Prawa Ręka szybko odwiodła go od tego pomysłu, przypominając,
że ma do zrobienia dużo innych rzeczy. Zagroził nawet, że nie wypuści go z
gabinetu, dopóki ten nie nadrobi zaległości z dokumentami.
Podczas gdy jego Strażnicy oraz
część Drugiego Pokolenia polowała na Cesara, on siedział w gabinecie. Nie wytrzymał
jednak długo i tak nie mogąc skupić się na dokumentach. Przechadzał się po
swoim biurze raz po raz zerkając w okno, z nadzieją, że wszyscy bezpiecznie
wrócą.
Pukanie na moment oderwało go od
okna. W drzwiach przystanęła Aki z tacą w dłoniach.
– Tak myślałam, że nie pracujesz.
G będzie zły – zażartowała, stawiając tacę na stoliku i nalewając herbaty do
filiżanek. – Martwisz się.
– A ty nie? – zapytał, patrząc
uważnie na przyjaciółkę. – Zawsze będę się o nich martwił. Tym bardziej po
ostatnich wydarzeniach.
Uśmiechnęła się tylko. Podała mu
filiżankę i sama spojrzała w okno.
– Za każdym razem tak nas
zostawiają – stwierdziła cicho. – A my czekamy i wierzymy, że wszystko skończy
się dobrze. Dawniej to było trochę łatwiejsze.
– Masz rację, Aki. Mierzymy się z
coraz silniejszymi wrogami i większymi problemami.
– Chciałabym powiedzieć, żebyście
odpuścili, ale to byłoby niesprawiedliwe. Vongola uratowała wiele żyć, jeszcze
wielu może uratować. I nawet jeśli to wszystko jest tak bolesne, nie mogę
egoistycznie zachować was dla siebie. – Westchnęła, spoglądając w horyzont. –
Wiem, jakie to uczucie stracić całą nadzieję i ją odzyskać wraz z życiem. Nigdy
tego nie zapomnę, tamtego dnia na plaży i tego w Walencji. Mam u was dług
życia. – Uśmiechnęła się nostalgicznie.
Do pokoju wpadła Elena.
– Wrócili! – oznajmiła przejętym
głosem. – Złapali go i wrócili!
Giotto pierwszy ruszył na
spotkanie ze swoją rodziną i jeńcem. Wiedział, że kobiety podążą za nim, choć
wolałby oszczędzić im tego widoku. Tym razem jednak nie powstrzymywał ich zbyt
przejęty rozwiązaniem sprawy.
Zastali ich jeszcze w holu.
Ricardo prowadził całą grupę, Strażnicy Prima otaczali młodzieńca o długich
włosach, a G zamykał pochód z tak pochmurną miną, jakby wydarzyło się coś
potwornego. Widząc to, Giotto odetchnął z ulgą. Wszyscy wyglądali na całych i
zdrowych. Fakt, że jeniec również szedł o własnych siłach, znaczyło, że dali
także radę powstrzymać Burzę od rozlewu krwi.
– Witajcie z powrotem – rzekł z
powagą Giotto. – Zaprowadźcie go, proszę, tam, gdzie ustaliliśmy.
Z Primo pozostali tylko Ricardo i
G, chcąc najpierw zdać relację ze swoich działań. Reszta natomiast odstawiła
więźnia do zaimprowizowanego aresztu, jako że nie mieli miejsca, gdzie mogliby
kogoś przetrzymywać. Nigdy nie było im to wcześniej potrzebne, choć możliwe, że
kiedyś się to zmieni.
– Aki, Eleno, wracajcie do siebie
– polecił Giotto. – Nie chcę was w to mieszać.
– Jestem tego samego zdania –
stwierdził G, a Ricardo skinął głową, potwierdzając jego słowa.
Żadna nie zaprotestowała, choć
nie było wątpliwości, że też chciały usłyszeć najnowsze wieści. Jednak mogły
poczekać jeszcze trochę. Wspólnie ruszyły na górę.
– Co udało wam się ustalić? –
zapytał, gdy zostali we trzech i ruszyli w ślad za pozostałymi Strażnikami.
– Tym razem nie miał szans na
ucieczkę. Był pewien, że to znowu tylko G i Ugetsu. Ale to była pułapka w
pułapce. Cała reszta zablokowała mu wszystkie inne drogi ucieczki, a Daemon
przejrzał jego sztuczki. Cesar najwyraźniej zna się trochę na iluzji – wyjaśnił
poważnym tonem Ricardo, choć dało się wyczuć także odrobinę zadowolenia. – G i
Knuckle go dorwali i już nie miał jak uciec. Mamy go, ale nie zdążyliśmy go
przesłuchać.
– To nic, zrobimy to wspólnie.
Mam nadzieję, że tym razem obejdzie się już bez problemów.
Pewnym krokiem wszedł do aresztu
i poważnym spojrzeniem otaksował Cesara posadzonego na krześle. Chłopak wydawał
się nieprzejęty zbytnio swoją sytuacją, może był przyzwyczajony, a może sądził,
że skoro to Vongola, to nie stanie mu się krzywda. Giotto był niemal pewny, że
Cesar wie, kto go dopadł.
– Sprawiłeś nam trochę problemów,
Cesarze. Niektóre z nich były dość poważne – zaczął.
Reszta Strażników stała w rzędzie
pod ścianą, pozwalając swojemu szefowi, by mówił. Nawet Ricardo usunął się w
bok, choć nieco wyłamywał się ze schematu, gotowy, by dodać coś od siebie. W
końcu to jego Strażnik omal nie zginął przez Cesara.
Ten zaś otaksował znudzonym
spojrzeniem najpierw Giotta, potem resztę obecnych tam osób. Jego wzrok
zatrzymał się najpierw na G.
– O, jednego brakuje – stwierdził
beztrosko. Nie miał pojęcia, co się wydarzyło. Kolejną osobą, która przykuła
jego uwagę, była Tori. Nie dziwota, bo przecież towarzyszyła Aki podczas jego
podbojów. – A ty – powiedział z uśmiechem. – Jesteś tą śliczną, młodziutką
signioritą. Czekolada smakowała?
Tori skinęła głową, lecz jej
wyraz twarzy nie zelżał nawet na chwilę. G natomiast spochmurniał jeszcze
bardziej i chyba tylko powaga sytuacji powstrzymała go przed wybuchem.
– Flavio właśnie odpoczywa –
odparł poważnie Primo, nie dając swojej Prawej Ręce możliwości do warknięcia
czegoś. – Został otruty, bo ktoś, komu się naraziłeś, pomylił go z tobą. W ten
sposób kradzież bransoletki jest twoim najmniejszym teraz problemem. Samo
nasuwa się pytanie, co takiego zrobiłeś, że posłano za tobą truciciela.
Jednak Cesar wzruszył tylko
ramionami. Tego G już nie wytrzymał, ale to Ricardo zareagował pierwszy.
Podszedł bliżej, zrównując się z Primo. Widząc, że do pojmanego chłopaka wciąż
nie dociera powaga sytuacji, nachylił się nad nim, łapiąc go za kołnierz.
– Gadaj – wycharczał mu prosto w
twarz. – G tylko czeka, żeby zostać z tobą sam na sam. Zresztą kolejka
najwyraźniej jest dosyć długa. Nie myśl sobie, że możesz bezkarnie zadzierać z
Vongolą – dodał.
W jego oczach szalały płomienie.
– Naraziłem się paru osobom –
zaśmiał się tamten. – Dajcie spokój, to chyba nie było aż tak trudne.
– Mnie ciekawi, jak naprawdę masz
na imię – odezwał się Ugetsu. – Cesar? Fabien? A może jeszcze inaczej?
– Zależy, które wolisz. Jest mi
obojętnie.
– Bezimienny grób pewnie też ci
odpowiada – stwierdził Daemon z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. – Chociaż nie
wiem, czy będzie co chować.
Giotto rzucił mu karcące
spojrzenie, ale zaraz znowu spojrzał na Cesara z uwagą.
– Możesz nic nie mówić – stwierdził
w końcu. – Ale możesz też sobie pomóc. Zdecyduj, co jest dla ciebie lepsze, bo
jeśli sądzisz, że uda ci się uciec, rozwieję twoje złudzenia. Nie masz szans z
moimi Strażnikami na ich terenie. A wtedy ich nie powstrzymam.
– Nie dałbyś rady, Primo – roześmiał
się Daemon. – Nie tym razem.
– Zostawmy go na razie –
zaproponował Ricardo, uśmiechając się niebezpiecznie. – Niech sobie trochę
posiedzi. Raz dwa zmięknie bez wody i jedzenia. A jeśli nie, z przyjemnością
przytrzymam narzędzia G i Daemonowi.
Giotto westchnął ciężko.
– Chyba nie mamy innego wyboru.
Chociaż wolałbym, żeby w naszym domu nie dochodziło do niepotrzebnych rozlewów
krwi. – Tu spojrzał znacząco na swoich Strażników Burzy i Mgły. – Również ze
względu na nie.
– Bez obaw, Giotto. Do tego czasu
stworzę tu taką barierę, że nie tylko nie przeciśnie się przez nią żadna mysz,
ale nawet najcichszy szmer, czy ostatni oddech konającego człowieka – zapewnił
go rozbawiony Spade.
– Chodźmy, zatem – westchnął
Primo i wszyscy zaczęli wychodzić.
Na samym końcu szła Tori i
najwyraźniej Cesar sądził, że to jego szansa na ucieczkę.
– Jak ci na imię? Victoria, tak?
– zapytał tak, by tylko ona go usłyszała. Gdy spojrzała na niego, uśmiechnął
się smutno. – Wygląda na to, że sprawiłem trochę problemów…
– Nie próbuj – padło. Za plecami
Tori pojawił się bowiem Bruno, który choć milczał, równie chętnie pomógłby
Burzy i Mgle. Położył dłoń na ramieniu Tori. – Nie jest tak naiwna, jak ci się
zdaje.
Razem wyszli z pokoju, zamykając
Cesara samego. Część rodziny poszła już na górę, ale nie wszyscy. Ricardo w
towarzystwie Spade’a czekał na swoich Strażników. Udało im się pozostać w tyle,
nie zwracając na siebie uwagi G. Nie było sensu go bardziej prowokować.
– Wydaje mi się... – zaczął
Ricardo, po czym urwał. – Nie, może nie tutaj. Chodźmy do mnie.
Cała czwórka udała się do biura
Secundo. Tori nie do końca wiedziała, czego od niej chcą, ale najwyraźniej też
miała uczestniczyć w tajemnej naradzie.
– Też uważasz, że tak łatwo z nim
nie będzie? – zapytał Bruno, spoglądając na Ricarda. – Myślał, że wykorzysta
Tori.
– Tak. Jest święcie przekonany o
tym, że się wywinie – stwierdził Spade, krzywiąc się z obrzydzeniem. – I to
mnie wkurza. Najchętniej zająłbym się nim już teraz sam.
– G nie odpuściłby ci tego –
zauważył Ricardo.
– Nie tylko jego kobietę zaczepiał
ten typek. Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie na niego.
– Primo nie pozwoli nam użyć
żadnych brutalnych środków – przypomniała Tori. – I również nie jestem za
takowymi.
– W takim razie zostaje nam
podstęp.
– Chyba mam pomysł – stwierdził
Ricardo, spoglądając na swoją Strażniczkę. – Myślał, że przekabaci Tori.
– Chcesz to wykorzystać? –
podchwycił Daemon. – To całkiem niezły pomysł, choć nie wiem, czy Tori jest w
stanie pociągnąć coś takiego.
– To zbyt ryzykowne – zauważył
Bruno. – Zbyt wiele kłopotów już sprawił.
– Jedyne co Tori musiałaby
zrobić, to z nim trochę porozmawiać. Wyciągnąć z niego kilka informacji. Chyba
nie powiesz mi, że odpuściłeś złapania truciciela – warknął Ricardo. – Ze
wszystkich ludzi, ty, Bruno, wydajesz się ostatnią osobą.
– Nie powiedziałem, byśmy
odpuścili. Po prostu jestem przeciwny używaniu Tori w taki sposób.
– A mi tam jest wszystko jedno –
rzekła sama zainteresowana. – Jeśli to w czymś pomoże. Jeśli uważacie, że dam
radę.
– Dasz radę, Tori, nie mam co do tego
żadnych wątpliwości – zapewnił ją z uśmiechem Ricardo.
– W takim razie nie widzę
problemu, muszę się z nim tylko odrobinę zaprzyjaźnić – zaśmiała się Tori. –
Choć podejrzewam, że Aki lepiej by go podeszła.
– Być może – prychnął Daemon. –
Elena też by sobie dała radę, ale nie w tym rzecz – dodał. – Zresztą biorąc pod
uwagę zasady Giotta, nawet ciebie nie powinniśmy wtajemniczać w takie sprawy.
– Ale jestem Strażniczką Ricarda
– przypomniała z powagą Tori i chwyciła się pod boki. – Jestem już częścią tego
i nie dam się tak łatwo wykluczyć.
– Nie, ale możesz się nie zgodzić
na taki plan – zauważył Ricardo. – Mimo wszystko podstęp do ciebie nie pasuje.
Jesteś Słońcem.
– Może i jestem Słońcem, ale
jestem też wkurzona za to, co przytrafiło się Flaviu. Z przyjemnością się tym
zajmę.
– Doskonale. W takim razie
liczymy na ciebie.
– Tylko nie mów o tym reszcie –
rzucił na odchodne Spade. – Informuj tylko nas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz