Ogłoszenia

Witamy na stronie Vongoli i zapraszamy do lektury opowieści.

wtorek, 28 kwietnia 2020

Rozdział 10. Współpraca rodziny


Tori spędziła w bibliotece wiele godzin, przekopując się przez wszystkie książki. Nie myliła się. To, co znajdowało się na parterze, było tylko wierzchołkiem góry lodowej. Na piętrze leżały stosy zakurzonych tomiszczy. Niektóre z nich były w obcym dla Tori języku.
Wybrała te, które potencjalnie mogły zawierać jakieś przydatne informacje. Wszystkie książki z rycinami przedstawiającymi rośliny, ale także parę książek medycznych. Zebrała je wszystkie w kącie za ostatnim regałem od drzwi, by ukryć się przed osobą odpowiedzialną za pilnowanie budynku.
Tori ziewnęła przeciągle. To był długi dzień i długa noc. W pewnym momencie dopadło ją zmęczenie. Oczy same jej się zamykały. Spojrzała przez okno. Niebo wciąż było ciemne. Trwała noc. Miała nadzieję, że jeśli wyrobi się do świtu, powinni mieć jeszcze wystarczająco dużo czasu, by uratować młodą Burzę.
– Trzymaj się, Flavio – powiedziała, choć nie mógł jej usłyszeć. – Nie możesz tak łatwo umrzeć. Pomyśl, jak poczułby się Ricardo.
Ta myśl dodała jej na powrót energii, więc powróciła do przeglądania książek. Wypisywała rośliny, które potencjalnie mogły powodować objawy występujące u Flavia. Potem je skreślała, gdy jakaś informacja znaleziona dalej wykluczała daną substancję z jakiegoś powodu. Do świtu jej lista kilkudziesięciu substancji trujących zmniejszyła się do zaledwie kilku, które pojedynczo lub w połączeniu mogły być odpowiedzią na stan młodej Burzy.
Z trudem, lecz udało jej się zebrać. Musiała się jeszcze tylko wydostać z rezydencji. Chwyciła całkowicie już pustą torbę i po cichu zeszła schodami na dół. Miała już, co chciała, więc było jej już wszystko jedno, czy ktoś ją znajdzie. Musiałaby po prostu uciekać. Na szczęście nikogo nie było. Nacisnęła na klamkę, jednak drzwi nie puściły.
Niepewnie zajrzała do sąsiedniego pomieszczenia, gdzie wśród regałów z powieściami znajdowało się biurko bibliotekarza. Niestety ktoś tam był i tym razem nie była to kobieta, jak poprzedniego wieczoru. Tori lekko spanikowała. Wiedziała, że tak łatwo się nie wydostanie.
Nagle drzwi frontowe otworzyły się. Tori była pewna, że teraz już się nie wywinie i nie da rady nawet wrócić do domu. Jednak w drzwiach zobaczyła Mario. Chłopak wyglądał na równie zmęczonego, co ona, więc podejrzewała, że całą noc czatował pod biblioteką.
– Czego tu szukasz? – warknął na niego mężczyzna siedzący przy biurku. Mario nie odpowiedział. Wszedł do środka i chwycił pierwszą książkę z brzegu, po czym rzucił ją na ziemię. Tak zrobił z kolejną i jeszcze jedną. – Hej, co ty wyprawiasz! – wrzasnął tamten i rzucił się na Maria. Chłopak uskoczył w porę i wybiegł z budynku, a pulchny bibliotekarz podążył za nim, pokrzykując nerwowo. – Wracaj tu, śmieciu!
– Dziękuję, Mario – wyszeptała Tori i wybiegła z budynku.
Tylko raz spojrzała za siebie, by mieć pewność, że Mario nie da się złapać, po czym ruszyła w drogę powrotną do domu.
– Jeśli myślałaś, że uda ci się wrócić niepostrzeżenie, nie doceniasz członków Vongoli. – Usłyszała tuż za progiem. W korytarzu stała Aki. W tej samej sukni, w której Tori widziała ją wieczorem, z luźnym, nieporządnym warkoczem i lekkimi cieniami pod oczami.
– Nie śpisz? – zaniepokoiła się Tori i chwyciła się pod boki. – Mówiłam, żebyś się zdrzemnęła. Poza tym mówiłam, że może mnie nie być przez kilka godzin.
– Nie było cię całą noc – poprawiła ją Aki. – Zresztą dziś nikt w tym domu nie śpi.
– Potem mnie ochrzanisz – mruknęła Tori. – Teraz to nieważne. Muszę znaleźć Primo. Chyba wiem, czym otruto Flavia!
Aki miała coś powiedzieć, ale ostatnie słowa dziewczyny ją powstrzymały na chwilę. Uśmiechnęła się blado.
– Martwiłam się – odparła w końcu. – Giotta znajdziesz w gabinecie. Wątpię, żeby spał. Idź.
Słysząc te słowa, Tori rzuciła się do biegu w stronę gabinetu Primo. Tym razem nie zapukała. Za bardzo się spieszyła i miała nadzieję, że mężczyzna wybaczy jej to uchybienie. Gdy weszła do środka, zastała go siedzącego za biurkiem. Wyglądał okropnie i wszystko wskazywało na to, że nie tylko Tori miała za sobą długą noc.
– Primo! – krzyknęła, wyrywając mężczyznę z marazmu. Próbował czytać jakieś dokumenty, ale i tak nie mógł się skupić. Definitywnie jednak nie spodziewał się nikogo. Chyba że lekarza. – Primo!
– Tori? – Giotto poderwał się z miejsca, obawiając się najgorszego. – Coś z Flaviem?
– To ja chciałam zapytać – odpowiedziała dziewczyna całkowicie zbita z tropu. – Primo, proszę powiedz, że jeszcze nie jest za późno.
– Nie. Gdy rozmawiałem z lekarzem kilka godzin temu, mówił, że wciąż szuka antidotum. Myślałem, że ty przyszłaś mnie poinformować o jakieś zmianie w sytuacji.
– Poniekąd – wyznała Tori. – Chyba znalazłam, czym otruto Flavia. Ale lekarz mnie nie posłucha, nie chciał mnie tam nawet wpuścić.
– Mówisz poważnie? – ożywił się Primo. – Znalazłaś coś?
– Tak. Tak myślę – powiedziała Tori, wręczając Primo kartkę z substancjami i objawami ich zatrucia. – Myślę, że któreś z tych musiały znaleźć się w truciźnie. Pasują najlepiej do tego, co mówił lekarz.
– Ale Flavio nie miał żadnych omamów ani... – Primo nie zdążył dokończyć, bo Tori weszła mu w słowo:
– Nie miał lub o nich nie wiemy. Przecież zaraz, gdy zaczął pluć krwią, lekarz wprowadził go w stan podobny do śpiączki, więc jeśli to wystąpiło z opóźnieniem, Flavio nie miał szansy nam powiedzieć. Nie wymiotował jednak, a w większości przypadków to podstawowy objaw. Substancje, które tu zapisałam, przebiegają bardziej bezobjawowo.
– Faktycznie – przytaknął Giotto, kiwając głową. – Zaraz pokażę to lekarzowi. Dobra robota, Tori.
W drzwiach niemal wpadł na Aki, która poszła za Tori niespokojna o stan Flavia. Kiwnął tylko głową, choć pomiędzy nimi nie padło ani jedno słowo, póki nie znaleźli medyka. Giotto dostrzegł go jako pierwszy. Mężczyzna właśnie zmierzał do pokoju młodej Burzy, by sprawdzić stan swojego pacjenta.
– Don Alberto! – krzyknął, chcąc zwrócić jego uwagę.
– Primo, co się stało?
– Tori znalazła to, czego szukamy – wyjaśnił pospiesznie, po czym wręczył lekarzowi kartkę, którą wcześniej otrzymał od dziewczyny. – Znalazła skład trucizny.
– Niemożliwe. Przecież to dziecko nie ma pojęcia o truciznach czy leczeniu chorych. Chyba żartujesz, Primo – oburzył się Alberto Cotzza. – Do tego trzeba wielu lat nauki i praktyki.
– Proszę chociaż wziąć to pod uwagę, doktorze – odezwała się Aki. Ufała Tori, a już niejednokrotnie przekonała się, że członkowie Vongoli potrafią znaleźć rozwiązanie w najgorszych sytuacjach. – Chyba nie stawia nas to w bardziej niekorzystnym położeniu.
Cotzza zrobił to bardzo niechętnie, lecz spojrzał na otrzymany świstek papieru i zaczął czytać:
– Tojad mocny, ciemiężyca, wilcza jagoda? – Spojrzał krytycznie na Aki, a potem na Primo i stojącą za nim Tori. – To żart?
– To nie żaden żart! – gorączkowała się Tori. – Proszę spojrzeć na objawy, znaczna większość zgadza się z tym, co dolega Flaviu. Jeszcze arszenik, który jest trudno wykrywalny. Wszystko pasuje.
– Ale po znacznej części tych rzeczy występuje delirium, które jest tu kluczowe. Młody Strażnik Burzy nie miał żadnych omamów z tego, co wiem. Pomyliłaś się, młoda damo.
– Nie, Tori dobrze powiedziała mi przed chwilą, że delirium mogło wystąpić później – tłumaczył Giotto. – Nie było nam dane dowiedzieć się o tym, bo Flavio został wprowadzony w głęboki sen, gdy tylko zaczął kaszleć krwią. Teoria przedstawiona przez Tori jest dość sensowna.
Cotzza nie wyglądał na szczególnie przekonanego, przez cały czas przyglądał się Tori, jakby to głównie w niej był problem.
– To wszystko jest możliwe, ale… – zaczął.
– Ale co? – zapytała gniewnie Aki. – Czasami najprostsze rozwiązania są najlepsze. Nic wyszukanego. Pan się zastanawia, czy jako człowiek wykształcony może zaufać prostej dziewczynie, a Flavio tam umiera, bo nikt z nas nawet nie ma lepszego pomysłu.
– Bo nie chce mi się wierzyć, że nastolatka wie lepiej, niż ktoś kto zajmuje się takimi rzeczami już ponad dwie dekady – powiedział Cotzza, po czym dodał: – Niemniej, jeśli nalegacie, przyjrzę się temu i spróbuję zrobić antidotum na podstawie informacji znalezionych przez to dziecko. – Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo. – Jednak nie biorę odpowiedzialności za to, jeśli stan pacjenta pogorszy się po podaniu mu złej odtrutki.
Aki miała coś jeszcze powiedzieć, ale dłoń Giotta na ramieniu ją uciszyła. Spojrzała na niego z wyrzutem.
– Rozumiem pańskie opory, Don Alberto – powiedział Primo. – Z pewnością brzmimy na bardzo zdesperowanych, ale chcę, żeby pan spróbował. Aki może mieć rację, osoba, która stworzyła tę truciznę, mogła stwierdzić, że nikt nie będzie szukał najprostszych rozwiązań.
– Nie, nie, Primo – odezwał się medyk. – Chyba się nie zrozumieliśmy. To ani trochę nie jest proste rozwiązanie. Jedynie kwestia delirium jest wyjaśniona w bajecznie prosty sposób, że aż ciężko mi uwierzyć, że to może być prawda. Samo połączenie tych roślin i jeszcze arszeniku nie jest ani trochę proste. Trzeba naprawdę znamienitego i oczytanego truciciela z dużymi zasobami, by stworzyć tak okrutną mieszankę, jaką zaproponowała ta dziewczyna. Są to wszystko objawy, które ciężko wykryć lub odkrywa się je za późno. W dodatku powodują bardzo bolesną śmierć.
Aki nieco zbladła, a palce Giotta zacisnęły się lekko na jej ramieniu. Mimo to żadne z nich nie zwątpiło w osąd Tori. Nie chcieli utracić tej odrobiny nadziei, którą dopiero co otrzymali.
– Niech pan próbuje, Don Alberto – powtórzył Primo.
– No dobrze – odparł z gorzką miną Cotzza. – Zatem proszę mi wybaczyć, ale muszę zdobyć wszystkie potrzebne rzeczy. Pozostaje nam się jedynie modlić, że twoja podopieczna, Primo, nie pomyliła się co do tej trucizny. A może obawiać… – mówiąc to, odwrócił się na pięcie i odszedł.
Giotto westchnął ciężko. Spojrzał na swoje towarzyszki, po czym ściągnął w końcu dłoń z ramienia Aki.
– Przepraszam – szepnęła kobieta.
– Wiem, że się martwisz – odparł Giotto. – Nie sądzę jednak, żeby Flavio tak szybko nas zostawił. Obie powinnyście pójść do łóżek. To była długa noc.
– Nigdzie nie idę, dopóki nie dowiem się, co z Flaviem – zadeklarowała Tori. – Muszę wiedzieć, czy antidotum działa.
– Sam nie położysz się, nim nie będziesz miał pewności co do tego – powiedziała Aki. – A ja i tak nie zasnę.
– Obudzę was, kiedy antidotum będzie gotowe. Odpocznijcie – próbował je przekonać, choć przeczuwał, że jest bez szans.
– Też nie spałeś i jesteś zmęczony, Primo – zauważyła Tori, marszcząc brwi. – A nas odsyłasz.
Aki uśmiechnęła się krótko.
– Nie dasz jej rady – oznajmiła. – Zresztą nie ty jeden z nią przegrałeś.
– Aki.
– Nie, Giotto. Mnie też nie przekonasz. Nie mogłabym spać w takim momencie.
Primo uniósł ręce w geście poddania.
– Wygrałyście, nie umiem się z wami kłócić – oznajmił i westchnął ciężko. – W takim razie idźcie do pokoju Flavia, a ja pójdę zaparzyć nam jakieś energetyzującej herbaty od Ugetsu. I bez dyskusji – dodał, widząc, że Aki znów chce coś powiedzieć.
Kobieta uśmiechnęła się blado i wraz z Tori udała się do pokoju młodej Burzy.

***

Ku radości wszystkich członków Vongoli, antidotum stworzone na podstawie tego, co znalazła Tori, zadziałało. Po kilkunastu godzinach Flavio zaczął się wybudzać. Mimo zaleceń lekarza, nie chciał pozostać w łóżku i nawet Primo czy Ricardo nie dali rady go przekonać. Chciał dowiedzieć się, co przegapił, więc wszyscy zebrali się w salonie.
Prawie wszyscy, bo choć Bruno powrócił z poszukiwań truciciela, Alaude nadal nie było. Być może sprawa okazała się bardziej poważna i wolał nie wciągać w to dalej swojego ucznia. Ale to były jedynie przypuszczenia Giotta. Zresztą G także jeszcze nie wrócił, choć spodziewali się go lada moment, gdy tylko otrzyma wiadomość o poprawie stanu jego następcy.
– Chyba powinieneś podziękować Tori, Flavio – zauważył Giotto. – Gdyby nie ona, ta historia mogła się skończyć tragicznie. Tori ciężko pracowała, by znaleźć antidotum.
– Tori uratowała sytuację, pokonując przeciwności losu, jak na Strażniczkę Słońca przystało – wtrącił wesoło Knuckle.
Flavio popatrzył na Primo, a potem na Tori i prychnął. Nietrudno było zgadnąć, że nie jest zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń.
– W porządku – powiedziała Tori. Nie zależało jej na podziękowaniach. – Flavio już mi podziękował.
– Nie kłam, Tori. – Tym razem padło to z ust Ricarda, który ubiegł zarówno Aki jak i Giotta. – Należą ci się podziękowania. Nie odpuszczę Flaviu tylko dlatego, że jest jeszcze osłabiony. Tyle może zrobić.
– Dlaczego wszyscy zawsze wiedzą, kiedy kłamię – naburmuszyła się Tori. – Wszystkim się czasem zdarza i tylko ja nie mogę.
– Nieładnie jest kłamać – powiedział Giotto, rzucając jej karcące spojrzenie. – Zwłaszcza rodzinie.
– Chociaż niektórym zdarza się nagminnie nie mówić prawdy – rzuciła lekko Aki.
– To co innego – naburmuszył się Primo.
– Szczegóły.
– Poza tym, za dobrze znam Flavia, żebym miał uwierzyć, że dobrowolnie sam ci podziękował – odezwał się Ricardo. – Zresztą przyjmij także moje podziękowania. Nie tylko uratowałaś mojego Strażnika, ale także wieloletniego przyjaciela. Naprawdę jesteś Słońcem Drugiego Pokolenia.
– Dziękuję za słowa uznania, Ricardo – odparła z uśmiechem Tori. – Cieszę się po prostu, że mogłam pomóc i zrobić coś dla Vongoli. Zrobiłam to, co chciałam. Dlatego też nie potrzebuję podziękowań Flavia. Wiem, że mnie nie lubi. Już mu powiedziałam, że zamierzam to zmienić i sprawić, że mnie polubi.
– Zaskakująco szybko zamknęło mu to usta – odezwał się Daemon z ironicznym uśmiechem na twarzy. – Naszej nieobecnej Burzy zdarzyło się to może ze dwa razy, a skończyło pierścieniem na palcu naszej małej księżniczki.
– Że co?! – oburzył się Flavio, wstając z miejsca. Aż jęknął, gdy świat zawirował mu przed oczami. Usiadł z powrotem i rzucił Spade’owi lodowate spojrzenie. – Chyba śnisz! To nie ma ze sobą nic wspólnego.
– Co? O co chodzi? – zdziwiła się Tori, zupełnie nie łapiąc sytuacji.
– Nie? – odparł rozbawiony Daemon. – Ciekawe, skoro tak wdajesz się w swojego mentora, a o ile pamiętam, to Aki dała mu do zrozumienia coś podobnego. Na samą deklarację była zbyt pokorna.
Hiszpanka zaczerwieniła się lekko.
– To akurat nie jest twoja sprawa – zaprotestowała.
– Czemu jesteś taka oburzona? Chyba sama wolałabyś, żeby rodzinę trzymały ze sobą więzi miłości, nie niechęci – ironizował dalej mężczyzna.
– Chyba oszalałeś, Daemon – zawarczał Flavio. – Aki i G to zupełnie inna historia. Prędzej piekło zamarznie, nim spojrzę na Tori jak na… – Tu skrzywił się, dając do zrozumienia, że te słowa nie przejdą mu nawet przez gardło. – To była głupia deklaracja.
– Raczej bardzo śmiała – zauważył leniwie Lampo. – Ale pasująca do Słońca. Chociaż tym razem chyba wszyscy pękliby ze śmiechu, gdyby historia zatoczyła koło. Pierwszy raz widziałem, żeby G był tak czerwony i to nie ze złości.
– Miłość to piękne uczucie. Pan nasz upodobał je sobie, więc nie powinniśmy z niego kpić – odezwał się Knuckle.
– A ja nadal nie rozumiem, co ma niechęć Flavia do mnie do historii Aki i G – stwierdziła Tori, marszcząc brwi. – Aki i G są zaręczeni i biorą ślub. Flavio mnie nawet nie lubi i zwyczajnie postanowiłam, że to zmienię.
– Może lepiej, że nie rozumiesz – skwitował Lampo.
– To nie ma znaczenia, Tori! Nie zawracaj sobie tym głowy, bo i tak nie zrozumiesz – rzucił w jej stronę Flavio. – Tym bardziej, że oni wszyscy gadają głupoty. Jeszcze nie zgłupiałem tak bardzo, żeby zainteresować się taką pospolitą dziewuchą.
– Zapomniałem, wam, burzowym, to się księżniczki marzą – zakpił Spade.
– Wystarczy, Daemon – odezwała się Elena, widząc zawstydzoną minę przyjaciółki. – A tobie, Flavio, również brakuje nieco ogłady, kiedy idzie o płeć przeciwną. Jednak to może poczekać, aż wyzdrowiejesz.
– Nie potrzebuję tego – prychnęła młoda Burza.
– Bo jesteś jeszcze dzieckiem.
– Dzieckiem? Mam siedemnaście lat, Eleno – powiedział Flavio, robiąc obrażoną miną. – To więcej niż wystarczająco. A Tori jest Strażniczką Słońca Ricarda. Takie rzeczy pomiędzy Strażnikami to głupota, która mogłaby jedynie zaszkodzić współpracy.
– Albo ją umocnić. – Elena rozłożyła wachlarz, jakby lekceważąc młodego Strażnika.
– Nie doceniasz kobiet Vongoli – zaśmiał się Lampo. – Właśnie przyznałeś, że Tori jest Strażniczką.
– Też mi coś – prychnął z niezadowoleniem Flavio. – To decyzja Ricarda, więc jako jego Strażnik muszę się dostosować, nawet jeśli nie zawsze się zgadzam z jego decyzją. Poza tym chociaż raz się na coś przydała, zamiast tylko u nas mieszkać.
Miny Strażników Pierwszego Pokolenia jasno mówiły, że nie do końca mu wierzą, jednak u nikogo prócz Daemona nie było w tym złośliwości.
– To przypomina czasy, kiedy Vongola dopiero się formowała – powiedziała Elena z nagle całkiem innym nastawieniem. – Takie beztroskie chwile dopiero z czasem stały się drogocenne. A przecież nie minęło tak wiele lat.
– To dzięki wam Vongola nadal istnieje – odparł Giotto z ciepłym uśmiechem. – Jednak na razie dość żartów. Flavio nadal dochodzi do zdrowia, a i nam wszystkim przyda się odpoczynek. W końcu nadal mamy coś bardzo ważnego do przygotowania. – Spojrzał na Aki, która odpowiedziała tym samym gestem.
W tym samym momencie usłyszeli pośpieszne kroki. Sądząc po krokach, był to G, który wreszcie powrócił do rezydencji. Zamaszystym, niemal brutalnym ruchem pchnął drzwi i wparował do środka jak przystało na prawdziwą Burzę.
– G – pierwszy przywitał go Ugetsu, ale nie otrzymał odpowiedzi. Spojrzenie Strażnika Burzy prześlizgnęło się po twarzach obecnych w salonie osób, dopóki nie odnalazło Flavia. – Spokojnie, G, Flavio nic nie będzie. Jest jeszcze trochę osłabiony i potrzebuje odpoczynku. Niemniej lekarz potwierdził, że trucizna nie zdążyła jeszcze wyrządzić żadnych nieodwracalnych zmian.
Na twarzy Prawej Ręki na krótki moment pojawiła się ulga.
– Masz szczęście, gówniarzu, że medyk zdążył znaleźć antidotum – odezwał się w końcu, przyglądając się swojemu uczniowi.
– To akurat zasługa Tori – odparł Lampo.
G spojrzał najpierw na Strażnika Błyskawicy, potem na dziewczynę, sądząc, że nawet w takiej chwili stroją sobie z niego żarty. Zaraz jednak przypomniał sobie, co Tori powiedziała mu, kiedy próbowała go zatrzymać w rezydencji i uznał, że taki scenariusz jest możliwy. A jeśli do tego dodać niezadowoloną minę Flavia.
– Więc to miałaś na myśli, mówiąc, że sprawisz, że cię polubi. Długów życia się nie zapomina.
– Co? – zdziwiła się Tori. Przez myśl jej nie przeszło, że ktoś może to tak odebrać. Zważając jednak, że najwyraźniej bardzo go uraziła podczas ostatniego spotkania, można było zrozumieć jego słowa. – Nie! To nieprawda – zaprzeczyła pospiesznie. – Nigdy nie przypuszczałam, że wydarzy się coś takiego i nikomu tego nie życzyłam – dodała smutno. – Rozumiem jednak, dlaczego podejrzewasz mnie o taką chytrość. I należą ci się za to przeprosiny, tu przy wszystkich. Przepraszam cię, G. Powiedziałam wtedy bardzo nieładne rzeczy i przede wszystkim nieprawdziwe. Za wszelką cenę próbowałam cię zatrzymać, ale to mnie nie tłumaczy – mówiąc to, skłoniła się głęboko. – Nie miałam prawa powiedzieć, że robisz to dla własnego ego.
Reszta Strażników oraz Giotto, popatrzyła po sobie, nie bardzo wiedząc, co wydarzyło się między tą dwójką. Sam G zdawał się dość zmieszany zachowaniem dziewczyny, bo nie tego się spodziewał. Spojrzał na Aki, która tylko nieznacznie się uśmiechnęła, i w końcu zrozumiał, że to od niej Tori musiała się dowiedzieć, że jej zachowanie wtedy było nie na miejscu. Pytanie tylko, ile powiedziała Strażniczce.
– Siadaj – powiedział nieco zbyt szorstko. – Zachowujesz się, jakby mnie to w jakikolwiek sposób obeszło.
Tori wyprostowała się, ale nie usiadła. Popatrzyła na G i przechyliła głowę. Wyglądała przez to trochę jak szczeniak, który nie rozumie złości swojego właściciela. Potem nagle uśmiechnęła się, zgadując, że G taki po prostu jest.
– Dziękuję – powiedziała, a jej twarz rozjaśniła się.
Nikt nie miał odwagi przerywać tej sceny, choć wszystkich ciekawiła ta sprawa. Giotto bez trudu odgadł z wypowiedzi Tori, o co chodziło. Pamiętał, że zaraz po wyjściu G również i Tori próbowała się wymknąć. Najpewniej zamiast do swojego pokoju udała się właśnie za Burzą. To wtedy musiała z nim rozmawiać.
G tylko westchnął. Gdy spojrzał na Giotta, wiedział już, że ten się domyśla, o co poszło. Czasami go przeklinał za tę przenikliwość, choć z drugiej strony nieraz uratowało im to życie.
– Zdaje się, że lekcje manier tym razem potrwają jeszcze jakiś czas – zakpił Daemon. – Chociaż to nie jest tak dalekie od prawdy.
– Mów za siebie – odwarknął G. – W tym domu nikt nie może się z tobą równać pod względem ego.
– Kłóciłbym się – odparł Spade z ironicznym uśmiechem.
– Powinniśmy się cieszyć, że Flavio żyje, a nie sobie dokuczać – zauważył Ugetsu.
– Czy mogę coś powiedzieć? – odezwała się Tori, podnosząc rękę.
– Tak, Tori? – zapytał Giotto, patrząc uprzejmie na dziewczynę, aby ją zachęcić. – Słuchamy cię.
– Masz kolejną gorącą deklarację? – roześmiał się Daemon, jednak zamilkł, gdy dostał sójkę w bok od Eleny. – Przepraszam – dodał pokornie, co nieczęsto mu się zdarzało.
– Chodzi mi o sprawę Cesara oraz truciciela.
– Dowiedziałaś się czegoś jeszcze? – zaniepokoił się Primo.
Biorąc pod uwagę to jak młoda Strażniczka wykazała się w ostatnich dniach, wcale nie byłby zaskoczony, gdyby natrafiła na coś więcej.
– Nie, ale tak sobie myślę, że... Powinieneś pozwolić nam na poszukiwania, Primo – stwierdziła nagle.
Mężczyzna zmarszczył brwi. Jakby na to nie patrzeć, to on i ewentualnie Ricardo, decydował o działaniach Vongoli. Do tego Tori wyraziła sprzeczną z jego opinię. Osobiście wciąż był wściekły na Cesara za kłopoty, jakie sprowadził na Vongolę, ale czuł, że zagłębianie się w to może doprowadzić do kolejnej tragedii. Nawet jeśli tym razem wyszli z sytuacji obronną ręką.
– Dlaczego tak uważasz? – zapytał spokojnie Giotto.
– Też wolałbym dorwać drania, ale czy nie przesadzasz, sprzeciwiając się woli Giotta? – wtrącił się Spade. – To on z pomocą swoich Strażników decyduje o takich rzeczach.
– Daj jej mówić – warknął Ricardo, gromiąc wzrokiem Mgłę. – Chcę usłyszeć, co Tori ma do powiedzenia.
– Nie przejmuj się, Tori. Mów dalej – przytaknął Giotto, rzuciwszy wcześniej zaciekawione spojrzenie swojemu następcy.
– Po prostu uważam, że powinniśmy współpracować – wyjaśniła niezrażona niczym Tori. – To, co spotkało Flavia, jest dla nas nauczką. Powinniśmy wyciągnąć z tego wnioski. Nie mówię, że ktokolwiek tu zawinił – dodała pospiesznie – ale zwyczajnie sądzę, że gdybyśmy wszyscy razem współpracowali nad złapaniem Cesara, to wszystko by się nie wydarzyło. Ktoś na pewno wyczułby kłopoty i zapobiegł otruciu Flavia. Jednak było z nim tylko dwóch twoich Strażników, Primo, i moim zdaniem to błąd. Wspólnymi siłami mamy większe szanse nie tylko na jego złapanie, ale też na to, by historia więcej się nie powtórzyła.
– To cenna uwaga – przyznał Giotto. – Co o tym myślisz, Ricardo?
– Tak. Zgadzam się z Tori. Vongola jest najsilniejsza, kiedy trzyma się razem. Nie zamierzam odpuścić Cesarowi, ale wszyscy razem mamy większe szanse.
– Być może Tori ma rację – przytaknął niechętnie Spade – ale z tego, co Tori powiedziała, wynika, że Giotto się mylił. Mówiąc prościej, właśnie podważyłaś decyzję Primo, Tori. To on postanowił, że nie będziemy wszyscy ścigać Cesara.
– Nie o to mi chodziło – jęknęła Tori. – Ja tylko…
– Nie o to ci chodziło, a jednak tak to zabrzmiało – drążył Daemon.
– Wystarczy – rzekł z powagą Giotto. – Tori ma na tylko na uwadze dobro rodziny.
– Nie pozwalaj sobie, Spade – zawarczał Ricardo. – Nawet jeśli jesteś Strażnikiem Prima.

***

Giotto został w rezydencji razem z kobietami Vongoli i wciąż osłabionym Flaviem. Również chciał iść na obławę zastawioną na Cesara. Na nic jednak zdało się powoływanie na słowa Tori o tym, że powinni działać razem. Prawa Ręka szybko odwiodła go od tego pomysłu, przypominając, że ma do zrobienia dużo innych rzeczy. Zagroził nawet, że nie wypuści go z gabinetu, dopóki ten nie nadrobi zaległości z dokumentami.
Podczas gdy jego Strażnicy oraz część Drugiego Pokolenia polowała na Cesara, on siedział w gabinecie. Nie wytrzymał jednak długo i tak nie mogąc skupić się na dokumentach. Przechadzał się po swoim biurze raz po raz zerkając w okno, z nadzieją, że wszyscy bezpiecznie wrócą.
Pukanie na moment oderwało go od okna. W drzwiach przystanęła Aki z tacą w dłoniach.
– Tak myślałam, że nie pracujesz. G będzie zły – zażartowała, stawiając tacę na stoliku i nalewając herbaty do filiżanek. – Martwisz się.
– A ty nie? – zapytał, patrząc uważnie na przyjaciółkę. – Zawsze będę się o nich martwił. Tym bardziej po ostatnich wydarzeniach.
Uśmiechnęła się tylko. Podała mu filiżankę i sama spojrzała w okno.
– Za każdym razem tak nas zostawiają – stwierdziła cicho. – A my czekamy i wierzymy, że wszystko skończy się dobrze. Dawniej to było trochę łatwiejsze.
– Masz rację, Aki. Mierzymy się z coraz silniejszymi wrogami i większymi problemami.
– Chciałabym powiedzieć, żebyście odpuścili, ale to byłoby niesprawiedliwe. Vongola uratowała wiele żyć, jeszcze wielu może uratować. I nawet jeśli to wszystko jest tak bolesne, nie mogę egoistycznie zachować was dla siebie. – Westchnęła, spoglądając w horyzont. – Wiem, jakie to uczucie stracić całą nadzieję i ją odzyskać wraz z życiem. Nigdy tego nie zapomnę, tamtego dnia na plaży i tego w Walencji. Mam u was dług życia. – Uśmiechnęła się nostalgicznie.
Do pokoju wpadła Elena.
– Wrócili! – oznajmiła przejętym głosem. – Złapali go i wrócili!
Giotto pierwszy ruszył na spotkanie ze swoją rodziną i jeńcem. Wiedział, że kobiety podążą za nim, choć wolałby oszczędzić im tego widoku. Tym razem jednak nie powstrzymywał ich zbyt przejęty rozwiązaniem sprawy.
Zastali ich jeszcze w holu. Ricardo prowadził całą grupę, Strażnicy Prima otaczali młodzieńca o długich włosach, a G zamykał pochód z tak pochmurną miną, jakby wydarzyło się coś potwornego. Widząc to, Giotto odetchnął z ulgą. Wszyscy wyglądali na całych i zdrowych. Fakt, że jeniec również szedł o własnych siłach, znaczyło, że dali także radę powstrzymać Burzę od rozlewu krwi.
– Witajcie z powrotem – rzekł z powagą Giotto. – Zaprowadźcie go, proszę, tam, gdzie ustaliliśmy.
Z Primo pozostali tylko Ricardo i G, chcąc najpierw zdać relację ze swoich działań. Reszta natomiast odstawiła więźnia do zaimprowizowanego aresztu, jako że nie mieli miejsca, gdzie mogliby kogoś przetrzymywać. Nigdy nie było im to wcześniej potrzebne, choć możliwe, że kiedyś się to zmieni.
– Aki, Eleno, wracajcie do siebie – polecił Giotto. – Nie chcę was w to mieszać.
– Jestem tego samego zdania – stwierdził G, a Ricardo skinął głową, potwierdzając jego słowa.
Żadna nie zaprotestowała, choć nie było wątpliwości, że też chciały usłyszeć najnowsze wieści. Jednak mogły poczekać jeszcze trochę. Wspólnie ruszyły na górę.
– Co udało wam się ustalić? – zapytał, gdy zostali we trzech i ruszyli w ślad za pozostałymi Strażnikami.
– Tym razem nie miał szans na ucieczkę. Był pewien, że to znowu tylko G i Ugetsu. Ale to była pułapka w pułapce. Cała reszta zablokowała mu wszystkie inne drogi ucieczki, a Daemon przejrzał jego sztuczki. Cesar najwyraźniej zna się trochę na iluzji – wyjaśnił poważnym tonem Ricardo, choć dało się wyczuć także odrobinę zadowolenia. – G i Knuckle go dorwali i już nie miał jak uciec. Mamy go, ale nie zdążyliśmy go przesłuchać.
– To nic, zrobimy to wspólnie. Mam nadzieję, że tym razem obejdzie się już bez problemów.
Pewnym krokiem wszedł do aresztu i poważnym spojrzeniem otaksował Cesara posadzonego na krześle. Chłopak wydawał się nieprzejęty zbytnio swoją sytuacją, może był przyzwyczajony, a może sądził, że skoro to Vongola, to nie stanie mu się krzywda. Giotto był niemal pewny, że Cesar wie, kto go dopadł.
– Sprawiłeś nam trochę problemów, Cesarze. Niektóre z nich były dość poważne – zaczął.
Reszta Strażników stała w rzędzie pod ścianą, pozwalając swojemu szefowi, by mówił. Nawet Ricardo usunął się w bok, choć nieco wyłamywał się ze schematu, gotowy, by dodać coś od siebie. W końcu to jego Strażnik omal nie zginął przez Cesara.
Ten zaś otaksował znudzonym spojrzeniem najpierw Giotta, potem resztę obecnych tam osób. Jego wzrok zatrzymał się najpierw na G.
– O, jednego brakuje – stwierdził beztrosko. Nie miał pojęcia, co się wydarzyło. Kolejną osobą, która przykuła jego uwagę, była Tori. Nie dziwota, bo przecież towarzyszyła Aki podczas jego podbojów. – A ty – powiedział z uśmiechem. – Jesteś tą śliczną, młodziutką signioritą. Czekolada smakowała?
Tori skinęła głową, lecz jej wyraz twarzy nie zelżał nawet na chwilę. G natomiast spochmurniał jeszcze bardziej i chyba tylko powaga sytuacji powstrzymała go przed wybuchem.
– Flavio właśnie odpoczywa – odparł poważnie Primo, nie dając swojej Prawej Ręce możliwości do warknięcia czegoś. – Został otruty, bo ktoś, komu się naraziłeś, pomylił go z tobą. W ten sposób kradzież bransoletki jest twoim najmniejszym teraz problemem. Samo nasuwa się pytanie, co takiego zrobiłeś, że posłano za tobą truciciela.
Jednak Cesar wzruszył tylko ramionami. Tego G już nie wytrzymał, ale to Ricardo zareagował pierwszy. Podszedł bliżej, zrównując się z Primo. Widząc, że do pojmanego chłopaka wciąż nie dociera powaga sytuacji, nachylił się nad nim, łapiąc go za kołnierz.
– Gadaj – wycharczał mu prosto w twarz. – G tylko czeka, żeby zostać z tobą sam na sam. Zresztą kolejka najwyraźniej jest dosyć długa. Nie myśl sobie, że możesz bezkarnie zadzierać z Vongolą – dodał.
W jego oczach szalały płomienie.
– Naraziłem się paru osobom – zaśmiał się tamten. – Dajcie spokój, to chyba nie było aż tak trudne.
– Mnie ciekawi, jak naprawdę masz na imię – odezwał się Ugetsu. – Cesar? Fabien? A może jeszcze inaczej?
– Zależy, które wolisz. Jest mi obojętnie.
– Bezimienny grób pewnie też ci odpowiada – stwierdził Daemon z ironicznym uśmieszkiem na twarzy. – Chociaż nie wiem, czy będzie co chować.
Giotto rzucił mu karcące spojrzenie, ale zaraz znowu spojrzał na Cesara z uwagą.
– Możesz nic nie mówić – stwierdził w końcu. – Ale możesz też sobie pomóc. Zdecyduj, co jest dla ciebie lepsze, bo jeśli sądzisz, że uda ci się uciec, rozwieję twoje złudzenia. Nie masz szans z moimi Strażnikami na ich terenie. A wtedy ich nie powstrzymam.
– Nie dałbyś rady, Primo – roześmiał się Daemon. – Nie tym razem.
– Zostawmy go na razie – zaproponował Ricardo, uśmiechając się niebezpiecznie. – Niech sobie trochę posiedzi. Raz dwa zmięknie bez wody i jedzenia. A jeśli nie, z przyjemnością przytrzymam narzędzia G i Daemonowi.
Giotto westchnął ciężko.
– Chyba nie mamy innego wyboru. Chociaż wolałbym, żeby w naszym domu nie dochodziło do niepotrzebnych rozlewów krwi. – Tu spojrzał znacząco na swoich Strażników Burzy i Mgły. – Również ze względu na nie.
– Bez obaw, Giotto. Do tego czasu stworzę tu taką barierę, że nie tylko nie przeciśnie się przez nią żadna mysz, ale nawet najcichszy szmer, czy ostatni oddech konającego człowieka – zapewnił go rozbawiony Spade.
– Chodźmy, zatem – westchnął Primo i wszyscy zaczęli wychodzić.
Na samym końcu szła Tori i najwyraźniej Cesar sądził, że to jego szansa na ucieczkę.
– Jak ci na imię? Victoria, tak? – zapytał tak, by tylko ona go usłyszała. Gdy spojrzała na niego, uśmiechnął się smutno. – Wygląda na to, że sprawiłem trochę problemów…
– Nie próbuj – padło. Za plecami Tori pojawił się bowiem Bruno, który choć milczał, równie chętnie pomógłby Burzy i Mgle. Położył dłoń na ramieniu Tori. – Nie jest tak naiwna, jak ci się zdaje.
Razem wyszli z pokoju, zamykając Cesara samego. Część rodziny poszła już na górę, ale nie wszyscy. Ricardo w towarzystwie Spade’a czekał na swoich Strażników. Udało im się pozostać w tyle, nie zwracając na siebie uwagi G. Nie było sensu go bardziej prowokować.
– Wydaje mi się... – zaczął Ricardo, po czym urwał. – Nie, może nie tutaj. Chodźmy do mnie.
Cała czwórka udała się do biura Secundo. Tori nie do końca wiedziała, czego od niej chcą, ale najwyraźniej też miała uczestniczyć w tajemnej naradzie.
– Też uważasz, że tak łatwo z nim nie będzie? – zapytał Bruno, spoglądając na Ricarda. – Myślał, że wykorzysta Tori.
– Tak. Jest święcie przekonany o tym, że się wywinie – stwierdził Spade, krzywiąc się z obrzydzeniem. – I to mnie wkurza. Najchętniej zająłbym się nim już teraz sam.
– G nie odpuściłby ci tego – zauważył Ricardo.
– Nie tylko jego kobietę zaczepiał ten typek. Musimy znaleźć jakieś rozwiązanie na niego.
– Primo nie pozwoli nam użyć żadnych brutalnych środków – przypomniała Tori. – I również nie jestem za takowymi.
– W takim razie zostaje nam podstęp.
– Chyba mam pomysł – stwierdził Ricardo, spoglądając na swoją Strażniczkę. – Myślał, że przekabaci Tori.
– Chcesz to wykorzystać? – podchwycił Daemon. – To całkiem niezły pomysł, choć nie wiem, czy Tori jest w stanie pociągnąć coś takiego.
– To zbyt ryzykowne – zauważył Bruno. – Zbyt wiele kłopotów już sprawił.
– Jedyne co Tori musiałaby zrobić, to z nim trochę porozmawiać. Wyciągnąć z niego kilka informacji. Chyba nie powiesz mi, że odpuściłeś złapania truciciela – warknął Ricardo. – Ze wszystkich ludzi, ty, Bruno, wydajesz się ostatnią osobą.
– Nie powiedziałem, byśmy odpuścili. Po prostu jestem przeciwny używaniu Tori w taki sposób.
– A mi tam jest wszystko jedno – rzekła sama zainteresowana. – Jeśli to w czymś pomoże. Jeśli uważacie, że dam radę.
– Dasz radę, Tori, nie mam co do tego żadnych wątpliwości – zapewnił ją z uśmiechem Ricardo.
– W takim razie nie widzę problemu, muszę się z nim tylko odrobinę zaprzyjaźnić – zaśmiała się Tori. – Choć podejrzewam, że Aki lepiej by go podeszła.
– Być może – prychnął Daemon. – Elena też by sobie dała radę, ale nie w tym rzecz – dodał. – Zresztą biorąc pod uwagę zasady Giotta, nawet ciebie nie powinniśmy wtajemniczać w takie sprawy.
– Ale jestem Strażniczką Ricarda – przypomniała z powagą Tori i chwyciła się pod boki. – Jestem już częścią tego i nie dam się tak łatwo wykluczyć.
– Nie, ale możesz się nie zgodzić na taki plan – zauważył Ricardo. – Mimo wszystko podstęp do ciebie nie pasuje. Jesteś Słońcem.
– Może i jestem Słońcem, ale jestem też wkurzona za to, co przytrafiło się Flaviu. Z przyjemnością się tym zajmę.
– Doskonale. W takim razie liczymy na ciebie.
– Tylko nie mów o tym reszcie – rzucił na odchodne Spade. – Informuj tylko nas.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz