Nikt nie ośmielił się przerywać
ciszy, w której Vongola wróciła z przyjęcia. Zresztą wściekłe spojrzenie, które
G rzucał co jakiś czas Giottu, sprawiło, że służba zamiast ich powitać,
ulotniła się cichaczem. Nikt nie chciał narazić się wściekłej Burzy, zresztą
nie tylko od lidera Strażników czuć było aurę mordu. Cokolwiek się zdarzyło,
zepsuło humory wszystkim, którzy wybrali się na przyjęcie do Don Cavallone.
– To był długi wieczór – odezwał
się w końcu Ugetsu, chcąc jakoś uspokoić rodzinę. – Wszyscy potrzebujemy teraz
odpoczynku.
Aki uśmiechnęła się do niego
blado, po czym spojrzała na młodą Strażniczkę Słońca.
– Chodź, pomogę ci wyplątać się z
sukienki – zażartowała, choć nadal było po niej widać, że czuje się winna
złości narzeczonego.
– Poradzę sobie – powiedziała
cicho Tori. – Dobranoc wszystkim – rzuciła i pobiegła schodami na górę.
I tyle ją widzieli. Chwilę
później usłyszeli dźwięk zamykających się na piętrze drzwi. Lampo i Ugetsu
popatrzyli po sobie, a potem obaj spojrzeli na Aki. Ta westchnęła. Domyślała
się, jak Tori się z tym wszystkim czuje, sama postawiła ją w niezręcznej
sytuacji.
– Porozmawiam z nią – oznajmiła.
Wiedziała, że jednocześnie trochę
ucieka przed drugą, poważną rozmową, która ją czekała, ale w tej chwili
ważniejsza była Tori. Poszła w ślad za dziewczyną i kilka chwil później pukała
już do jej drzwi.
Tymczasem Tori zamknęła się w
pokoju i od razu rzuciła się na łóżko zmęczona wydarzeniami minionego dnia.
Schowała twarz w poduszce, zapominając o makijażu, który przed wyjazdem zrobiła
jej Aki. Pozwoliła sobie, by z jej oczu popłynęły łzy. Była zmęczona, zła i
rozczarowana. Głównie sobą i swoją niewiedzą.
Gdy usłyszała pukanie,
spanikowała. Nie mogła pokazać się nikomu w tym stanie. Zrujnowała piękny
makijaż i ubrudziła poduszkę. Poza tym nie miała najmniejszej ochoty z nikim
rozmawiać. Nie miała odwagi stawić czoła reszcie rodziny, bo czuła się, jakby
ich zawiodła. I to na całej linii.
Podczas przyjęcia boleśnie
uświadomiła sobie, że nie należy do tego świata. Brakowało jej manier, co sama
doskonale widziała. Była wdzięczna Aki, że wstrzymała się od upominania jej po
incydencie z Don Antoniem, ale widziała minę kobiety oraz jej spojrzenie. Tylko
nic nie mogła na to poradzić, bo nie umiała zachowywać się inaczej.
Próbowała naśladować kobiety
Vongoli, ale brakowało jej wiedzy i wprawy. Kończyło się na tym, że odzywała
się w najmniej odpowiednim momencie i przysparzała wszystkim tylko więcej
kłopotów i zmartwień, jak w przypadku hrabiego Schwartzegena. Zaś gdy naprawdę
powinna była się bronić i wyjść z opresji obronną ręką, zabrakło jej odwagi i
animuszu. Nie potrafiła załatwić sprawy z Don Antoniem w ogóle. Nie wspominając
o klasie i gracji, z jaką zajęła się tym Aki. Nawet jeśli miała za plecami G.
Wciąż nie mogła zapomnieć
zmartwionej miny Primo, jak i reszty Strażników, którzy przecież doskonale
widzieli, jak bardzo nie radziła sobie na przyjęciu. Nie potrafiła też obronić
Aki przed hrabią, a tym bardziej przed Cesarem. Oszołomiona tłumem i swoją bezradnością
dała się łatwo oszukać pozorom, jakie sprawiał.
A to był tylko wierzchołek góry
lodowej. Tori doskonale dostrzegała każdy swój błąd, który tego dnia popełniła,
ale nic nie mogła z tym zrobić. Nikt nigdy nie nauczył jej, jak postępować w
takich sytuacjach. Ani nawet, że takie sytuacje mogą mieć miejsce. Ona też
odmawiała uczenia się manier i etykiety, gdy Aki i Elena upominały ją przy
stole.
Dlatego nie otworzyła drzwi. Nie
wiedziała, kto przyszedł, choć zgadywała, że najpewniej była to właśnie Aki.
Jednak Tori wolała udawać, że już zasnęła, z nadzieją, że kobieta odpuści.
Aki odczekała chwilę, nim
zapukała ponownie. Nie chciała naruszać prywatności Tori, choć wiedziała, że
pewnie gdyby była tu Elena, tak by się to skończyło. Przyjaciółka czasami miała
zbyt radykalne metody, ale to chyba kwestia znajomości z Deamonem. Sama wolała
delikatniejsze metody.
– Tori, mogę wejść? – zapytała,
mając nadzieję, że dziewczyna jej odpowie.
Jednak nikt się nie odezwał. W
pokoju panowała kompletna cisza, zupełnie, jakby Tori poszła spać. Z drugiej
strony minęła dosłownie chwila, odkąd dziewczyna zamknęła się w pokoju. To było
po prostu niemożliwe, by padła tak szybko.
Tymczasem Tori modliła się, by
Aki odpuściła i poszła sobie. Czuła się źle, ignorując kobietę. Wiedziała, że
Aki przyszła za nią z troski, ale potrzebowała samotności. Musiała odpocząć i
wszystko przemyśleć. Wiedziała, że coś musi się zmienić. Tylko nie wiedziała
jeszcze, jak się za to zabrać.
Aki spróbowała raz jeszcze, ale
nie słysząc odpowiedzi, odeszła z niepocieszoną miną. Resztę Vongoli znalazła w
gabinecie Primo, brakowało tylko Eleny, która wiedziała, że mężczyźni chcą
porozmawiać na osobności.
– Chyba poszła już spać –
poinformowała Giotta, spuszczając spojrzenie. – Przepraszam, mogłam ją jakoś
bardziej na to przygotować.
– Nie obwiniaj się, Aki –
powiedział Giotto, patrząc z troską na przyjaciółkę. – I tak zadbałaś o nią
najlepiej z nas wszystkich. Powinienem był wiedzieć lepiej – dodał.
– Właśnie, aniele. To nie twoja
wina – przytaknął zaraz G i pocałował kobietę w czubek głowy, przygarniając ją
do siebie ramieniem. – Tori sobie poradzi.
– To była dla nas wszystkich
bolesna lekcja – zauważył Ugetsu i westchnął. – Następnym razem musimy się
lepiej przygotować. Teraz nie ma już sensu płakać nad rozlanym mlekiem.
Aki kiwnęła głową, choć to jej
nie uspokoiło. Cały ten wieczór skutecznie zepsuł jej nastrój i znów czuła się
jak tamta dziewczynka, która nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić i tylko
sprawia im problemy.
– Położę się już. Nie siedźcie za
długo. – Uśmiechnęła się do nich, po czym ruszyła do drzwi.
Giotto pomasował nasadę nosa, ale
to nie pomogło mu się uspokoić. Spojrzał po wszystkich obecnych i nie miał
nadziei, że ta rozmowa pójdzie gładko.
– Aki! – zawołał za nią Knuckle.
– Nie łam się. Tori to Strażniczka Słońca. Ekstrymalnie sobie poradzi i zanim
się obejrzysz, znów będzie szaleć jak zwykle.
Przystanęła i spojrzała na
Strażnika Słońca.
– Wiem – odparła. – Dobranoc.
Gdy tylko Aki wyszła, G spojrzał
z powagą na Giotta i zapytał:
– To czego dowiedziałeś się o tym
Fabienie, Cesarze, czy jak mu tam?
Giotto aż jęknął, słysząc, że
jego Strażnik Burzy nie marnuje czasu i od razu przeszedł do rzeczy.
– Cóż… Wychodzi na to, że
Vallentino nie wiedział zbyt wiele – oznajmił z ciężkim sercem. – Obiecał
jednak przyjrzeć się sprawie i skontaktować się ze mną, jeśli coś znajdzie.
– Czyli nic mamy – warknął G,
znów rzucając gromy z oczu. – Vallentino nam nie pomoże. Teraz nie masz już
innego wyjścia, jak pozwolić mi znaleźć tego drania, który zaczepiał Elenę i
okradł Aki. Nie daruję mu.
– Zgoda – powiedział Giotto ku
zaskoczeniu reszty Strażników. Spodziewali się raczej, że spróbuje przemówić G
do rozsądku. Jednak Giotto doskonale wiedział, że nawalił i nie ma siły, która
mogłaby przekonać jego przyjaciela. G będzie szukał Cesara, nawet jeśli będzie
musiał zrobić to na własną rękę i po kryjomu. A to się może skończyć naprawdę
fatalnie. – Ale pod warunkiem, że nic mu nie zrobisz i przyprowadzisz go do
mnie – dodał. – Wtedy wspólnie zadecydujemy, co z nim zrobić. – G prychnął
tylko. – A Ugetsu ci pomoże.
– Oczywiście – odparł Strażnik
Deszczu. – Zajmiemy się tym, Giotto.
– Sam sobie poradzę.
– We dwóch będzie nam raźniej.
– Ja również pomogę – wtrącił się
Ricardo, który dotychczas tylko się przysłuchiwał. – Nie podoba mi się, że
jakiś śmieć tak potraktował kobiety Vongoli.
– Jeśli Ricardo idzie to ja też –
oznajmił energicznie Flavio.
– Nie – zagrzmiał Giotto. – G i
Ugetsu poradzą sobie w zupełności. Wy macie coś innego do zrobienia. Ricardo,
chyba nie muszę ci przypominać, że ty także nie podołałeś dziś swoim
obowiązkom, zostawiając Tori samą.
– Ta dziewczyna sama się zgubiła
– bronił przyjaciela Flavio.
– Ludzie ot tak się nie gubią –
ofuknął ich G.
– To prawda. Wiedzieliście, że
dla Tori to wszystko jest nowe. Byliście zbyt nieostrożni i pozwoliliście, by
została w tyle. Chcę, byś to porządnie przemyślał, Ricardo, i znalazł rozwiązanie
dla obecnej sytuacji, bo nie ma wątpliwości, że Tori czuje się po dzisiejszym
dniu źle – ciągnął dalej Giotto. Jego wyraz twarzy był wyjątkowo poważny i nikt
nie śmiał mu się sprzeciwić. – Chcę, abyście wyciągnęli ją jutro z pokoju. Nie
naruszając jej woli ani prywatności – dodał. – Macie ją zachęcić i sprawić, by
poczuła się lepiej. Jest waszą towarzyszką broni, więc musi móc wam zaufać.
– Dobrze.
***
Poranek w rezydencji Vongoli już
dawno nie był tak cichy. Na śniadaniu brakowało G i Ugetsu, którzy wyszli w
teren już o świcie, ale także Tori się nie pojawiła. Aki wymieniła tylko
spojrzenie z Giottem, po czym przekazała służbie, aby zadbano, by Strażniczka
zjadła coś, kiedy się obudzi. Sama postanowiła zajrzeć do niej później. Do tego
wciąż czekała ją rozmowa z G, gdy ten już wróci. Zresztą nastroje wszystkich
uczestników przyjęcia były popsute, a myśli kręciły się wokół błędów, które
popełnili. I nic to, że nadal trwały przygotowania do dużo ważniejszego
wydarzenia.
Tori obudziła się już jakiś czas
temu. Wciąż ubrana w sukienkę. Zupełnie zapomniała się przebrać, zresztą krótko
po tym, jak pukanie do drzwi ustało, faktycznie zasnęła. Nie miała już na nic
siły. Teraz gdy się wyspała, czuła się dużo lepiej, choć niesmak ostatniego
wieczoru wciąż pozostał.
Śniadanie ze wszystkimi opuściła
celowo. Jakoś nie mogła się zebrać, by stawić im czoła po tak wielkiej porażce.
Nie mogła się zmusić do uśmiechu, a w innym wypadku nie było sensu pokazywać
się rodzinie, żeby niepotrzebnie ich nie martwić.
Dziewczyna stanęła przed lustrem
i ostrożnie zaczęła wyciągać z włosów ozdoby, które odłożyła na toaletkę.
Musiała je jeszcze oddać Aki. Tak samo jak niebieską wstążkę. Tori zdjęła też
łańcuszek z wisiorkiem w kształcie słońca i westchnęła ciężko.
Tym właśnie miała być. Słońcem
drugiego pokolenia, które jasno świeci na swoją rodzinę, rozrzedzając mrok.
Dziś jednak nie czuła się na siłach do tego. Może jednak nie zasługiwała na
miano Strażniczki Słońca? Na przyjęciu też wszyscy myśleli, że jest tylko
ozdobą, kobietą Ricarda, a nie jego Strażniczką. Może mieli rację?
Z ciężkim sercem ściągnęła też
sukienkę i poszła się wykąpać. Długa kąpiel pomogła jej się zrelaksować. W tym
czasie zrobiła się też głodna, ale nie zeszła na dół w obawie, że część rodziny
będzie jeszcze siedzieć w jadalni.
Aż podskoczyła, gdy usłyszała
pukanie do drzwi. Obawiała się, że to Aki albo Elena. W najgorszym wypadku
Primo. Usłyszała jednak zupełnie inny głos. Należał on do starszej kobiety
będącej zwierzchniczką służby w rezydencji, Elviry:
– Victorio, jesteś tam?
Tori pospiesznie wdziała koszulkę
i spodnie, po czym ostrożnie uchyliła drzwi, obawiając się, że kobieta nie
przyszła sama. Nikogo poza służącą tam jednak nie było.
– Tak?
– Dzień dobry, Victorio –
powiedziała kobieta, łapiąc się pod boki.
– Dzień dobry – wymamrotała Tori,
patrząc na nią pytająco. – Coś… Coś się stało?
– Wszyscy się o ciebie martwią,
moje dziecko. Pani Aki prosiła, by upewnić się, że zjesz porządne śniadanie.
– Byłam zmęczona.
– Oczywiście, skoro tak mówisz –
mruknęła Elvira, ale wyraźnie nie wierzyła w słowa Tori i wcale się z tym nie
kryła. – Rozumiem, że nie masz ochoty dołączyć do reszty rodziny? – Tori
pokiwała głową. – No dobrze. W takim razie dziś wyjątkowo śniadanie z dostawą
do pokoju.
– Dziękuję.
Niedługo później Elvira wróciła
do pokoju Tori z tacą. Na niej znajdowało się pieczywo, jajecznica, różne dżemy
i inne dodatki oraz szklanka soku pomarańczowego. Tori dopiero teraz nieco się
rozpogodziła. Była naprawdę głodna, a widok jedzenia tylko jej to potwierdził.
– Dziękuję – powiedziała raz
jeszcze Tori.
Od przyjęcia minęło już kilka
dni, podczas których Tori ani razu nie opuściła swojego pokoju. Skutku nie
przyniosły ani próby Ricarda, prośby Aki, czy groźby Eleny. Nawet Primo
przyszedł do jej pokoju, ale on także jedynie pocałował klamkę. Nikt się nie
odzywał, zupełnie, jakby Tori uciekła. Jednak nikt nie miał wątpliwości, że
wciąż tam była. Zresztą od Elviry wiedzieli, że dziewczyna cały czas tam jest,
bo kobieta systematycznie przynosiła jej przez te dni jedzenie. Do czasu.
– Najpierw miałam nie pytać –
powiedziała nagle, cofając się, zanim Tori zdążyła wziąć od niej tacę z
jedzeniem. – Ale nie mogę już na to patrzeć. – Tori popatrzyła na nią
zaskoczona, a trochę przerażona, bo nie spodziewała się, że kobieta tak się
zachowa. – Pozwolę sobie wejść – padło. Nikt nie pytał Tori o zdanie. Dopiero,
gdy Elvira weszła do środka, a Tori ponownie zamknęła drzwi na klucz, wręczyła
Strażniczce jedzenie. Nie pytając o zgodę, usiadła na brzegu łóżka, podczas gdy
Tori usiadła z tacą przy biurku. – Powiesz mi, co się wydarzyło, moje dziecko?
Tori rzuciła jej posępne
spojrzenie.
– Kiedy?
– Na przyjęciu, a kiedy? –
oburzyła się kobieta. – Odkąd wróciliście od Don Cavallone, wszyscy są jacyś
nie w sosie, a ty nie wyściubiłaś nosa z pokoju, moja droga!
– Nawaliłam – wyznała po chwili
milczenia Tori. – Na całej linii.
– I dlatego każesz się wszystkim
martwić jeszcze bardziej?
– Nie, ja tylko…
– Wszyscy się o ciebie martwią i
nie sądzę, aby ktokolwiek miał do ciebie pretensje. Zresztą na tyle, na ile się
orientuje, nic takiego nie zmalowałaś.
– Wyszło na to, że jestem
nieokrzesaną dzikuską bez manier. Tylko wszystkich zawstydziłam i sprawiałam
problemy. Nie potrafiłam ochronić Aki, gdy została okradziona, ani nawet
siebie. Wszyscy musieli mnie ratować. Zawiodłam Aki, Primo i Ricarda. Nikt nie
chciał uwierzyć, że jestem kolejną Strażniczką Słońca.
– No to nie tak źle. – Roześmiała
się Elvira. Tori popatrzyła na nią z wyraźnym powątpiewaniem. – Zawsze mogło
być dużo gorzej. Pracuję tu od powstania Vongoli – oznajmiła nagle kobieta. –
Ty sobie, moje dziecko, nie wyobrażasz, ile tu było problemów z tą bandą
gówniarzy, która teraz jest poważanym pierwszym pokoleniem Vongoli. Co tu się
wyrabiało, to Bóg nie widział jeszcze. – Tori oderwała się od jedzenia i
popatrzyła z zaciekawieniem na kobietę. – Sodoma i Gomora. Panicz Lampo wieczny
panicz, tylko by leżał i jęczał, jaki to on zmęczony. A pan G i jego wieczne
rozróby? Tu nie było nawet jednego spokojnego dnia, co by nie było słychać tych
wrzasków. I Knuckle, który z dobrą intencją, by załagodzić spory, tylko
pogarszał sprawę. Alaude jedyny przyzwoity, ale by się z G pewnego razu omal
nie pozabijali. O jakąś głupotę przy śniadaniu. Diabły, a nie ludzie. I nasz
kochany, biedny Primo, który nazbierał sobie takich Strażników, a za nic w
świecie nie umiał nad nimi zapanować. Pani Aki miesiącami chodziła osowiała, po
tym jak ją tu wzięli i tylko wszystkich za wszystko przepraszała. Pani Elena
dla odmiany za młodu to była strasznie arogancka panienka. Dopiero z czasem jak
się z panią Aki zaprzyjaźniła, to jakby się trochę energią wymieniły. Ta
rezydencja to się o mało nie rozleciała. I żeby to raz. A ty się, dziecko.
przejmujesz jakimiś bzdetami? Młoda jesteś jeszcze, to nie wiesz. A jak nie
wiesz, to się nauczysz – rzekła z powagą Elvira. – Trzeba, jak to mówią, byka
za rogi chwycić. Ino w garść się wziąć i do roboty, zamiast wszystkich martwić.
Raz dwa nauczysz się wszystkiego, co trzeba i jeszcze się sama zdziwisz.
– Naprawdę? – zapytała Tori,
łypiąc na Elvirę.
– Tak, ale to trzeba wyjść z
pokoju, bo tu siedząc i się nad sobą użalając, nic się nie zmieni.
Tori westchnęła.
– Zobaczę… Ale dziękuję.
– Ty się dziecko przestań
zastanawiać i jedz.
***
Drugie śniadanie kobiety Vongoli
jadły na tarasie, korzystając ze słonecznego dnia. Wciąż jeszcze było sporo
spraw do załatwienia w związku ze ślubem, co głównie koordynowała Elena.
– Przestań się zadręczać –
ofuknęła przyjaciółkę Włoszka.
– Nie potrafię przestać o tym
myśleć – odparła Aki. – Chciałabym jej jakoś pomóc, poza tym należą jej się
przeprosiny. Powinnam przekonać Giotta, żebyśmy tym razem nie zabierali Tori.
Elena westchnęła ciężko.
– Ty inaczej nie potrafisz,
prawda? Victoria póki co ma w poważaniu wszelkie twoje próby, a nie zamierzasz
jej zmuszać, chociaż jakby tak przestała dostawać posiłki pod nos, od razu by
spokorniała.
– Tak nie odzyskamy jej zaufania
– prychnęła Aki.
– Oczywiście. Przypominam ci
jednak, że masz na głowie własny ślub i to na tym powinnaś się skupić, a nie na
Strażnikach Ricarda. Może ci to w końcu trochę naprostuje w głowie, jak G się w
końcu za ciebie weźmie.
– Eleno! – Aki momentalnie
zrobiła się czerwona. – To nie jest miejsce i czas, żeby mówić o takich
rzeczach.
Blondynka zaśmiała się, po czym
pokręciła głową.
– Tylko się z tobą droczę –
powiedziała rozbawiona. – Chociaż będzie mi brakowało tej twojej niewinności.
– Czasami jesteś straszniejsza
niż Deamon.
– Nie obrażaj się, Aki. Wiem, że
się martwisz, ale oboje z Giottem jesteście nieco przewrażliwieni. Jak nie G,
to teraz Tori. To Słońce, podniesie się prędzej czy później, tylko dajcie jej
trochę przestrzeni.
Aki wiedziała, że Elena ma rację.
Zdawała sobie sprawę, że na siłę nic nie zdziałają, a świat kręci się dalej i
trzeba się do tego dostosować. Jednak nie potrafiła przestać o tym myśleć.
– Popołudniu przyjedzie twoja
suknia – przypomniała Elena. – Proszę, żebyś była myślami bardziej w tej
rzeczywistości.
– Dobrze – mruknęła Aki, po czym
została sama na tarasie.
Tori obserwowała z ukrycia, jak
Elena oddala się z tarasu. Słyszała część rozmowy kobiet, choć nie miała
zamiaru podsłuchiwać. Spędziła sporo czasu, myśląc nad tym, co powiedziała jej
Elvira i postanowiła wreszcie wszystko naprostować. Wyglądało na to, że wszyscy
faktycznie się o nią martwią i obwiniają się o problemy z przyjęcia u
Cavallone. A przecież to była wina Tori.
Chciała wszystko naprawić. Nie
chciała też przeszkadzać w poważnej rozmowie Aki i Eleny, jednak gdy padło jej
imię, zatrzymała się. Skończyło się na tym, że schowała się w cieniu, by Elena
jej nie nakryła. Było jej głupio z tego powodu, ale też nic już nie mogła z tym
zrobić. A wolała się nie przyznawać do podsłuchiwania. Po prostu musiała wziąć
się w garść.
Gdy już upewniła się, że Eleny
nie ma w pobliżu, wyszła ze swojego ukrycia i nieśmiało wyjrzała na taras,
gdzie Aki nad czymś się zamyśliła z uniesioną w połowie drogi filiżanką z
herbatą. Musiała jednak kątem oka dostrzec ruch, bo zaraz też spojrzała na Tori
i uśmiechnęła się do niej.
– Chodź, poproszę, żeby zaparzyli
nam jaśminowej herbaty – powiedziała łagodnie.
Jednak Tori ani drgnęła,
wpatrując się w Aki z poważną miną.
– Chciałam ci coś powiedzieć –
oznajmiła.
Odstawiła filiżankę i
wyprostowała się, dając dziewczynie do zrozumienia, że pojęła powagę sytuacji.
– Słucham więc, Victorio.
– Przede wszystkim chciałam cię
przeprosić – rzekła Tori, po czym zaraz dodała: – Nie tylko ciebie oczywiście.
Wiem, że nawaliłam podczas przyjęcia oraz sprawiłam, że martwiłaś się o mnie
przez ostatnie kilka dni. Zabrakło mi wiedzy, umiejętności i manier. Widziałam,
jak się powstrzymujesz, żeby mnie nie upominać tam na przyjęciu – wyznała ze
smutkiem. – I jestem ci za to wdzięczna. Tak samo jak za ratunek wcześniej w
ogrodzie. Nie wychodziłam z pokoju, bo było mi wstyd. Wstyd, że nie potrafiłam
obronić ciebie, ani nawet siebie i sprawiałam tylko same problemy. Nic
dziwnego, że kiedy byłam z Ricardem, Flaviem i Bruno, wszyscy brali mnie za
dziewczynę Ricarda i nie wierzyli w to, że jestem Strażniczką, bo taka jaka
jestem teraz, nie zasługuję na to miano.
Przez moment Aki nic nie mówiła,
jakby rozważając słowa, których powinna użyć. Widziała, jak Tori jest przykro z
powodu przyjęcia.
– Przyjmuję twoje przeprosiny. Ja
też przepraszam, Tori. To było nieodpowiedzialne z mojej strony, że nie
sprzeciwiłam się, kiedy Giotto oznajmił, że będziesz nam towarzyszyć u Don
Cavallone. Od narodzin przygotowywano mnie do przebywania w tym świecie,
doskonale wiem, jak bardzo jest okrutny. Zresztą doświadczyłaś tego, gdy
pojawił się hrabia Schwartzegen. Za tę scenę też się przepraszam i dziękuję, że
stanęłaś w obronie G. Nic jednak nie usprawiedliwia tego, że tak beztrosko
pozwoliłam cię wrzucić w ten świat. – Wstała i skłoniła się przed dziewczyną. –
Bardzo cię przepraszam, że źle o ciebie zadbałam i proszę, żebyś mi wybaczyła
ten błąd.
Tori spanikowała.
– Nie przepraszaj, Aki! –
krzyknęła. – Proszę. To ja powinnam tu przepraszać – powiedziała i również się
ukłoniła, odzwierciedlając gest kobiety. – Gdyby nie twoja obecność tam, pewnie
nie poradziłabym sobie i nie wytrwała do końca przyjęcia. Wiele rzeczy
skończyłoby się dużo gorzej. Bardzo cię podziwiam i to z jaką łatwości
wybroniłaś mnie przed Don Antoniem czy jak poradziłaś sobie z wrednym hrabią.
Ani trochę nie żałuję, że wzięłam udział w tym przyjęciu – zadeklarowała
niespodziewanie Tori, a w jej oczach widać było determinację. – Bo choć było to
ciężkie doświadczenie i w bolesny sposób przekonałam się, jak wiele mi jeszcze
brakuje, żeby być jedną z was, ja… Zrozumiałam, że to nie może tak być.
Broniłam się, kiedy upominałyście mnie z Eleną i próbowałyście wpoić mi trochę
manier. Zrozumiałam, że muszę się wiele nauczyć. I chciałam cię prosić, żebyś
mi w tym pomogła. Żebyś nauczyła mnie manier, ładnego mówienia, odpowiedniego
zachowania. Chcę godnie reprezentować Vongolę. Tak jak ty. – Po tych słowach
Tori ponownie się ukłoniła, choć dużo głębiej niż Aki. Nie znała bowiem granicy
i zasad, jak to powinno wyglądać. – Wiem, że powinnaś skupić się
przygotowaniami do ślubu z G, ale…
Aki podeszła do dziewczyny,
chwyciła ją delikatnie za ramię i pomogła się wyprostować, po czym ją
przytuliła. Tak po prostu.
– Oczywiście, że ci pomogę.
Pamiętaj, że jest szansa, że G się w ogóle nie pojawi na czas zajęty
chronieniem rodziny – zażartowała, choć wcale by się nie zdziwiła, gdyby coś
takiego się wydarzyło. Odsunęła się nieznacznie i spojrzała na Tori. – Cieszę
się, że ta sprawa została pomiędzy nami wyjaśniona. Obiecuję, że zrobię, co w
mojej mocy, żeby ci pomóc, ale pamiętaj, że nie wszystko przyjdzie od razu.
Musisz być cierpliwa. Popełnianie błędów jest częścią dorastania. – Uśmiechnęła
się promiennie.
– Dziękuję – powiedziała Tori i
zachęcona ciepłym uśmiechem Aki, rzuciła się kobiecie na szyję. – Bardzo ci
dziękuję.
Aki zaśmiała się, ale zaraz
spoważniała.
– Ale najpierw musisz pójść do
Giotta i Ricarda i porozmawiać również z nimi – powiedziała. – Ta sprawa bardzo
ich dręczy.
– Nie widzę inaczej – odparła
Tori, puszczając Aki. – Od początku miałam taki zamiar. Po prostu najpierw
przyszłam do ciebie – wyjaśniła i z uśmiechem na twarzy odeszła w kierunku
biura Primo.
Aki uśmiechnęła się, wracając do
przerwanej herbaty. Musiała przyznać, że kamień spadł jej z serca, choć również
wróciły do niej wspomnienia z czasów, kiedy Strażnicy Giotta, nie licząc
Deamona, w ogóle nie wiedzieli, co ze sobą zrobić na przyjęciach, na które
Primo był zapraszany. Zresztą on sam był istną katastrofą. Chyba nie będzie to
nic złego, jeśli kilka tych historii przekaże dalej?
Giotto tymczasem zajmował się
bieżącymi sprawami rodziny, również tymi, które zwykle na swoje barki zabierał
G. Teraz jednak cała jego uwaga skupiona była na odnalezieniu mężczyzny, który
tak zalazł mu za skórę. Miał nadzieję, że Ugetsu poradzi sobie z utemperowaniem
wściekłej Burzy, nie potrzebowali rozlewu krwi, a zawsze mógł liczyć w tej
sprawie na Strażnika Deszczu.
Pukanie wybiło go z rytmu.
Zaprosił jednak gościa do środka. Uśmiechnął się z ulgą, gdy zobaczył w
drzwiach młodą Strażniczkę.
– Witaj z powrotem, Tori –
powiedział ciepło.
Dziewczyna z marsową miną weszła
do środka, co nieco zaniepokoiło Giotta. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Primo – powiedziała z powagą
Tori, podchodząc do biura. Niespodziewanie ukłoniła się i niemal zaryła czołem
w blat. Giotto zerwał się na równe nogi, ale Tori równie niespodziewanie jak
się ukłoniła, tak samo też się wyprostowała. Do uszu mężczyzny nie doszedł huk,
a czoło Strażniczki było całe, więc mógł odetchnąć z ulgą. – Przyszłam
przeprosić – zadeklarowała Tori. – Chciałam przeprosić za moje zachowanie
podczas przyjęcia. Wiem, że się zbytnio nie wykazałam. Oraz za to, że przeze
mnie musiałeś się martwić, Primo. Zrozumiałam już swój błąd i dam z siebie
wszystko, aby być Strażniczką Słońca godną, by reprezentować Vongolę, ciebie
oraz Ricarda.
Giotto przyglądał jej się z
powagą, po czym uśmiechnął się lekko.
– Cieszę się. Przez chwilę
myślałem, że postanowiłaś jednak od nas odejść i nie wiedziałem, jak mam cię
przekonać, żebyś została, ale cieszę się, że nadal chcesz być częścią naszej
rodziny. Ufam, że tak właśnie będzie i wiem, że wszyscy ci w tym pomogą.
– Dziękuję, Primo. Zamierzam dać
z siebie wszystko – zadeklarowała z determinacją Tori. – Ani trochę nie żałuję,
że byłam na tym przyjęciu. Dzięki temu zrozumiałam, jak wiele muszę się jeszcze
nauczyć. Dlatego jeszcze raz przepraszam za wszystko.
– W porządku, Tori. Trzymam cię
za słowo. Zresztą coś ci obiecałem przed przyjęciem, pamiętasz?
Dziewczyna zmarszczyła brwi.
Przez chwilę milczała, jakby zastanawiając się, o co chodzi. W końcu jej twarz
rozjaśniła się, a ona klasnęła w dłonie.
– Faktycznie! – wykrzyknęła
uradowana. – Cukiernia. Hm… Ale chciałam jeszcze porozmawiać z Ricardem.
– Ja i tak w tej chwili nie mogę
się wyrwać, ale po obiedzie, gdy G i Ugetsu wrócą, z chęcią zabiorę cię do
Paradiso – odparł. – Ricardo powinien być u siebie.
– Już nie mogę się doczekać –
zaświergotała Tori i radosna, jak na Strażniczkę Słońca przystało, opuściła
biuro Giotta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz