Ogłoszenia

Witamy na stronie Vongoli i zapraszamy do lektury opowieści.

poniedziałek, 27 stycznia 2020

Rozdział 7. Zaćmienie Słońca


Nikt nie ośmielił się przerywać ciszy, w której Vongola wróciła z przyjęcia. Zresztą wściekłe spojrzenie, które G rzucał co jakiś czas Giottu, sprawiło, że służba zamiast ich powitać, ulotniła się cichaczem. Nikt nie chciał narazić się wściekłej Burzy, zresztą nie tylko od lidera Strażników czuć było aurę mordu. Cokolwiek się zdarzyło, zepsuło humory wszystkim, którzy wybrali się na przyjęcie do Don Cavallone.
– To był długi wieczór – odezwał się w końcu Ugetsu, chcąc jakoś uspokoić rodzinę. – Wszyscy potrzebujemy teraz odpoczynku.
Aki uśmiechnęła się do niego blado, po czym spojrzała na młodą Strażniczkę Słońca.
– Chodź, pomogę ci wyplątać się z sukienki – zażartowała, choć nadal było po niej widać, że czuje się winna złości narzeczonego.
– Poradzę sobie – powiedziała cicho Tori. – Dobranoc wszystkim – rzuciła i pobiegła schodami na górę.
I tyle ją widzieli. Chwilę później usłyszeli dźwięk zamykających się na piętrze drzwi. Lampo i Ugetsu popatrzyli po sobie, a potem obaj spojrzeli na Aki. Ta westchnęła. Domyślała się, jak Tori się z tym wszystkim czuje, sama postawiła ją w niezręcznej sytuacji.
– Porozmawiam z nią – oznajmiła.
Wiedziała, że jednocześnie trochę ucieka przed drugą, poważną rozmową, która ją czekała, ale w tej chwili ważniejsza była Tori. Poszła w ślad za dziewczyną i kilka chwil później pukała już do jej drzwi.
Tymczasem Tori zamknęła się w pokoju i od razu rzuciła się na łóżko zmęczona wydarzeniami minionego dnia. Schowała twarz w poduszce, zapominając o makijażu, który przed wyjazdem zrobiła jej Aki. Pozwoliła sobie, by z jej oczu popłynęły łzy. Była zmęczona, zła i rozczarowana. Głównie sobą i swoją niewiedzą.
Gdy usłyszała pukanie, spanikowała. Nie mogła pokazać się nikomu w tym stanie. Zrujnowała piękny makijaż i ubrudziła poduszkę. Poza tym nie miała najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. Nie miała odwagi stawić czoła reszcie rodziny, bo czuła się, jakby ich zawiodła. I to na całej linii.
Podczas przyjęcia boleśnie uświadomiła sobie, że nie należy do tego świata. Brakowało jej manier, co sama doskonale widziała. Była wdzięczna Aki, że wstrzymała się od upominania jej po incydencie z Don Antoniem, ale widziała minę kobiety oraz jej spojrzenie. Tylko nic nie mogła na to poradzić, bo nie umiała zachowywać się inaczej.
Próbowała naśladować kobiety Vongoli, ale brakowało jej wiedzy i wprawy. Kończyło się na tym, że odzywała się w najmniej odpowiednim momencie i przysparzała wszystkim tylko więcej kłopotów i zmartwień, jak w przypadku hrabiego Schwartzegena. Zaś gdy naprawdę powinna była się bronić i wyjść z opresji obronną ręką, zabrakło jej odwagi i animuszu. Nie potrafiła załatwić sprawy z Don Antoniem w ogóle. Nie wspominając o klasie i gracji, z jaką zajęła się tym Aki. Nawet jeśli miała za plecami G.
Wciąż nie mogła zapomnieć zmartwionej miny Primo, jak i reszty Strażników, którzy przecież doskonale widzieli, jak bardzo nie radziła sobie na przyjęciu. Nie potrafiła też obronić Aki przed hrabią, a tym bardziej przed Cesarem. Oszołomiona tłumem i swoją bezradnością dała się łatwo oszukać pozorom, jakie sprawiał.
A to był tylko wierzchołek góry lodowej. Tori doskonale dostrzegała każdy swój błąd, który tego dnia popełniła, ale nic nie mogła z tym zrobić. Nikt nigdy nie nauczył jej, jak postępować w takich sytuacjach. Ani nawet, że takie sytuacje mogą mieć miejsce. Ona też odmawiała uczenia się manier i etykiety, gdy Aki i Elena upominały ją przy stole.
Dlatego nie otworzyła drzwi. Nie wiedziała, kto przyszedł, choć zgadywała, że najpewniej była to właśnie Aki. Jednak Tori wolała udawać, że już zasnęła, z nadzieją, że kobieta odpuści.
Aki odczekała chwilę, nim zapukała ponownie. Nie chciała naruszać prywatności Tori, choć wiedziała, że pewnie gdyby była tu Elena, tak by się to skończyło. Przyjaciółka czasami miała zbyt radykalne metody, ale to chyba kwestia znajomości z Deamonem. Sama wolała delikatniejsze metody.
– Tori, mogę wejść? – zapytała, mając nadzieję, że dziewczyna jej odpowie.
Jednak nikt się nie odezwał. W pokoju panowała kompletna cisza, zupełnie, jakby Tori poszła spać. Z drugiej strony minęła dosłownie chwila, odkąd dziewczyna zamknęła się w pokoju. To było po prostu niemożliwe, by padła tak szybko.
Tymczasem Tori modliła się, by Aki odpuściła i poszła sobie. Czuła się źle, ignorując kobietę. Wiedziała, że Aki przyszła za nią z troski, ale potrzebowała samotności. Musiała odpocząć i wszystko przemyśleć. Wiedziała, że coś musi się zmienić. Tylko nie wiedziała jeszcze, jak się za to zabrać.
Aki spróbowała raz jeszcze, ale nie słysząc odpowiedzi, odeszła z niepocieszoną miną. Resztę Vongoli znalazła w gabinecie Primo, brakowało tylko Eleny, która wiedziała, że mężczyźni chcą porozmawiać na osobności.
– Chyba poszła już spać – poinformowała Giotta, spuszczając spojrzenie. – Przepraszam, mogłam ją jakoś bardziej na to przygotować.
– Nie obwiniaj się, Aki – powiedział Giotto, patrząc z troską na przyjaciółkę. – I tak zadbałaś o nią najlepiej z nas wszystkich. Powinienem był wiedzieć lepiej – dodał.
– Właśnie, aniele. To nie twoja wina – przytaknął zaraz G i pocałował kobietę w czubek głowy, przygarniając ją do siebie ramieniem. – Tori sobie poradzi.
– To była dla nas wszystkich bolesna lekcja – zauważył Ugetsu i westchnął. – Następnym razem musimy się lepiej przygotować. Teraz nie ma już sensu płakać nad rozlanym mlekiem.
Aki kiwnęła głową, choć to jej nie uspokoiło. Cały ten wieczór skutecznie zepsuł jej nastrój i znów czuła się jak tamta dziewczynka, która nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić i tylko sprawia im problemy.
– Położę się już. Nie siedźcie za długo. – Uśmiechnęła się do nich, po czym ruszyła do drzwi.
Giotto pomasował nasadę nosa, ale to nie pomogło mu się uspokoić. Spojrzał po wszystkich obecnych i nie miał nadziei, że ta rozmowa pójdzie gładko.
– Aki! – zawołał za nią Knuckle. – Nie łam się. Tori to Strażniczka Słońca. Ekstrymalnie sobie poradzi i zanim się obejrzysz, znów będzie szaleć jak zwykle.
Przystanęła i spojrzała na Strażnika Słońca.
– Wiem – odparła. – Dobranoc.
Gdy tylko Aki wyszła, G spojrzał z powagą na Giotta i zapytał:
– To czego dowiedziałeś się o tym Fabienie, Cesarze, czy jak mu tam?
Giotto aż jęknął, słysząc, że jego Strażnik Burzy nie marnuje czasu i od razu przeszedł do rzeczy.
– Cóż… Wychodzi na to, że Vallentino nie wiedział zbyt wiele – oznajmił z ciężkim sercem. – Obiecał jednak przyjrzeć się sprawie i skontaktować się ze mną, jeśli coś znajdzie.
– Czyli nic mamy – warknął G, znów rzucając gromy z oczu. – Vallentino nam nie pomoże. Teraz nie masz już innego wyjścia, jak pozwolić mi znaleźć tego drania, który zaczepiał Elenę i okradł Aki. Nie daruję mu.
– Zgoda – powiedział Giotto ku zaskoczeniu reszty Strażników. Spodziewali się raczej, że spróbuje przemówić G do rozsądku. Jednak Giotto doskonale wiedział, że nawalił i nie ma siły, która mogłaby przekonać jego przyjaciela. G będzie szukał Cesara, nawet jeśli będzie musiał zrobić to na własną rękę i po kryjomu. A to się może skończyć naprawdę fatalnie. – Ale pod warunkiem, że nic mu nie zrobisz i przyprowadzisz go do mnie – dodał. – Wtedy wspólnie zadecydujemy, co z nim zrobić. – G prychnął tylko. – A Ugetsu ci pomoże.
– Oczywiście – odparł Strażnik Deszczu. – Zajmiemy się tym, Giotto.
– Sam sobie poradzę.
– We dwóch będzie nam raźniej.
– Ja również pomogę – wtrącił się Ricardo, który dotychczas tylko się przysłuchiwał. – Nie podoba mi się, że jakiś śmieć tak potraktował kobiety Vongoli.
– Jeśli Ricardo idzie to ja też – oznajmił energicznie Flavio.
– Nie – zagrzmiał Giotto. – G i Ugetsu poradzą sobie w zupełności. Wy macie coś innego do zrobienia. Ricardo, chyba nie muszę ci przypominać, że ty także nie podołałeś dziś swoim obowiązkom, zostawiając Tori samą.
– Ta dziewczyna sama się zgubiła – bronił przyjaciela Flavio.
– Ludzie ot tak się nie gubią – ofuknął ich G.
– To prawda. Wiedzieliście, że dla Tori to wszystko jest nowe. Byliście zbyt nieostrożni i pozwoliliście, by została w tyle. Chcę, byś to porządnie przemyślał, Ricardo, i znalazł rozwiązanie dla obecnej sytuacji, bo nie ma wątpliwości, że Tori czuje się po dzisiejszym dniu źle – ciągnął dalej Giotto. Jego wyraz twarzy był wyjątkowo poważny i nikt nie śmiał mu się sprzeciwić. – Chcę, abyście wyciągnęli ją jutro z pokoju. Nie naruszając jej woli ani prywatności – dodał. – Macie ją zachęcić i sprawić, by poczuła się lepiej. Jest waszą towarzyszką broni, więc musi móc wam zaufać.
– Dobrze.

***

Poranek w rezydencji Vongoli już dawno nie był tak cichy. Na śniadaniu brakowało G i Ugetsu, którzy wyszli w teren już o świcie, ale także Tori się nie pojawiła. Aki wymieniła tylko spojrzenie z Giottem, po czym przekazała służbie, aby zadbano, by Strażniczka zjadła coś, kiedy się obudzi. Sama postanowiła zajrzeć do niej później. Do tego wciąż czekała ją rozmowa z G, gdy ten już wróci. Zresztą nastroje wszystkich uczestników przyjęcia były popsute, a myśli kręciły się wokół błędów, które popełnili. I nic to, że nadal trwały przygotowania do dużo ważniejszego wydarzenia.
Tori obudziła się już jakiś czas temu. Wciąż ubrana w sukienkę. Zupełnie zapomniała się przebrać, zresztą krótko po tym, jak pukanie do drzwi ustało, faktycznie zasnęła. Nie miała już na nic siły. Teraz gdy się wyspała, czuła się dużo lepiej, choć niesmak ostatniego wieczoru wciąż pozostał.
Śniadanie ze wszystkimi opuściła celowo. Jakoś nie mogła się zebrać, by stawić im czoła po tak wielkiej porażce. Nie mogła się zmusić do uśmiechu, a w innym wypadku nie było sensu pokazywać się rodzinie, żeby niepotrzebnie ich nie martwić.
Dziewczyna stanęła przed lustrem i ostrożnie zaczęła wyciągać z włosów ozdoby, które odłożyła na toaletkę. Musiała je jeszcze oddać Aki. Tak samo jak niebieską wstążkę. Tori zdjęła też łańcuszek z wisiorkiem w kształcie słońca i westchnęła ciężko.
Tym właśnie miała być. Słońcem drugiego pokolenia, które jasno świeci na swoją rodzinę, rozrzedzając mrok. Dziś jednak nie czuła się na siłach do tego. Może jednak nie zasługiwała na miano Strażniczki Słońca? Na przyjęciu też wszyscy myśleli, że jest tylko ozdobą, kobietą Ricarda, a nie jego Strażniczką. Może mieli rację?
Z ciężkim sercem ściągnęła też sukienkę i poszła się wykąpać. Długa kąpiel pomogła jej się zrelaksować. W tym czasie zrobiła się też głodna, ale nie zeszła na dół w obawie, że część rodziny będzie jeszcze siedzieć w jadalni.
Aż podskoczyła, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Obawiała się, że to Aki albo Elena. W najgorszym wypadku Primo. Usłyszała jednak zupełnie inny głos. Należał on do starszej kobiety będącej zwierzchniczką służby w rezydencji, Elviry:
– Victorio, jesteś tam?
Tori pospiesznie wdziała koszulkę i spodnie, po czym ostrożnie uchyliła drzwi, obawiając się, że kobieta nie przyszła sama. Nikogo poza służącą tam jednak nie było.
– Tak?
– Dzień dobry, Victorio – powiedziała kobieta, łapiąc się pod boki.
– Dzień dobry – wymamrotała Tori, patrząc na nią pytająco. – Coś… Coś się stało?
– Wszyscy się o ciebie martwią, moje dziecko. Pani Aki prosiła, by upewnić się, że zjesz porządne śniadanie.
– Byłam zmęczona.
– Oczywiście, skoro tak mówisz – mruknęła Elvira, ale wyraźnie nie wierzyła w słowa Tori i wcale się z tym nie kryła. – Rozumiem, że nie masz ochoty dołączyć do reszty rodziny? – Tori pokiwała głową. – No dobrze. W takim razie dziś wyjątkowo śniadanie z dostawą do pokoju.
– Dziękuję.
Niedługo później Elvira wróciła do pokoju Tori z tacą. Na niej znajdowało się pieczywo, jajecznica, różne dżemy i inne dodatki oraz szklanka soku pomarańczowego. Tori dopiero teraz nieco się rozpogodziła. Była naprawdę głodna, a widok jedzenia tylko jej to potwierdził.
– Dziękuję – powiedziała raz jeszcze Tori.
Od przyjęcia minęło już kilka dni, podczas których Tori ani razu nie opuściła swojego pokoju. Skutku nie przyniosły ani próby Ricarda, prośby Aki, czy groźby Eleny. Nawet Primo przyszedł do jej pokoju, ale on także jedynie pocałował klamkę. Nikt się nie odzywał, zupełnie, jakby Tori uciekła. Jednak nikt nie miał wątpliwości, że wciąż tam była. Zresztą od Elviry wiedzieli, że dziewczyna cały czas tam jest, bo kobieta systematycznie przynosiła jej przez te dni jedzenie. Do czasu.
– Najpierw miałam nie pytać – powiedziała nagle, cofając się, zanim Tori zdążyła wziąć od niej tacę z jedzeniem. – Ale nie mogę już na to patrzeć. – Tori popatrzyła na nią zaskoczona, a trochę przerażona, bo nie spodziewała się, że kobieta tak się zachowa. – Pozwolę sobie wejść – padło. Nikt nie pytał Tori o zdanie. Dopiero, gdy Elvira weszła do środka, a Tori ponownie zamknęła drzwi na klucz, wręczyła Strażniczce jedzenie. Nie pytając o zgodę, usiadła na brzegu łóżka, podczas gdy Tori usiadła z tacą przy biurku. – Powiesz mi, co się wydarzyło, moje dziecko?
Tori rzuciła jej posępne spojrzenie.
– Kiedy?
– Na przyjęciu, a kiedy? – oburzyła się kobieta. – Odkąd wróciliście od Don Cavallone, wszyscy są jacyś nie w sosie, a ty nie wyściubiłaś nosa z pokoju, moja droga!
– Nawaliłam – wyznała po chwili milczenia Tori. – Na całej linii.
– I dlatego każesz się wszystkim martwić jeszcze bardziej?
– Nie, ja tylko…
– Wszyscy się o ciebie martwią i nie sądzę, aby ktokolwiek miał do ciebie pretensje. Zresztą na tyle, na ile się orientuje, nic takiego nie zmalowałaś.
– Wyszło na to, że jestem nieokrzesaną dzikuską bez manier. Tylko wszystkich zawstydziłam i sprawiałam problemy. Nie potrafiłam ochronić Aki, gdy została okradziona, ani nawet siebie. Wszyscy musieli mnie ratować. Zawiodłam Aki, Primo i Ricarda. Nikt nie chciał uwierzyć, że jestem kolejną Strażniczką Słońca.
– No to nie tak źle. – Roześmiała się Elvira. Tori popatrzyła na nią z wyraźnym powątpiewaniem. – Zawsze mogło być dużo gorzej. Pracuję tu od powstania Vongoli – oznajmiła nagle kobieta. – Ty sobie, moje dziecko, nie wyobrażasz, ile tu było problemów z tą bandą gówniarzy, która teraz jest poważanym pierwszym pokoleniem Vongoli. Co tu się wyrabiało, to Bóg nie widział jeszcze. – Tori oderwała się od jedzenia i popatrzyła z zaciekawieniem na kobietę. – Sodoma i Gomora. Panicz Lampo wieczny panicz, tylko by leżał i jęczał, jaki to on zmęczony. A pan G i jego wieczne rozróby? Tu nie było nawet jednego spokojnego dnia, co by nie było słychać tych wrzasków. I Knuckle, który z dobrą intencją, by załagodzić spory, tylko pogarszał sprawę. Alaude jedyny przyzwoity, ale by się z G pewnego razu omal nie pozabijali. O jakąś głupotę przy śniadaniu. Diabły, a nie ludzie. I nasz kochany, biedny Primo, który nazbierał sobie takich Strażników, a za nic w świecie nie umiał nad nimi zapanować. Pani Aki miesiącami chodziła osowiała, po tym jak ją tu wzięli i tylko wszystkich za wszystko przepraszała. Pani Elena dla odmiany za młodu to była strasznie arogancka panienka. Dopiero z czasem jak się z panią Aki zaprzyjaźniła, to jakby się trochę energią wymieniły. Ta rezydencja to się o mało nie rozleciała. I żeby to raz. A ty się, dziecko. przejmujesz jakimiś bzdetami? Młoda jesteś jeszcze, to nie wiesz. A jak nie wiesz, to się nauczysz – rzekła z powagą Elvira. – Trzeba, jak to mówią, byka za rogi chwycić. Ino w garść się wziąć i do roboty, zamiast wszystkich martwić. Raz dwa nauczysz się wszystkiego, co trzeba i jeszcze się sama zdziwisz.
– Naprawdę? – zapytała Tori, łypiąc na Elvirę.
– Tak, ale to trzeba wyjść z pokoju, bo tu siedząc i się nad sobą użalając, nic się nie zmieni.
Tori westchnęła.
– Zobaczę… Ale dziękuję.
– Ty się dziecko przestań zastanawiać i jedz.

***

Drugie śniadanie kobiety Vongoli jadły na tarasie, korzystając ze słonecznego dnia. Wciąż jeszcze było sporo spraw do załatwienia w związku ze ślubem, co głównie koordynowała Elena.
– Przestań się zadręczać – ofuknęła przyjaciółkę Włoszka.
– Nie potrafię przestać o tym myśleć – odparła Aki. – Chciałabym jej jakoś pomóc, poza tym należą jej się przeprosiny. Powinnam przekonać Giotta, żebyśmy tym razem nie zabierali Tori.
Elena westchnęła ciężko.
– Ty inaczej nie potrafisz, prawda? Victoria póki co ma w poważaniu wszelkie twoje próby, a nie zamierzasz jej zmuszać, chociaż jakby tak przestała dostawać posiłki pod nos, od razu by spokorniała.
– Tak nie odzyskamy jej zaufania – prychnęła Aki.
– Oczywiście. Przypominam ci jednak, że masz na głowie własny ślub i to na tym powinnaś się skupić, a nie na Strażnikach Ricarda. Może ci to w końcu trochę naprostuje w głowie, jak G się w końcu za ciebie weźmie.
– Eleno! – Aki momentalnie zrobiła się czerwona. – To nie jest miejsce i czas, żeby mówić o takich rzeczach.
Blondynka zaśmiała się, po czym pokręciła głową.
– Tylko się z tobą droczę – powiedziała rozbawiona. – Chociaż będzie mi brakowało tej twojej niewinności.
– Czasami jesteś straszniejsza niż Deamon.
– Nie obrażaj się, Aki. Wiem, że się martwisz, ale oboje z Giottem jesteście nieco przewrażliwieni. Jak nie G, to teraz Tori. To Słońce, podniesie się prędzej czy później, tylko dajcie jej trochę przestrzeni.
Aki wiedziała, że Elena ma rację. Zdawała sobie sprawę, że na siłę nic nie zdziałają, a świat kręci się dalej i trzeba się do tego dostosować. Jednak nie potrafiła przestać o tym myśleć.
– Popołudniu przyjedzie twoja suknia – przypomniała Elena. – Proszę, żebyś była myślami bardziej w tej rzeczywistości.
– Dobrze – mruknęła Aki, po czym została sama na tarasie.
Tori obserwowała z ukrycia, jak Elena oddala się z tarasu. Słyszała część rozmowy kobiet, choć nie miała zamiaru podsłuchiwać. Spędziła sporo czasu, myśląc nad tym, co powiedziała jej Elvira i postanowiła wreszcie wszystko naprostować. Wyglądało na to, że wszyscy faktycznie się o nią martwią i obwiniają się o problemy z przyjęcia u Cavallone. A przecież to była wina Tori.
Chciała wszystko naprawić. Nie chciała też przeszkadzać w poważnej rozmowie Aki i Eleny, jednak gdy padło jej imię, zatrzymała się. Skończyło się na tym, że schowała się w cieniu, by Elena jej nie nakryła. Było jej głupio z tego powodu, ale też nic już nie mogła z tym zrobić. A wolała się nie przyznawać do podsłuchiwania. Po prostu musiała wziąć się w garść.
Gdy już upewniła się, że Eleny nie ma w pobliżu, wyszła ze swojego ukrycia i nieśmiało wyjrzała na taras, gdzie Aki nad czymś się zamyśliła z uniesioną w połowie drogi filiżanką z herbatą. Musiała jednak kątem oka dostrzec ruch, bo zaraz też spojrzała na Tori i uśmiechnęła się do niej.
– Chodź, poproszę, żeby zaparzyli nam jaśminowej herbaty – powiedziała łagodnie.
Jednak Tori ani drgnęła, wpatrując się w Aki z poważną miną.
– Chciałam ci coś powiedzieć – oznajmiła.
Odstawiła filiżankę i wyprostowała się, dając dziewczynie do zrozumienia, że pojęła powagę sytuacji.
– Słucham więc, Victorio.
– Przede wszystkim chciałam cię przeprosić – rzekła Tori, po czym zaraz dodała: – Nie tylko ciebie oczywiście. Wiem, że nawaliłam podczas przyjęcia oraz sprawiłam, że martwiłaś się o mnie przez ostatnie kilka dni. Zabrakło mi wiedzy, umiejętności i manier. Widziałam, jak się powstrzymujesz, żeby mnie nie upominać tam na przyjęciu – wyznała ze smutkiem. – I jestem ci za to wdzięczna. Tak samo jak za ratunek wcześniej w ogrodzie. Nie wychodziłam z pokoju, bo było mi wstyd. Wstyd, że nie potrafiłam obronić ciebie, ani nawet siebie i sprawiałam tylko same problemy. Nic dziwnego, że kiedy byłam z Ricardem, Flaviem i Bruno, wszyscy brali mnie za dziewczynę Ricarda i nie wierzyli w to, że jestem Strażniczką, bo taka jaka jestem teraz, nie zasługuję na to miano.
Przez moment Aki nic nie mówiła, jakby rozważając słowa, których powinna użyć. Widziała, jak Tori jest przykro z powodu przyjęcia.
– Przyjmuję twoje przeprosiny. Ja też przepraszam, Tori. To było nieodpowiedzialne z mojej strony, że nie sprzeciwiłam się, kiedy Giotto oznajmił, że będziesz nam towarzyszyć u Don Cavallone. Od narodzin przygotowywano mnie do przebywania w tym świecie, doskonale wiem, jak bardzo jest okrutny. Zresztą doświadczyłaś tego, gdy pojawił się hrabia Schwartzegen. Za tę scenę też się przepraszam i dziękuję, że stanęłaś w obronie G. Nic jednak nie usprawiedliwia tego, że tak beztrosko pozwoliłam cię wrzucić w ten świat. – Wstała i skłoniła się przed dziewczyną. – Bardzo cię przepraszam, że źle o ciebie zadbałam i proszę, żebyś mi wybaczyła ten błąd.
Tori spanikowała.
– Nie przepraszaj, Aki! – krzyknęła. – Proszę. To ja powinnam tu przepraszać – powiedziała i również się ukłoniła, odzwierciedlając gest kobiety. – Gdyby nie twoja obecność tam, pewnie nie poradziłabym sobie i nie wytrwała do końca przyjęcia. Wiele rzeczy skończyłoby się dużo gorzej. Bardzo cię podziwiam i to z jaką łatwości wybroniłaś mnie przed Don Antoniem czy jak poradziłaś sobie z wrednym hrabią. Ani trochę nie żałuję, że wzięłam udział w tym przyjęciu – zadeklarowała niespodziewanie Tori, a w jej oczach widać było determinację. – Bo choć było to ciężkie doświadczenie i w bolesny sposób przekonałam się, jak wiele mi jeszcze brakuje, żeby być jedną z was, ja… Zrozumiałam, że to nie może tak być. Broniłam się, kiedy upominałyście mnie z Eleną i próbowałyście wpoić mi trochę manier. Zrozumiałam, że muszę się wiele nauczyć. I chciałam cię prosić, żebyś mi w tym pomogła. Żebyś nauczyła mnie manier, ładnego mówienia, odpowiedniego zachowania. Chcę godnie reprezentować Vongolę. Tak jak ty. – Po tych słowach Tori ponownie się ukłoniła, choć dużo głębiej niż Aki. Nie znała bowiem granicy i zasad, jak to powinno wyglądać. – Wiem, że powinnaś skupić się przygotowaniami do ślubu z G, ale…
Aki podeszła do dziewczyny, chwyciła ją delikatnie za ramię i pomogła się wyprostować, po czym ją przytuliła. Tak po prostu.
– Oczywiście, że ci pomogę. Pamiętaj, że jest szansa, że G się w ogóle nie pojawi na czas zajęty chronieniem rodziny – zażartowała, choć wcale by się nie zdziwiła, gdyby coś takiego się wydarzyło. Odsunęła się nieznacznie i spojrzała na Tori. – Cieszę się, że ta sprawa została pomiędzy nami wyjaśniona. Obiecuję, że zrobię, co w mojej mocy, żeby ci pomóc, ale pamiętaj, że nie wszystko przyjdzie od razu. Musisz być cierpliwa. Popełnianie błędów jest częścią dorastania. – Uśmiechnęła się promiennie.
– Dziękuję – powiedziała Tori i zachęcona ciepłym uśmiechem Aki, rzuciła się kobiecie na szyję. – Bardzo ci dziękuję.
Aki zaśmiała się, ale zaraz spoważniała.
– Ale najpierw musisz pójść do Giotta i Ricarda i porozmawiać również z nimi – powiedziała. – Ta sprawa bardzo ich dręczy.
– Nie widzę inaczej – odparła Tori, puszczając Aki. – Od początku miałam taki zamiar. Po prostu najpierw przyszłam do ciebie – wyjaśniła i z uśmiechem na twarzy odeszła w kierunku biura Primo.
Aki uśmiechnęła się, wracając do przerwanej herbaty. Musiała przyznać, że kamień spadł jej z serca, choć również wróciły do niej wspomnienia z czasów, kiedy Strażnicy Giotta, nie licząc Deamona, w ogóle nie wiedzieli, co ze sobą zrobić na przyjęciach, na które Primo był zapraszany. Zresztą on sam był istną katastrofą. Chyba nie będzie to nic złego, jeśli kilka tych historii przekaże dalej?
Giotto tymczasem zajmował się bieżącymi sprawami rodziny, również tymi, które zwykle na swoje barki zabierał G. Teraz jednak cała jego uwaga skupiona była na odnalezieniu mężczyzny, który tak zalazł mu za skórę. Miał nadzieję, że Ugetsu poradzi sobie z utemperowaniem wściekłej Burzy, nie potrzebowali rozlewu krwi, a zawsze mógł liczyć w tej sprawie na Strażnika Deszczu.
Pukanie wybiło go z rytmu. Zaprosił jednak gościa do środka. Uśmiechnął się z ulgą, gdy zobaczył w drzwiach młodą Strażniczkę.
– Witaj z powrotem, Tori – powiedział ciepło.
Dziewczyna z marsową miną weszła do środka, co nieco zaniepokoiło Giotta. Uśmiech zniknął z jego twarzy.
– Primo – powiedziała z powagą Tori, podchodząc do biura. Niespodziewanie ukłoniła się i niemal zaryła czołem w blat. Giotto zerwał się na równe nogi, ale Tori równie niespodziewanie jak się ukłoniła, tak samo też się wyprostowała. Do uszu mężczyzny nie doszedł huk, a czoło Strażniczki było całe, więc mógł odetchnąć z ulgą. – Przyszłam przeprosić – zadeklarowała Tori. – Chciałam przeprosić za moje zachowanie podczas przyjęcia. Wiem, że się zbytnio nie wykazałam. Oraz za to, że przeze mnie musiałeś się martwić, Primo. Zrozumiałam już swój błąd i dam z siebie wszystko, aby być Strażniczką Słońca godną, by reprezentować Vongolę, ciebie oraz Ricarda.
Giotto przyglądał jej się z powagą, po czym uśmiechnął się lekko.
– Cieszę się. Przez chwilę myślałem, że postanowiłaś jednak od nas odejść i nie wiedziałem, jak mam cię przekonać, żebyś została, ale cieszę się, że nadal chcesz być częścią naszej rodziny. Ufam, że tak właśnie będzie i wiem, że wszyscy ci w tym pomogą.
– Dziękuję, Primo. Zamierzam dać z siebie wszystko – zadeklarowała z determinacją Tori. – Ani trochę nie żałuję, że byłam na tym przyjęciu. Dzięki temu zrozumiałam, jak wiele muszę się jeszcze nauczyć. Dlatego jeszcze raz przepraszam za wszystko.
– W porządku, Tori. Trzymam cię za słowo. Zresztą coś ci obiecałem przed przyjęciem, pamiętasz?
Dziewczyna zmarszczyła brwi. Przez chwilę milczała, jakby zastanawiając się, o co chodzi. W końcu jej twarz rozjaśniła się, a ona klasnęła w dłonie.
– Faktycznie! – wykrzyknęła uradowana. – Cukiernia. Hm… Ale chciałam jeszcze porozmawiać z Ricardem.
– Ja i tak w tej chwili nie mogę się wyrwać, ale po obiedzie, gdy G i Ugetsu wrócą, z chęcią zabiorę cię do Paradiso – odparł. – Ricardo powinien być u siebie.
– Już nie mogę się doczekać – zaświergotała Tori i radosna, jak na Strażniczkę Słońca przystało, opuściła biuro Giotta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz