Na
łóżku leżała śliczna, żółta sukienka. Materiał podobny do lnu zapewniał
komfort, na jaki nalegała Tori, a atłasowe dodatki oraz białe koronki dodawały
jej uroku. Tori stała w samej bieliźnie, patrząc na sukienkę i marszcząc
brwi.
–
No już, zakładaj – ponagliła ją Elena. – Pomogę ci ją zapiąć. Aki, gdy
przyjdzie, zajmie się twoimi włosami.
–
A nie mogą być tak?
–
Będą uwiązane tak, jak lubisz. Aki po prostu znalazła dla ciebie ładną wstążkę
i kilka ozdób, nic więcej.
Tori
westchnęła, lecz posłusznie wdziała się w sukienkę, a Elena pomogła jej ją
zapiąć. Obeszła dziewczynę, oceniając efekt, a na jej twarzy pojawił się
zadowolony uśmiech.
Chwilę
później do pokoju Tori zajrzała Aki, również niemal gotowa do wyjścia.
Uśmiechnęła się na widok Strażniczki.
–
Pasuje ci – uznała i zachichotała. – To będzie powiew świeżości dla Vongoli.
Usiądź.
Na
pustej dotąd toaletce postawiła niewielki kuferek, z którego wyciągnęła
szczotkę i niebieską wstążkę. Chwilę później dołączyły do nich pędzelki i
mazidła, na które Tori się skrzywiła, uświadamiając sobie, że bez makijażu
również się nie obejdzie. Nie protestowała jednak, wiedząc, że gdy już wpadła w
sidła kobiet Vongoli, nie uda jej się tak łatwo wywinąć. Zresztą jak się
okazało, Aki doskonale wiedziała, co robi. Nie ciągnęła jej za włosy, gdy na
nowo układała kucyka, wstążkę wiążąc w ładną kokardę. Makijaż również zrobiła
jej bardzo delikatny, więc Tori wyglądała dziewczęco, na swój wiek.
–
Proszę, Strażniczka Słońca jak się patrzy – stwierdziła Elena, przyglądając
się, jak Aki zakłada Tori cieniutki łańcuszek z zawieszką w kształcie słońca. –
Olśniewasz. Ricardo cię nie pozna.
–
Możesz obejrzeć efekt – dodała zadowolona ze swojej pracy Aki.
Gdy
tylko Tori była całkowicie gotowa, okręciła się wokół własnej osi przed lustrem
i zachichotała. Może te całe sukienki nie były aż takie złe? Była pewna, że
Primo i reszta padną z wrażenia na jej widok. Nawet jeśli było jej trochę
dziwnie, chodzić bez spodni. No właśnie! Primo. Musiała mu się pokazać.
Nie
zważając na Aki, wybiegła ze swojego pokoju. Sukienka nie była zupełnie do
ziemi, więc wciąż mogła biegać. Tylko materiał trochę plątał jej się między
nogami. Zatrzymała się dopiero, gdy dotarła do biura Prima. Wzięła głęboki
oddech, wygładziła włosy i poprawiła sukienkę, po czym zapukała do drzwi. Gdy
usłyszała “proszę”, weszła do środka.
Giotto
przeglądał ostatnie dokumenty przed wyjazdem, teraz jednak podniósł spojrzenie,
spodziewając się najwyraźniej kogoś innego, bo zrobił dziwną minę, po czym
uśmiechnął się ciepło.
–
Victorio, wyglądasz przepięknie.
–
Dziękuję, Primo – odpowiedziała Tori, rumieniąc się lekko, a na jej twarzy
zagościł promienny uśmiech. Okręciła się wokół własnej osi, tak, jak to zrobiła
w pokoju przed lustrem. – Specjalnie przyszłam, żeby ci się pokazać, Primo. W
końcu to ty powiedziałeś mi, żebym wybrała żółtą sukienkę. Jesteś gotowy,
Primo? Inaczej G i reszta będą cię poganiać.
–
Cieszę się. Jestem prawie gotowy. – Zaśmiał się nieco nerwowo. – Poczekaj na
dole. Myślę, że Ricardo i pozostali już tam są. Pewnie też chcieliby zobaczyć
efekt. Za chwilę do was dołączę.
– Dobrze! – odpowiedziała Tori po chwili wahania.
Rzuciła Primo uważne
spojrzenie, ale spełniła jego prośbę, zostawiając go samego w biurze. Na dole
czekali już wszyscy Strażnicy pierwszego pokolenia, jak również Ricardo z
Flaviem i Brunem. Brakowało tylko Giotta i kobiet Vongoli.
–
Kim ty jesteś? – zapytał Lampo, ale zaraz oberwał od G.
–
Przecież to Tori.
–
Tori? Przecież wygląda jak dziewczyna!
–
Bo jest dziewczyną – warknął Strażnik Burzy pierwszego pokolenia, ewidentnie
był nie w humorze.
– Mnie też się to nie
podoba. – Tori chwyciła się pod boki. – Wolałabym iść w garniturze, ale Aki i
Elena nie chciały mi pozwolić. Zresztą Primo powiedział, że ładnie mi w tej
sukience – dodała z dumą.
– Primo po prostu chciał
być uprzejmy – mruknął Flavio, krzywiąc się. – Więc nie ciesz się za
bardzo.
– Wcale nie! Primo taki
nie jest – odpowiedziała mu Tori i wytknęła do niego język. – Primo jest
wspaniałym, miłym człowiekiem. Nie to co mała Burza.
– Ty mała… – warknął
Flavio, ale Ricardo powstrzymał go od dalszej kłótni.
– Nie pora na sprzeczki.
Mamy godnie reprezentować Vongolę podczas przyjęcia. Chyba nie chcecie
przynieść wstydu Primo?
– Nie.
Pierwsze
pokolenie w większości uśmiechnęło się na tę drobną wojenkę. To im przypominało
ich własne początki, choć nie zamierzali aż tak uświadamiać swych następców.
Może innym razem.
Zaraz
też ich uwaga została zwrócona na przybyłe w towarzystwie Primo kobiety
Vongoli, które teraz już całkowicie gotowe wyglądały olśniewająco. Ich suknie w
przeciwieństwie do sukienki Tori bardziej wpasowały się w kanon obecnej mody,
choć zdawało się, że nie przeszkadzają ani trochę kobietom w poruszaniu się.
– Łał – jęknęła
Tori.
Nie tylko na niej ten
widok zrobił wrażenie. Uwaga całego drugiego pokolenia skupiła się na kobietach
Vongoli, mimo że nie były one obiektem pożądania nastolatków. Robiły jednak
oszałamiające wrażenie. Jednak to G odezwał się jako pierwszy:
–
Wyglądasz cudownie, mój aniele. Ty również, Eleno – dodał pospiesznie, na co
kobieta jedynie się zaśmiała. Uśmiechnęła się do niego w podziękowaniu, że jej
całkowicie nie zignorował i dołączyła do swojego męża, który objął ją w talii i
ucałował w czubek głowy. Tymczasem Aki podeszła do G. – Nie mogę uwierzyć, jak
piękną mam narzeczoną.
–
G ma rację – przytaknął Ricardo, który tego dnia był dla niej wyjątkowo uprzejmy.
– Obie jesteście bardzo piękne, a dziś już w ogóle.
–
Ktoś tu się podlizuje – prychnął Flavio, za co dostał kuksańca w bok od swojego
mentora. – Ała.
–
To się nazywa dojrzałość – odparła Elena, spoglądając nieco lekceważąco na
młodą Burzę. – Tego też kiedyś się nauczysz, jak nauczyła się nasza Burza –
dodała, na co Aki zachichotała.
Do
dziś wszyscy pamiętali moment, kiedy G postanowił się w końcu oświadczyć.
Jeszcze długo po tym z niego kpili, choć każdy z nich cieszył się ze szczęścia
pary.
Flavio
zamilkł, czerwieniąc się ze złości. Odezwał się natomiast Bruno, który jak
zwykle nie przepadał za słownymi przepychankami i czekał na odpowiednią okazję,
aby się odezwać:
–
Pozwólcie, że i ja powiem wam, że wspaniale wyglądacie, Eleno, Aki – zwrócił
się do kobiet Vongoli z szarmanckim uśmiechem na twarzy. – Ty również, Tori,
więc nie przejmuj się docinkami Flavia. Jestem pewien, że uwaga wszystkich
mężczyzn na przyjęciu skupiona będzie na waszej trójce – dodał, teraz zerkając
na G. – Zresztą to wam się całkowicie należy.
–
Jak najbardziej – przytaknął Giotto. – Kobiety Vongoli są zawsze
najpiękniejsze.
–
Szkoda, że niezbyt liczne – dodała złośliwie Elena.
Giotto
zmieszał się na ukryty przytyk. Nie zamierzał się jednak tłumaczyć, skoro
najwyraźniej zarówno Ugetsu, jak i Lampo nie poczuwali się, aby ten stan rzeczy
zmienić.
–
To chyba najwyższy czas, abyśmy ruszyli. – Aki tym razem wyratowała przyjaciela
z sytuacji. – Don Cavallone na pewno wybaczy nam spóźnienie, ale chyba nie ma
powodu, aby testować jego cierpliwość.
–
Racja, aniele – przytaknął jej G. – Zresztą nie chcemy przyciągać zbytniej
uwagi. – Tu spojrzał na Giotta.
Bez
zbędnej dyskusji wyruszyli w podróż do posiadłości rodziny Cavallone oddalonej
od ich rezydencji o niecałe dwie godziny drogi. Minęli winnicę i rozległe
padoki należące do organizatora przyjęcia, który w swój herb wpisał właśnie
konia. Sama posiadłość robiła wrażenie, była dużo okazalsza od należącej do
Vongoli, pełna elementów późnego baroku.
Lokaj
ukłonił się im głęboko, gdy tylko rozpoznał, z kim ma do czynienia. Czym
prędzej też zostali również zaprowadzeni do sporej sali balowej pełnej już
gości. Towarzyszyły im szepty zarówno pełne podziwu, jak i zazdrości, a nawet
odrobiny wrogości, która jednak szybko cichła pod chłodnym spojrzeniem
Strażników Burzy i Mgły. Reszta zdawała się nie zwracać na to uwagi.
Naprzeciw
wyszedł im młody mężczyzna o czarnych włosach i brązowych, ciepłych oczach.
Uśmiechnął się szeroko na ich widok.
–
Primo, przyjacielu, cieszę się, że przyjąłeś zaproszenie! – zawołał
entuzjastycznie, obejmując na chwilę Giotta.
–
Ciebie również miło zobaczyć, Vallentino – odparł Primo.
Cavallone
spojrzał po członkach Vongoli, uśmiechając się czarująco do kobiet Vongoli.
Jednak Giotto nie dał mu zbyt długo przyglądać się swoim przyjaciółkom, mówiąc:
–
Chciałbym, abyś poznał Ricarda, mojego następcę i przyszłego szefa Vongoli.
Cavallone
zmierzył chłopaka uważnym spojrzeniem, choć z jego twarzy nie schodził uśmiech.
–
Witaj w moich skromnych progach, Secundo. Ufam, że będziesz się dobrze bawił.
–
Dziękuję za ciepłe powitanie, Don Vallentino – odparł Ricardo i również się
uśmiechnął. – Jestem pewien, że to będzie wspaniałe przyjęcie. To zaszczyt
mogąc tutaj gościć.
–
A kim jest piękna młoda dama? – zapytał mężczyzna, spoglądając na Tori stojącą
pomiędzy Aki i Eleną. – Czyżby oblubienica Secundo?
–
Nie – odparł szorstko Ricardo, pomimo widniejącego na jego twarzy uśmiechu. –
To moja Strażniczka Słońca, Victoria. Za nią stoi Flavio, Strażnik Burzy i mój
wieloletni przyjaciel oraz Bruno, Strażnik Chmury.
–
Och, przepraszam. Za szybko wyciągnąłem wnioski. Ale kto by pomyślał, że
kobieta zostanie jednym ze Strażników drugiego pokolenia Vongoli.
–
Może – mruknął Ricardo, spoglądając na Tori, a potem znów na Vallentino. – Ale
jej płeć nie ma tu znaczenia.
–
Być może to faktycznie zaskakujące – wtrącił się Primo, odwracając uwagę
przyjaciela od swojego następcy. – Jednakże Tori, Victoria – poprawił się –
jest bardzo zdolną i bystrą dziewczyną. Jestem pewien, że jeszcze nieraz nas
wszystkich zaskoczy.
–
Już niejednokrotnie przekonałem się, że twojej intuicji można zaufać – odparł
Cavallone i jeszcze raz omiótł spojrzeniem drugie pokolenie. – Mam nadzieję, że
będziecie się doskonale bawić w mym domu. To również dotyczy G i pozostałych.
Przy okazji chciałbym podziękować wam obojgu za pamięć i zaproszenie na wasz
ślub. – Uśmiechnął się do Aki. – Choć nadal czuję się zaskoczony, że tak urocza
dama postanowiła oddać swe serce straszliwej Prawej Ręce.
Aki
skryła na moment twarz za wachlarzem i tylko Elena i Tori stojące po jej obu
stronach mogły dostrzec figlarny uśmiech na jej ustach. Zaraz się jednak
uspokoiła.
–
To będzie dla nas zaszczyt, Don Cavallone. Pamiętaj jednak, że serce nie sługa,
a nawet najgorsza Burza potrzebuje cichego miejsca, by nabrać nowych sił. Ufam,
że jestem godna, by stworzyć mu takie miejsce.
–
Bez wątpienia – odparł Cavallone. – A teraz moimi mili, wybaczcie mi proszę,
ale zobowiązany jestem przywitać jeszcze pozostałych gości. Jeszcze raz życzę
wam wspaniałej zabawy. Rozkoszujcie się przyjęciem.
–
Dziękujemy, przyjacielu – powiedział Giotto, kładąc dłoń na ramieniu
Vallentino. – Porozmawiamy później.
–
No dobrze – mruknęła Tori. – To, co teraz?
–
Jak to co? – prychnął Flavio, jednak jego ton zaraz zelżał. – Będziemy miło
spędzać czas – dodał pod naporem spojrzenia Ricarda. Nie mógł rozczarować
przyjaciela oraz G, swojego nauczyciela. Zresztą chciał pokazać Tori, że w
przeciwieństwie do niej potrafi się należycie zachowywać na takich imprezach. –
Najlepiej nie odchodź nigdzie sama.
–
Przecież wiem – naburmuszyła się Tori. – I tak nie znam tu nikogo poza Vongolą.
– Sądziłem, że nie
zamierzasz się pojawić, Alaude – powiedział Giotto do blondyna, który właśnie
do nich podszedł.
–
Nikt i tak go tu nie potrzebuje – mruknął pod nosem G, ale zaraz zamilkł pod
spojrzeniem narzeczonej.
–
Wolałbym nie wysłuchiwać marudzeń – odparł Alaude z niewzruszoną miną. – Aki,
Eleno, wyglądacie oszałamiająco. Jak na kobiety Vongoli przystało. – Jego
błękitne spojrzenie spoczęło na Tori.
–
To Victoria, Strażniczka Słońca Ricarda – przedstawił Giotto. – Tori, poznaj
mojego Strażnika Chmury, Alaude’a.
Dziewczyna
uśmiechnęła się promiennie i pomachała do niego, mówiąc:
–
Witaj. Cieszę się, że mogę cię wreszcie zobaczyć. Trochę już o tobie
słyszałam.
Alaude
skinął jej oszczędnie głową, po czym spojrzał na Bruna, tracąc zainteresowanie
dziewczyną.
–
Mam nadzieję, że zachowujesz się odpowiednio – powiedział beznamiętnie.
–
Mógłbyś to sprawdzić osobiście, gdybyś był częściej w domu – mruknął Primo.
Strażnik
Chmury zgromił go spojrzeniem.
–
Nie ma żadnego konkretnego powodu, dla którego miałbym przebywać w twoim domu
dłużej niż to konieczne.
Spojrzał
na G, potem na Aki i przez moment wydawało się, że chce coś jeszcze dodać, ale
nie odezwał się już słowem. Primo chciał go nawet zapytać, czy nic się
nie stało, ale jego uwagę odwrócił powrót Cavallone.
–
Alaude, cieszę się, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością. Nie sądziłem, że się
pojawisz – powiedział, po czym zwrócił się do Giotta. – Przyjacielu, pozwól ze
mną. Jest kilka rzeczy, które chciałbym z tobą omówić.
–
Dobrze – zgodził się Primo i popatrzył na swoją rodzinę. – Wybaczcie mi, ale
zostawię was na jakiś czas. Bawcie się dobrze pod moją nieobecność i nie
sprawiajcie kłopotów – dodał niby żartobliwie i tu spojrzał na G, a potem na
młodszą Burzę.
Po
chwili zniknął gdzieś w tłumie razem z Vallentino. Z tej okazji skorzystali
także Daemon i Elena, by spędzić trochę czasu na osobności bądź spotkać się z
jakimiś swoimi znajomymi, co nikomu nie przeszkadzało.
–
My również idziemy – zadeklarował z powagą Ricardo. – Tori, Bruno, Flavio –
zwrócił się do swoich Strażników. – Idziemy.
Cała
trójka posłusznie podążyła za nim w przeciwnym kierunku do tego, w którym
zniknął Primo. Alaude również gdzieś przepadł, nawet nie zauważyli kiedy, ale
ich to nie zdziwiło. G z nieco niezadowoloną miną spojrzał na przyjaciół,
przekazując im bez słów, żeby się zbytnio nie rozluźniali.
–
Spokojnie – odparł na to Ugetsu. – Giotto potrafi o siebie zadbać, a Don
Cavallone ceni sobie jego przyjaźń. Spędźcie trochę czasu razem, my zajmiemy
się resztą.
Strażnik
Burzy tym razem odpuścił dla własnego dobra, wiedząc, że Aki będzie
niepocieszona, jeśli znowu więcej uwagi poświęci pilnowaniu Primo. Zresztą czuł
potrzebę pokazania wszystkim wokół, że ta piękna kobieta należy do niego, zbyt
wiele męskich spojrzeń prześlizgiwało się po niej, żeby nie czuł zazdrości.
–
Zatańczysz ze mną, aniele? – zapytał.
–
Sądziłam, że nigdy nie zapytasz. – Zaśmiała się. – Bardzo chętnie.
Ruszyli
na parkiet, na którym wirowało dotąd niewiele par. Przyjęcie jeszcze się w
pełni nie zaczęło, większość gości wymieniało pomiędzy sobą powitania i
pierwsze plotki, wiele z nich dotyczyło oczywiście Vongoli. Każde ich przybycie
wywoływało poruszenie, bo też wielu chciało zdobyć ich względy. Strażnicy Primo
musieli być ostrożni, dla nich to również było pole bitwy, choć nie wszyscy
sobie radzili tak, jak w prawdziwej walce.
G
nie znosił tego zamieszania i gdyby nie jego pozycja, wymigałby się z tego
obowiązku. Doskonale zdawał sobie sprawę, że tu nie pasował, wielu gości było
zgorszonych jego obecnością, ale starał się ignorować te wrogie spojrzenia i
szepty. W końcu Aki włożyła wiele wysiłku w poprawę ich manier, by mogli dumnie
reprezentować Vongolę. Nie chciał jej zawieść, narobić wstydu, skoro lada
chwila miała zostać jego żoną. Słyszał szepty zazdrości, że ta piękna kobieta
spogląda tylko na niego.
–
Jesteś szczęściarzem – szepnęła Aki, gdy podał jej kieliszek wina.
–
Wiem o tym.
–
Do tego nieskromny. – Zaśmiała się, ale zaraz nieco spoważniała. – Trochę się
martwię, czy sobie poradzą. Zwłaszcza Tori. Wrzuciliśmy ją w wielki, obcy świat.
Może to nie była najlepsza decyzja.
–
Ricardo się nią zaopiekuje – odparł G. – Jest odpowiedzialny za swoich ludzi.
Zresztą ten gówniarz może i będzie się dąsać, ale też nie da jej zrobić
krzywdy.
Aki
uśmiechnęła się nostalgicznie.
–
Flavio przypomina ciebie z czasów, kiedy się poznaliśmy. – Upiła łyk wina. –
Zdawało się, że wszyscy i wszystko są twoimi wrogami, że liczy się tylko
Giotto.
–
Nie dokuczałem ci – przypomniał.
–
Nie, byłeś tak uprzejmy, jak nigdy później. Do tego chłodny, ale nigdy nie wzbudziłeś
we mnie strachu poza tymi dwoma sytuacjami. – Spojrzała gdzieś ponad tłumem,
wracając myślą do potyczki z hrabią Balamonte, za którego jeszcze jako córka
walenckiego księcia miała wyjść.
–
Nie myśl o nim, aniele. To już zamierzchła przeszłość.
–
Gdyby wszystko potoczyło się inaczej, pewnie byłabym już matką. Usychającym
kwiatem w złotej klatce, który niczego nie pojmuje. Może to zabrzmi dziwnie,
ale dziękuję Bogu za tamtą napaść, sztorm i że zesłał was na moją drogę. To
Vongola uczyniła mnie tą osobą, którą dziś jestem.
–
Nam wszystkim Giotto uratował życie – mruknął G.
Aki
zaśmiała się krótko.
–
Ty pierwszy mnie ochroniłeś. Nigdy o tym nie zapomnę.
Posłała mu
najpiękniejszy ze swoich uśmiechów, który zarezerwowany był tylko dla niego.
Mając za nic konwenanse, G wziął ją ramiona i ucałował w czubek głowy, przez
moment rozkoszując się jej ciepłem. I może w czasie tego przyjęcia będzie
musiał spuścić ją na moment z oczu, ale wiedział, że nawet w takiej chwili
będzie mu towarzyszyć.
W
milczeniu ruszyli do ogrodu, żeby odetchnąć świeżym powietrzem i wykorzystać
ostatnie promienie słoneczne. Przy okazji nie obyło się bez powitań znajomych,
z którymi wymieniali kilka słów na temat różnych wydarzeń czy samego przyjęcia.
Przy tym mieli nadzieję, że wszystko pójdzie gładko.
***
Jako
pierwszy szedł Ricardo. Za nim podążali Flavio i Bruno. Tori zaś maszerowała na
samym końcu, nie mając pojęcia, dokąd się kierują. Wszędzie wokół było pełno
ludzi. Pięknych, przystojnych i zapewne bogatych. Często także bardzo
niebezpiecznych, więc Tori czuła się tam niezbyt komfortowo. W ogóle nie
przepadała za tłumami i nie była do nich przyzwyczajona. Tym bardziej po czasie
spędzonym w rezydencji Vongoli, gdzie miała do własnej dyspozycji cały
pokój.
Całe
to miejsce było niesamowite i oszałamiające. Większe od rezydencji Vongoli i
pełne przepychu. A więc wszystko to, do czego Tori wciąż nie zdążyła
przywyknąć. Cały czas miała wrażenie, że wszyscy jej się przyglądają i chociaż
Primo powiedział jej przecież, że ładnie wygląda w sukience, teraz zaczynała
mieć wątpliwości.
Wydawało
jej się, że wygląda dziwnie i odstaje od swoich towarzyszy. Cały czas próbowała
sobie powtarzać, że to nieprawda, ale to niewiele dawało. Spuściła głowę,
tracąc pewność siebie i praktycznie wpadła na plecy Flavia, który odwrócił się
do niej z niezadowoloną miną. Otworzył nawet usta, żeby coś powiedzieć, ale
zamilkł, przypominając sobie, że to nie czas ani miejsce na kłótnie.
–
Uważaj, żebyś się nie przewróciła – powiedział po chwili. – Szkoda byłoby,
gdybyś ubrudziła sukienkę lub zrobiła sobie krzywdę.
–
Wszystko w porządku? – zapytał Bruno, jednak nie patrzył na nią, a na Flavia,
mierząc go podejrzliwym spojrzeniem. – Flavio ma rację, powinnaś uważać.
–
Przepraszam.
–
Nic się nie stało. Prawda, Flavio?
–
Tak.
–
Primo byłby przeszczęśliwy, gdyby widział, jak świetnie się dziś dogadujecie. –
Roześmiał się Ricardo. – Jednak nie traćcie czujności. Nie wszyscy tu obecni są
do nas przyjaźnie nastawieni. Nie spodziewam się żadnych ataków, ale musimy być
w najlepszej formie.
–
Gdzie właściwie idziemy? – zapytała Tori, przechylając głowę.
–
Przejść się, rozejrzeć, porozmawiać z ważnymi osobami, zdobyć nowe znajomości,
które w przyszłości mogą zaowocować czymś więcej – wyjaśnił jej cierpliwie
Ricardo. – Chodź – powiedział, podając jej ramię. Tori popatrzyła na niego z
wyraźnym niezrozumieniem. – Podaj mi rękę – dodał cicho i gdy dziewczyna
wreszcie spełniła polecenie, ruszyli dalej, trzymając się elegancko pod ramię.
– Źle by było, gdybyś się przewróciła, więc dziś będziesz mi cały czas
towarzyszyć.
–
No dobrze – odpowiedziała cicho Tori.
Była
to dla niej całkowicie nowa sytuacja. Byli z Ricardem bardzo blisko siebie,
jednak nie to zwróciło jej uwagę najbardziej, lecz żądza mordu za jej plecami.
Flavio z trudem się powstrzymywał, by nie rzucić jakiegoś złośliwego
komentarza. Nie chciał jednak rozczarować przyjaciela i dalej podążał za nim
razem z Brunem.
–
Och, czyż to nie Secundo? – zaczepił ich jakiś mężczyzna otoczony wianuszkiem
kobiet. – I to z uroczą towarzyszką. Niespodziewanie szybko znalazłeś sobie
niewiastę, Secundo. Gdy widzieliśmy się ostatnio, zdawało się, że to ostatnia
rzecz, jaką masz w głowie. A tu proszę.
–
Jesteś w błędzie, De Luca – mruknął Ricardo, marszcząc brwi. Nigdy nie
przepadał za tym kobieciarzem. Można powiedzieć, że byli swoim dosłownym
przeciwieństwem. Podczas gdy Ricarda nie interesowały kobiety i wolał się
zajmować sprawami mafii, Adriano w głowie miał tylko romanse. – Tori nie jest
moją kobietą, tylko Strażniczką, tak jak Flavio i Bruno.
–
Wybrałeś kobietę na swoją Strażniczkę? – zakpił Adriano. – Na głowę upadłeś,
Secundo? Kobiety są od tego, by błyszczeć obdarowywane ozdóbkami i uwagą
mężczyzny. Tylko wtedy mają wartość.
Ricardo
miał ochotę go walnąć. Nie tylko dlatego, że poniekąd obrażał Tori, choć w tej
chwili głównie z tego powodu. Jednak De Luca zawsze działał mu na nerwy i
Ricardo niemal przysiągł sobie, że kiedyś złamie mu nos. Ale to nie był ten
dzień.
– Współczuję ci, jeśli
twoim zdaniem kobieta to tylko ozdoba – warknął. – Dla mnie nie liczy się płeć,
a potencjał, jaki widzę w człowieku. Tori to o wiele więcej niż umeblowanie do
salonu.
– Naprawdę? – skwitował
beznamiętnie De Luca i udał, że ziewa, jakby nagle stracił zainteresowanie
rozmową.
– Chodźmy, Ricardo –
odezwał się Flavio. – Szkoda czasu na tego bęcwała – dodał ciszej.
Zanim zdążyli dostać się
do ogrodu, natknęli się na jeszcze kilku zaznajomionych z Vongolą ludzi,
ucinając sobie krótką pogawędkę. Ich przebieg był zdecydowanie przyjemniejszy
niż spotkanie z De Lucą, choć wszystkie miały jeden wspólny mianownik. Każda napotkana
osoba brała Tori za kobietę Ricarda i dziwiła się, słysząc, że rzeczywistość
jest zupełnie inna.
Gdy drugie pokolenie
wydostało się z rezydencji i udało do ogrodu, gdzie również przebywało sporo
osób, wszyscy mieli już dość. Tori przez ten czas nie odezwała się ani razu.
Nie miała nic do powiedzenia. Cały czas tylko się uśmiechała, swoje emocje
spychając na samo dno.
– Odpocznijmy chwilę –
zaproponował niespodziewanie Bruno. – Nigdzie nam się nie śpieszy, a Tori
pewnie jest zmęczona.
– Racja. Zapomniałem, że
to jej pierwsze przyjęcie. Zresztą nawet dla mnie to jest uciążliwe.
– Flavio, przyniesiesz
nam coś do picia? – zapytał Strażnik Chmury, wykorzystując okazję, gdy młodsza
Burza zachowywała się nad wyraz przyzwoicie. – Pamiętaj, żeby nie brać dla Tori
alkoholu. Raczej nie jest przyzwyczajona.
– Jakiś ty troskliwy –
zironizował Flavio, wywracając oczami.
Pomimo swojego
niezadowolenia, oddalił się bez narzekania.
– Dziękuję wam –
odezwała się wreszcie Tori. – Za to, że jesteście dla mnie tacy mili.
– To nic takiego.
– Nawet Flavio się
stara, chociaż mnie nie lubi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz