Ogłoszenia

Witamy na stronie Vongoli i zapraszamy do lektury opowieści.

piątek, 20 września 2019

Rozdział 4. Żółta sukienka


Siedzieli po turecku na środku sali treningowej. Spojrzenie Tori utkwione było w twarzy mężczyzny, który począwszy od tego dnia miał być jej mentorem i nauczycielem na ścieżce Strażniczki Słońca. Knuckle czuł się tylko odrobinę nieswojo, gdy dziewczyna dokładnie studiowała jego rysy twarzy.
– No dobrze – zaczął, drapiąc się po policzku. – Chcę, żebyśmy zaczęli od lepszego poznania się. Wyjaśnię ci też podstawowe obowiązki Strażnika Słońca i jeśli czas pozwoli to zrobimy sparing. Ale nie gwarantuję, bo mam dziś jeszcze coś do zrobienia.
– Chcesz zdążyć przed wieczorną modlitwą – naburmuszyła się Tori.
– Nie, tym razem to coś innego – odparł z uśmiechem Knuckle. – Czy jest coś, co chciałabyś o mnie wiedzieć?
– Dlaczego zostałeś księdzem? Czy to nie kłóci się z pracą dla mafii?
– Prosto do sedna – westchnął mężczyzna. – To prawda, że trochę się kłóci, lecz Vongola jest wyjątkową rodziną mafijną. Giotto bardzo mi w przeszłości pomógł, więc nie potrafiłbym mu odmówić – wyjaśnił z nutą nostalgii w głosie. – Księdzem zostałem, bo… Hm. Może zacznijmy od tego, że byłem bokserem. Jednak pewnego razu przesadziłem i podczas meczu zabiłem człowieka. To był znak, że podążam złą drogą. Żeby zadośćuczynić grzechom, zostałem księdzem. Podejrzewam jednak, że nigdy nie uda mi się w pełni odpokutować. Czy taka odpowiedź jest satysfakcjonująca? – Tori wzruszyła ramionami. – Czy chcesz zapytać o coś jeszcze?
– Nie – odparła. – Ludzi poznaje się w codziennych sytuacjach, a nie przez zadawanie pytań. Co do bycia księdzem, byłam zwyczajnie ciekawa.
– No dobrze. W takim razie wyjaśnię ci najważniejsze kwestie dotyczące Strażników Vongoli.
– Nie musisz – przerwała mu Tori. – Primo już mi opowiadał, że jest ich łącznie siedmiu, wliczając w to Niebo, czyli Prima i Ricarda.
– Tak.
– Jest Burza, czyli G i Flavio, Błyskawica, Lampo, Deszcz, Ugetsu, Chmura, Alaude i Bruno, Mgła, czyli Daemon i Słońce… Ty i ja.
– Dokładnie. Widzę, że odrobiłaś pracę domową – zaśmiał się Knuckle. – Zadaniem Strażnika Słońca jest pokonywanie przeciwności losu, które napotyka rodzina. Strażnik Słońca sam jest jak słońce dla swojej rodziny, świecąc jasno wokół niej i nie pozwalając, by ogarnął ją mrok. Ekstrymalnie.
– Nie rozumiem.
– Hm… – Knuckle podrapał się po głowie. – Chodzi o to, że musisz być silna i być  tym światłem. Czyli kiedy wszystkim jest ciężko, tobie nie wolno tracić nadziei. Choćby nie wiem co. Musisz ekstrymalnie przeć do przodu i pokonać wszystkie przeszkody, torując drogę pozostałym.
– Ok. Mogę to zrobić.
– Na pewno możesz. Skoro Ricardo cię wybrał, znaczy, że musiał dostrzec w tobie to światło potrzebne Strażnikowi Słońca.
Tori popatrzyła na swoje ręce i brzuch, po czym zwróciła się do Knuckle’a.
– Ja tam żadnego światła nie widzę. Nie wiem, czy mam w sobie jakieś światło i siłę potrzebną do zostania Strażnikiem Słońca, ale jeśli Ricardo chce mnie tutaj, będę i Słońcem.
– Świetnie – stwierdził Knuckle i podniósł się z miejsca. – Na mnie już pora, więc potrenujemy innym razem. Trzymaj się, Tori.
– Ciao…
Po tym jak została sama, przez jakiś czas jeszcze siedziała na sali treningowej. Potem jednak wróciła do swojego pokoju, ale i tam nie wytrzymała zbyt długo. Kręciła się co rezydencji, nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
– Tori, coś się stało? – Usłyszała, gdy z jednego z pokoi wyszedł Primo. – Wyglądasz na przygnębioną.
– To nie to – odparła Tori i zmarszczyła brwi. – Ja po prostu… Się nudzę.
Giotto uśmiechnął się ciepło.
– No tak. Knuckle nie miał dla ciebie dziś zbyt wiele czasu. Przepraszam, to moja wina.
– Nie, nic się nie stało – mruknęła Tori i popatrzyła na mężczyznę. – Dokąd się wybierasz, Primo?
– Chciałem zrobić sobie herbaty.
– Nie masz od tego służby?
– Tak, ale to też dobra okazja, żeby rozprostować kości – wyjaśnił Giotto i przeciągnął się. – Potowarzyszysz mi przez tę chwilę?
– Dobrze.
– Czyli się tu nudzisz, tak? – zamyślił się Giotto. – Czy jest coś, czego potrzebujesz?
– Nie. To nie to, że czegokolwiek mi brakuje – odpowiedziała Tori i zmarszczyła brwi. – Wręcz przeciwnie. Długo mi to zajęło, nim zrozumiałam, co jest nie tak, ale mój styl życia bardzo się zmienił, odkąd tu jestem.
– Podejrzewam, że masz rację.
– Zawsze ktoś mnie zawoła na pyszne, przygotowane przez szefa kuchni jedzenie. Służba sprząta mój pokój, zmienia pościel, robi pranie. Przynoszą mi wszystko, czego potrzebuję. Mam tu cudowne życie. Tylko się nudzę – westchnęła Tori. Nie chciała, żeby Primo źle ją zrozumiał. W rezydencji Vongoli żyło jej się bajecznie. Tylko inaczej. – Wcześniej większość czasu spędzałam próbując zdobyć jedzenie i najpotrzebniejsze mi rzeczy. Czasami spędzałam całe dnie, grzebiąc w śmietnikach lub czając się na targowisku. Generalnie… Walcząc. O jedzenie, o miejsce do spania, o każdy kolejny dzień życia. Definitywnie nie miałam czasu na nudę.
Giotto przystanął, a Tori spojrzała na niego z niepokojem.
– Nic się nie stało – powiedział pospiesznie. – Po prostu coś sobie uświadomiłem.
– Co takiego? – zapytała Tori, wracając do niego.
Primo popatrzył na schody prowadzące w dół, a potem na Tori.
– Że przede mną długa droga.
– W takim razie chyba faktycznie za długo tam siedziałeś, Primo – mruknęła dziewczyna, marszcząc brwi. – Ja wiem, że rezydencja jest duża, ale do kuchni nie jest aż tak daleko.
Giotto roześmiał się szczerze rozbawiony i położywszy dłoń na głowie Tori, zmierzwił lekko jej włosy.
– Nie to miałem na myśli. Chodziło mi o drogę w sensie metaforycznym. Jeśli chcę, by ludziom w tym mieście żyło się lepiej, czeka mnie jeszcze wiele pracy. Bardzo wiele pracy.
– Ach! Rozumiem.
W milczeniu zeszli po schodach. Słowa Primo rozbrzmiewały w głowie dziewczyny jak echo.
– Dlaczego właściwie tak bardzo się starasz, by pomagać ludziom, Primo?
– Czy naprawdę potrzebuję powodu?
– W sumie to nie. – Tori wzruszyła ramionami. – Tak pytam.
W końcu dotarli do kuchni. Tam Giotto pomimo protestu służby sam wstawił wodę na herbatę, a Tori buszowała po szafkach.
– To są wszystko herbaty?! – wykrzyknęła.
– Tak. Zielona, czarna, biała i wiele ziołowych. Której się napijemy?
– Nie wiem, może ta… Ta w niebieskim pudełku.
– Ach, jaśminowa? – zapytał Primo i wyciągnął torebkę, widząc, że Tori nie dosięga. Otworzył ją i podstawił dziewczynie pod nos. – Powąchaj.
– Cudowna.
– Czyli jaśminowa.
Z tak przyszykowaną herbatą Primo ruszył w drogę powrotną, tylko Tori stała dalej w kuchni. Znów wyglądała na przygnębioną.
– Jeśli chcesz, chodź ze mną, Tori – zaproponował Giotto. – Ja wciąż mam trochę pracy, ale możesz dotrzymać mi towarzystwa.
– Naprawdę? Nie będę przeszkadzać?
– Oczywiście, że nie. Zawsze możesz do mnie przyjść, gdy będziesz się nudzić.
Nie zdążyli się nawet rozsiąść wygodnie, kiedy usłyszeli pukanie. Po krótkim “proszę” ze strony Giotta do gabinetu weszła Aki. Uśmiechnęła się ciepło na widok Tori.
– Widzę, że znalazłeś nowe herbaciane towarzystwo – zażartowała. – Czyżby moje już nie było tak miłe?
– Nie podejrzewaj mnie o takie rzeczy – oburzył się Primo, ale zaraz się uśmiechnął. – Twoje towarzystwo zawsze będzie miłe. Tori się nudziła.
Aki usiadła obok dziewczyny na sofie.
– No tak. – W jej głosie zabrzmiała nuta nostalgii. – Tu rzeczywiście czasami nie ma, co robić. Jaką herbatę dziś pijecie?
– Jaśminową! – krzyknęła Tori, uśmiechając się szeroko na widok Aki.
– Dobry wybór. Dzięki Ugetsu mamy ich naprawdę sporo i to najlepszych gatunkowo. Nie wiem, skąd ma takie kontakty, ale na to nie narzekam.
– A więc to przez Ugetsu? – zdziwiła się Tori i popatrzyła na swoją filiżankę z herbatą, a potem znów na Aki. – Nie miałam pojęcia.
Hiszpanka zaśmiała się krótko.
– Przez długi czas też o tym nie wiedziałam. Pewnego dnia jednak Ugetsu wyjechał na bardzo długo. Myślałam, że to jakaś misja, o której oczywiście nikt mi nic nie powiedział – zerknęła na Giotta, który posłał jej rozbawione spojrzenie znad kolejnych wypełnianych dokumentów – ale Knuckle uświadomił mi, że to wyprawa właśnie po herbatę. Chciał osobiście wybrać dla nas mieszanki, które pokochamy. W tym domu musi być dużo herbat, bo każdy lubi inną.
– Super! – krzyknęła rozentuzjazmowana Tori. – Nie wiedziałam, że Ugetsu traktuje temat herbaty tak poważnie. Ja właściwie do niedawna wiedziałam, że w ogóle są różne rodzaje herbaty jak czarna i zielona. Nie wspominając o takiej jaśminowej, chociaż jest przepyszna.
– Na Dalekim Wschodzie prawie nie pija się kawy, za to herbat uprawiają bardzo dużo. Tworzą coraz to nowe mieszanki na różne pory roku, okazje. Zresztą podobno Europejczycy nie mają takiego smaku, żeby wyczuć subtelne różnice. – Zaśmiała się Aki. – Sama byłam zaskoczona, kiedy Ugetsu zaczął mi o tym opowiadać. To tutaj po raz pierwszy piłam senchę.
– To prawie jak sztuka!
Giotto zaśmiał się na te słowa. Tori zmarszczyła brwi i spojrzała na niego, sądząc, że się z niej naśmiewa.
– Masz rację. W wykonaniu ludzi ze wschodu jest to prawie jak sztuka, a Ugetsu ma odpowiednią wiedzę i wyczucie, by dobrze się w tej sztuce rozeznać.
Aki klasnęła w dłonie.
– Musisz uczestniczyć w ceremonii parzenia herbaty – powiedziała podekscytowana. – Jak tylko Ugetsu będzie miał chwilę, to go o to poproszę. Nigdy nie widziałam czegoś tak niesamowitego ukrytego w prostych gestach. Ale na razie mamy coś innego do zrobienia. – Uśmiechnęła się z zadowoleniem.
– A co takiego? – zapytała z zaciekawieniem Tori i przechyliła lekko głowę. – Czy coś się stało?
– Nie wiem, czy Ricardo już cię informował, ale niedługo szykuje się pewne wydarzenie, w którym mamy uczestniczyć na prośbę Giotta. – Uśmiechnęła się do Primo, który upił łyk herbaty, obserwując je. – Jako że jesteś Strażniczką Secondo, ciebie również to obowiązuje. Musimy cię odpowiednio przygotować i tę misję Giotto zlecił mnie i Elenie.
– Misja?! – Tori zerwała się z miejsca, przy okazji oblewając się herbatą. – Co to za misja? Primo, dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Będziemy walczyć?
Giotto i Aki zaśmiali się na to. Zaraz jednak mężczyzna powiedział nadal rozbawiony:
– Spokojnie. Gdyby herbata nadal była gorąca, mogłabyś zrobić sobie krzywdę.
– To nic takiego!
– Nie będziemy walczyć, przynajmniej taką mam nadzieję. – Giotto spojrzał na Aki, która pomogła Tori się osuszyć. – Zostaliśmy zaproszeni na przyjęcie od sojuszniczej rodziny Cavallone. Podobno mają przedstawić nam kogoś, kto może nas wspomóc – wyjaśnił Primo, nieco tracąc rezon. – Poprosiłem więc Aki i Elenę, żeby pomogły ci się przygotować.
– Racja – mruknęła Tori, a jej twarz rozjaśniła się. – Ricardo faktycznie wspominał coś o przyjęciu. To fajnie, bo w szafie mam całą masę ładnych ubrań, które ostatnio dostałam. Może założę tamte błękitne spodnie? Wyglądają na wygodne, ale jeszcze nie miałam okazji ich założyć – rozmarzyła się Tori. – Grunt, żeby było wygodnie. Reszta jest bez znaczenia, więc nie bardzo wiem, co jeszcze mamy przygotować?
– Tori, jesteś może Strażniczką Słońca, ale też młodą damą – odparła Aki. – Przygotujemy ci odpowiednią suknię.
– A co ma jedno z drugim? Musi być strasznie ciepło i strasznie niewygodnie pod taką ilością materiału.
Giotto nagle zainteresował się bardziej raportem, nie zamierzając wchodzić w tę dyskusję. Aki natomiast spojrzała poważnie na Strażniczkę.
– Tori, są pewne zasady, którymi musimy się kierować – wyjaśniła spokojnie. – Obawiam się, że nie zostanie to dobrze odebrane, jeśli pojawisz się w spodniach na przyjęciu u Don Cavallone.
– Ale to uciążliwe! – zdenerwowała się Tori, dłonie zaciskając w pięści. Napięła wszystkie mięśnie, jakby gotowa do walki. Najpewniej za sprawą krążącej w żyłach adrenaliny. – Dlaczego mam się przejmować zdaniem innych? Wcześniej nikomu nie przeszkadzało, jak chodzę ubrana. Skoro jestem Strażniczką, chcę być traktowana na równi z Flaviem i Bruno – zażądała, twardo odwzajemniając spojrzenie Aki.
Ta westchnęła. W sumie spodziewała się oporu ze strony dziewczyny, dlatego postanowiła wziąć to na siebie. Zbyt dobrze znała Elenę, żeby nie wiedzieć, że ta zazwyczaj nie przyjmuje odmowy.
– Tori, nikt cię nie traktuje gorzej od Flavia czy Bruna – odparła cierpliwie. – Na co dzień każdy z nas pozwala sobie na więcej swobody w różnych kwestiach, ale kiedy reprezentujemy Vongolę, mamy to robić godnie. Miejsce, do którego jedziemy, jest dość hermetyczne, kiedy chodzi o zasady i jeśli nie chcemy wywołać niepotrzebnych spięć, też musimy odrobinę ustąpić.
Wiedziała, że Tori będzie dużo trudniej od pozostałych Strażników i nadal nie miała pojęcia, co Ricardo strzeliło do głowy, żeby wybierać ją na swą przyboczną w świecie zdominowanym przez mężczyzn.
– Wiem, że wydaje ci się to niesprawiedliwe, ale jestem przekonana, że suknia, która zostanie uszyta specjalnie dla ciebie, będzie tak wygodna, jak się tylko da – dodała.
– W takim razie zetnę włosy i będę udawała chłopaka! – zadeklarowała z całkowitą powagą Tori. – Jeśli nikt się nie zorientuje, że jestem dziewczyną, to nie będzie problemu, nie?!
Aki spojrzała na Giotta, który nadal udawał bardziej zajętego niż w rzeczywistości. Przewróciła oczami i wróciła spojrzeniem do Tori.
– Chcesz udawać chłopaka przez całe życie? – zapytała. – To nie jest ostatnie przyjęcie, na które pójdziesz jako Strażniczka Słońca Ricarda. To także należy do twoich obowiązków.
Tori rzuciła gniewne spojrzenie w stronę Aki, ale nic nie powiedziała. Wiedziała, że jest trochę racji w tym, co powiedziała kobieta. A nie mogłaby odmówić Giotto pójścia na przyjęcie. Jej dolna warga zadrżała lekko i przez chwilę mogło się wydawać, że zacznie płakać. Jednak ku zdziwieniu Aki i Prima tak się nie stało. Zamiast tego Tori uśmiechnęła się złowieszczo, jakby wpadła na genialny plan.
– Jeśli tego wymagają konwenanse, to zamierzam je zmienić. Tak, bym pewnego dnia mogła iść na przyjęcie ubrana, jak mi się podoba! – wykrzyknęła Tori, prostując się. Po chwili jednak dodała: – Do tego czasu, zgoda, ale lepiej, żeby to była najwygodniejsza sukienka na świecie, bo naprawdę zetnę włosy – zagroziła. Uśmiech jednak nie schodził z jej twarzy, co znaczyło, że to wciąż nie koniec. – Poza tym mam warunek.
Aki już miała odetchnąć z ulgą, ale nie pozwoliła sobie jeszcze na rozprężenie.
– Jaki? – zapytała, mając szczerą nadzieję, że nie będzie to wygórowana cena.
– Chcę, żeby po przyjęciu Primo znów zabrał mnie do tamtej cukierni – oznajmiła Tori, lecz tym razem już dużo spokojniej, a na jej twarz powrócił ten sam ciepły uśmiech, który miała zawsze.
Giotto podniósł spłoszony wzrok, kiedy usłyszał, że to o nim mowa, ale zaraz uśmiechnął się serdecznie.
– Zabiorę cię tam za każdym razem, kiedy będziesz miała na to ochotę – obiecał.
Aki zaśmiała się pod nosem i tylko w jej spojrzeniu Primo odczytał to, o czym pomyślała. Odchrząknął, chcąc przynajmniej wyglądać w ich oczach na poważaną głowę rodziny.
– Myślę, że do tego czasu G będzie miał inne zajęcia – powiedział.
– Chciałbyś – rzuciła Aki i spojrzała na Tori. – Myślę, że najwyższy czas zebrać miarę i wybrać krój, który byś chciała.
– Mmm… Primo? – Tori spojrzała w stronę Giotta. – Primo, jak myślisz, jaki kolor powinnam wybrać?
– Żółty – odparł bez wahania. – Zdecydowanie żółty.
– Dobrze. Niech będzie żółty. Aki, idziemy? – zapytała Tori i uśmiechnęła się promiennie.
– Oczywiście, Elena już czeka.
Zaprowadziła ją do sypialni Spade’ów, choć nazwanie pomieszczenia sypialnią było trochę nieporozumieniem. Bardziej pasowałoby określenie apartament z osobnym, sporym salonem, w którym w tej chwili oprócz Eleny zastały dwie inne kobiety, zapewne krawcowe. Stolik kawowy został przykryty żurnalami, sporo też było materiałów, które zamierzano wykorzystać na suknię Strażniczki. Do tego pomieszczenie było bogato urządzone i widać było, że nie mieszka tu byle kto.
– Rozumiem, że negocjacje zostały zakończone i jesteś gotowa na batalię może nawet cięższą niż te, którym dałaś radę w przeszłości – odezwała się Elena, spoglądając poważnie na Tori.
Tori wzięła głęboki oddech. Straciła trochę animuszu od wyjścia z biura Prima. Dała się wmanewrować, a teraz patrząc na te wszystkie materiały, dotarło do niej, że to będzie długie popołudnie. Skinęła jednak głową.
– Chcę żółtą sukienkę – oznajmiła, próbując nie okazać strachu. – Wygodną.
Elena uśmiechnęła się nieco cieplej, a Aki nieznacznie pchnęła Tori bliżej. Obie zdawały sobie sprawę, że w tej materii mają jeszcze więcej pracy niż Knuckle przy obowiązkach Strażnika. Mimo to postanowiły, że nie zawiodą swojego szefa i zrobią wszystko, co mogą, żeby tylko Tori godnie reprezentowała Vongolę na najbliższym przyjęciu. Razem z dziewczyną przeglądały materiały i żurnale, by znaleźć optymalne rozwiązanie. Krawcowe również bardzo profesjonalnie podeszły do swojego zadania, biorąc miary z dziewczyny, zachowały również dla siebie uwagi, które mogłyby być niestosowne w obecności kobiet Vongoli. Przy tym Tori mogła zobaczyć, że może Elena i Aki nie mają takiej pozycji jak Strażnicy, ale również są poważane, nie tylko ze względu na swych partnerów życiowych.
Nie obyło się też bez drobnych spięć pomiędzy Strażniczką a krawcowymi, kiedy w czasie pierwszych przymiarek jedna ze szpilek wbiła się w ramię dziewczyny. Tori automatycznie próbowała ugryźć krawcową, ale Aki i Elena w ostatniej chwili zdążyły ją powstrzymać, zasłaniając jej buzię. Przeprosiły szybko kobietę, tłumacząc zachowanie Tori, a ją samą przekupiły słodyczami, które Elena szczęśliwie miała pod ręką. W ten sposób udało się zażegnać problem i zakończyć przymiarki.
Pod wieczór wszyscy zebrali się razem na kolację. Tori wyglądała na naprawdę zmęczoną. Nigdy nie sądziła, że przymierzanie strojów może być tak męczące. A zdawałoby się, że samo dbanie o wygląd, które było zadaniem kobiet Vongoli, wcale nie było takie trudne. Po tym dniu Tori zmieniła swoje zdanie i nabrała podziwu wobec Aki i Eleny, bo obie zawsze wyglądały olśniewająco.
– Jak poszły przymiarki? – zapytał Giotto, patrząc z troską na wykończoną Tori, której oczy same się zamykały. – To był chyba ciężki dzień?
– Słyszałem, że Tori chciała pogryźć krawcową – błysnął Flavio, chcąc dokuczyć dziewczynie. – Wcale nie jestem zdziwiony.
– O ile pamiętam, też nie byłeś zachwycony swoim pierwszym przyjęciem – odparła swobodnie Aki. – Jak to było? – Spojrzała na G, który uśmiechnął się półgębkiem. – A tak, że nie potrzebujesz takich dyrdymałów i przegoniłeś krawca. Ile biedny Giotto musiał się naprosić, żeby naprawić relacje z Don Fedrikiem. – Westchnęła teatralnie.
Flavio aż poczerwieniał ze złości, mrucząc coś pod nosem i zerkając na G. Nie mógł jednak liczyć na pomoc swojego mentora w tej sprawie, bo pierwszy Strażnik Burzy sam śmiał się na wspomnienie tamtych czasów.
– Mnie tam bardziej ciekawi, od kogo Flavio słyszał takie nieładne rzeczy – powiedziała Elena, zerkając na Daemona, który posłał jej jedynie długie spojrzenie, ale się nie odezwał.
Tori tym razem nic sobie nie robiła z kpin Flavia. Była na to zbyt zmęczona. Jednak spojrzała z wdzięcznością na Aki i Elenę, które nie pozwoliły chłopakowi długo z niej drwić. Zamiast tego popatrzyła na Primo, a potem na Ricarda i raz jeszcze po twarzach pozostałych członków rodziny. Zastanawiała się, kiedy wszystko się tak zmieniło. Jeszcze nie tak dawno czuła się tu obca i niepotrzebna, a teraz z większością tych ludzi coś ją łączyło. Ba! Były nawet osoby, którym mogła zaufać i przy których czuła się bezpiecznie.
– A zastanawialiśmy się, czemu Deamon znów jest taki rozbawiony – mruknął Lampo, na co Elena zrugała spojrzeniem męża.
– Nie patrz tak na mnie. Nie interesują mnie dzieci – odparł Spade, gromiąc wzrokiem Strażnika Błyskawicy.
– Mężczyźni. – Westchnęła Aki. – Gdy tylko w grę wchodzi trochę materiału, robią się maleńcy.
– Jestem przekonany, że poradziłyście sobie z tym zadaniem koncertowo – odezwał się G. – Zresztą czego innego oczekiwać po kobietach Vongoli.
– Masz jakieś wątpliwości? – zapytała Aki. – Tori będzie świetną Strażniczką, do tego wyrośnie na piękną kobietę, której Vongoli będą zazdrościć.
Jednak słów Aki nie poparło dochodzące do ich uszu chrapanie. Tori siedziała teraz z głową na stole otuloną rękami i smacznie spała obok talerza z nieruszonym niemal jedzeniem.
– Mówiłem wam, że jest nieokrzesana – prychnął Flavio. – I ona niby będzie wspaniałą kobietą i Strażniczką? Dobre sobie.
– Flavio  – Ricardo spojrzał na przyjaciela nieprzychylnie.
– No co? Sam widzisz, co ta dziewucha wyprawia.
– W takim razie, Flavio, za karę zaniesiesz Tori do jej pokoju – zaproponowała Elena, uśmiechając się złośliwie do Strażnika Burzy drugiego pokolenia.
– Co? Dlaczego ja?! – oburzył się Flavio i dodał ciszej, by żadna z kobiet go nie usłyszała: – Na pewno jest ciężka…
– Ja ją zaniosę – odezwał się niespodziewanie Bruno, który nie tylko nie odzywał się bez potrzeby, ale też nie wtrącał w rodzinne spory. – I tak skończyłem już posiłek – dodał, ziewając, choć Giotto podejrzewał, że było to jedynie na pokaz.
Aki uśmiechnęła się pogodnie, spoglądając na smacznie śpiącą Tori.
– Jeszcze daleka droga przed nią – stwierdziła. – Dziękuję, Bruno. A ty, mój drogi – tu spojrzała na Flavia – również musisz się wiele nauczyć. Przede wszystkim odpowiedzialności za swoich towarzyszy, choćby robili według ciebie najgłupsze rzeczy na świecie.
Zerknęła na Giotta, potem na G, uśmiechając się nostalgicznie.
– Żeby była jasność – odezwał się z powagą Flavio. – Ja nie uznaję jej za swoją towarzyszkę. I nie zmienię zdania, dopóki nie zobaczę, że jest godna bycia Strażniczką Ricarda.
G westchnął ciężko na słowa swojego następcy.
– Coś mi to przypomina – odezwał się Ugetsu.
– Nie zamierzam tego słuchać, a szczególnie od ciebie – warknął pierwszy Strażnik Burzy. – A ty, gówniarzu, kończ, bo wychodzimy.
– Komuś się oberwie – uradował się Lampo, jakby śpiewając. – Komuś się oberwie.
– No już, już. – Giotto postanowił załagodzić sytuację. – Wszyscy mamy swoje powody i swoje własne zdanie. Ważne jest, by umieć uszanować opinię drugiej osoby, nawet jeśli tego nie rozumiemy. Nie obrażając jednak nikogo – dodał, wyraźnie spoglądając na Flavia.
G wstał, dając do zrozumienia swojemu następcy, że nie będzie na niego czekał. Przy tym postanowił nie komentować słów przyjaciela. Spojrzał jedynie na Aki, która skrzywiła się, słysząc w oddali pierwszy grzmot zapowiadający burzę. Strażnicy pierwszego pokolenia wymienili porozumiewawcze spojrzenia i Lampo odezwał się pierwszy:
– Kto ma ochotę na coś słodkiego w salonie? Aki?
– Chętnie. – Uśmiechnęła się, choć jej spojrzenie podążyła za wychodzącym G. – Giotto? Ricardo?
– Ja spasuję – odparł Ricardo i również wstał od stołu. – Idę do siebie.
– Twoja strata – zaśmiał się triumfalnie Lampo: – Będzie więcej dla nas. Nie, Aki?
Skinęła głową, myślami błądząc gdzieś daleko.
– Również i ja wam potowarzyszę – zadeklarował się Ugetsu, a Giotto tylko się uśmiechnął.
– Więcej asysty naszej małej księżniczce nie potrzeba – odparł Deamon, ale zaraz się skrzywił, kiedy obcas żony wbił się w jego stopę. – Zresztą mam inne sprawy do załatwienia. Eleno? – Wstał i podał ramię kobiecie, by chwilę później i oni zniknęli.
To był jeden z nielicznych tak spokojnych wieczorów w rezydencji Vongoli, kiedy to wyjątkowo Giotto przeniósł się z pracą papierkową do salonu. Po pomieszczeniu roznosił się dźwięk fletu i chyba tylko to sprawiło, że Aki nie krążyła pod oknem przez całą ulewę. Zamiast tego grała w warcaby z Lampem, choć nie była jakoś szczególnie skupiona. Jednak Strażnik Błyskawicy nie zwracał na to uwagi, a nawet wykorzystywał ten fakt, żeby oszukiwać.
Burza ucichła już chwilę temu. W ciszy salonu dobrze było słychać kroki dwóch osób, jedne brzmiały bardziej jak powłóczenie, jakby jedna z postaci nie miała siły nawet wrócić do siebie. Giotto uniósł spojrzenie, słysząc za drzwiami szorstkie polecenie “kąpiel i spać”, po czym do pomieszczenia wszedł przemoczony do suchej nitki G. Jego spojrzenie automatycznie odnalazło Aki, która właśnie przysnęła wtulona w koc.
– Nigdy się nie nauczy – mruknął pod nosem.
– Zawsze będzie na ciebie czekać – odparł Giotto. – Miała dzisiaj ciężki dzień.
G nic nie odpowiedział, zgromił tylko spojrzeniem Lampa, który już otwierał usta, żeby mu dopiec. Ostrożnie wziął Aki na ręce, jakby była bardziej krucha niż szkło. Zaniósł ją do jej sypialni, ucałował w czoło i wyszedł, choć nie tego pragnął. Jeszcze kilka tygodni - przypomniał sobie - i będzie mógł zostać przy niej, osobiście upilnować jej snów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz