Ogłoszenia

Witamy na stronie Vongoli i zapraszamy do lektury opowieści.

poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Rozdział 1. Kobiety Vongoli


Rezydencja Vongoli żyła jak co dzień, pełna gwaru i drobnych przepychanek pomiędzy jej członkami, jak to w rodzinie. Dziś jednak wszyscy zdawali się czegoś oczekiwać, z kuchni w każdy zakamarek domu docierał zapach świeżych, słodkich wypieków, jakby jednak był wyjątkowy dzień. Przez to Giotto nie mógł się skupić na swoich obowiązkach, choć obiecał, że wszystko migiem skończy.
Od znienawidzonych papierów oderwało go pukanie i wtargnięcie do gabinetu jednego z podwładnych.
– Co się dzieje? – Primo aż się poderwał, przez chwilę obawiał się, że coś przydarzyło się komuś z rodziny.
– Wracają – poinformował go mężczyzna.
Giotto stracił zainteresowanie papierami i ruszył na dół, by osobiście powitać nadjeżdżający powóz. Zresztą nie tylko on. W rezydencji zapanował harmider, wieść niosła się lotem błyskawicy i wiele osób także oderwało się od swoich zajęć.
Nie czekali długo. Powóz zatrzymał się, woźnica zeskoczył z kozła i otworzył drzwi, pomagając gościom wysiąść. Były to dwie kobiety, jedna o blond włosach i niebieskich oczach, druga brunetka z brązowymi oczami. Obie odziane w długie, dobrej jakości i modne suknie, szczerze uśmiechnięte.
– Eleno, Aki, witajcie w domu. – Primo nie potrafił nie odpowiedzieć tym samym gestem.
Elena uścisnęła go krótko, zaraz też znalazła się w ramionach Deamona, który pojawił się za nią jakby znikąd i ucałował żonę bezwstydnie przy wszystkich. Giotto nadal nie potrafił się do tego przyzwyczaić, zaraz też usłyszał dźwięczny śmiech Aki, która odrzuciła ciemny warkocz na plecy.
– Ciebie też miło znowu zobaczyć, Giotto – powiedziała.
Primo przytulił ją mocno, na co się roześmiała, całując go w policzek. Nic nie mógł zrobić z tym, że nieco się przy tym zarumienił, co rozbawiło ją jeszcze bardziej.
– Czyżbym tak cię onieśmielała? – zażartowała. – Sądziłam, że mamy to już za sobą.
– Może po prostu się odzwyczaiłem – odparł nieco naburmuszony. – Nie było was prawie miesiąc. Już miałem wysyłać Strażników za wami, żeby sprawdzili, czy wszystko w porządku.
Tymczasem Tori siedziała w swoim pokoju. Jeszcze nie do końca swoim, bo nie była pewna, czy pozostanie z Vongolą. I choć tak zwany Primo powiedział jej, by się nie przejmowała, wciąż czuła się obco. Nie znała tych ludzi zbyt dobrze i miała wątpliwości, czy chciałaby zostać jakimś tam Strażnikiem, tym bardziej, że średnio rozumiała, co to oznacza.
Przyjęła zaproszenie, by spędzić z nimi kilka dni, to prawda, ale tylko dlatego, że wzięli ją z zaskoczenia. Zupełnie nie spodziewała się takiej propozycji. A ten ich Primo był taki jakiś… Czarujący i bardzo przekonujący w tym, co mówił. No i tak jakoś wyszło.
Niczego jej też tu nie brakowało. Własny pokój, pyszne jedzenie i służba, która przynosiła jej wszystko, co potrzebne. To było cudowne, luksusowe życie, którego nigdy wcześniej nie zaznała. Bez wątpienia będzie za tym tęsknić, jeśli nie zdecyduje się zostać. Zwłaszcza, że ta zlepka ludzi nazywających się rodziną wydawała się naprawdę zżyta ze sobą i szczęśliwa. Tori zazdrościła im tego, ale wątpiła, że mogłaby na dobre stać się częścią ich świata i się dopasować.
Z zamyślenia wyrwało ją zamieszanie, które zapanowało przed rezydencją. Tori mimowolnie wychyliła się za biurko, by spojrzeć przez okno. Zobaczyła jakiś powóz i wysiadające z niego dwie, piękne kobiety. Trochę jej ulżyło, że nie mieszkają tu sami mężczyźni, a trochę też się przestraszyła.
Były piękne. Tak bardzo piękne i jakieś takie… Dostojne? Tori czuła się nieswojo tylko na nie patrząc, a co dopiero, gdyby miała z nimi porozmawiać. Postanowiła więc nie wychodzić, ale nie dawało jej to spokoju. Poznała już kilka osób z Vongoli. Nic dziwnego, że ciekawiły ją także nowo przybyłe kobiety.
Z ciężkim westchnieniem podniosła się z krzesła i wyszła z pokoju. Rozejrzała się niepewnie, ale nikogo nie było na korytarzu. Wciąż miała pewien problem z odnalezieniem się w tym wielkim budynku. Zrobiła wyliczankę, żeby zdecydować, w którą stronę iść. Wypadło w lewo i tam też się skierowała.
Bingo. Dotarła do schodów. W tym czasie kobiety zdążyły wejść już do środka i witały się właśnie z Primo i obecnymi Strażnikami. Tori przykucnęła przy balustradzie, obserwując całe zajście, ale brakowało jej odwagi, by zejść na dół. Przyczajona obserwowała.
Była święcie przekonana, że nikt jej nie zauważył i że będzie mogła bezkarnie pogapić się na gości, a potem zniknąć z powrotem w swoim pokoju. Myliła się. Wystarczył ułamek sekundy, by Primo ją dostrzegł. Spojrzał w jej stronę i choć nie powinno się to wydarzyć, ich spojrzenia się zetknęły. Przerażona tym faktem dziewczyna chciała czmychnąć, ale zanim się podniosła, usłyszała:
– Tori, chodź do nas.
Zawahała się. Jednak teraz uwaga obecnych tam osób skupiła się na niej. A wszystko przez Primo. Przełknęła głośno ślinę, poprawiła koszulkę i powoli zeszła po schodach. Gdy zostało ich już do pokonania tylko kilka, zeskoczyła.
Zdawało się, że Giotto pobladł, ale Tori dość zgrabnie wylądowała. Nie zrobiła jednak ani kroku dalej, jakby obawiając się czegoś.
– Bry – mruknęła, błądząc wzrokiem gdzieś po podłodze.
Zarówno Aki, jak i Elena spojrzały na Tori z zaciekawieniem, choć ta druga chyba już zdążyła wyczytać z twarzy męża, o co chodzi. Chwilę później ich spojrzenia spoczęły na Giotto, który przełknął nerwowo ślinę. Ich koalicja zawsze go nieco przerażała, ale sam na siebie to ściągnął.
– To Victoria, Tori – przedstawił dziewczynę. – Na prośbę Ricarda mieszka z nami od kilku dni.
– No proszę, Ricardo dorobił się wcześniej od poważanego przez całą okolicę Prima towarzyszki życiowej – stwierdziła Elena.
– Nie, nie. Czekaj – zaprotestował Ricardo. – To nie tak. Chcę, żeby ta dziewczyna została Strażnikiem Słońca.
– Strażniczka? – Aki spojrzała na Giotta, a potem po reszcie Pierwszego Pokolenia, wśród których brakowało G, Alaude’a i Knuckle’a. Dwaj pierwsi pewnie się gdzieś włóczyli, trzeci pewnie nie zauważył zamieszania. To mu się czasami zdarzało w czasie modlitwy. – A co z waszą żelazną zasadą, że płeć piękna olśniewa was swym blaskiem?
Primo odchrząknął, mając nadzieję, że zabrzmi jak lider, choć już po spojrzeniu, które rzuciła mu Aki, wiedział, że na nic jego próby.
– To decyzja Ricarda. Obiecałem się nie mieszać w wybór jego Strażników – przypomniał.
    Zaraz też obie kobiety wybuchnęły śmiechem. Lampo pokręcił głową.
– Znowu dałeś im się wkopać – stwierdził leniwie.
Tori przyglądała się z powagą tej wymianie zdań. Wciąż nie wiedziała, kim są owe kobiety i jaką pozycję miały w Vongoli. Mogła tylko przypuszczać, że są związane z którymiś z mężczyzn. W dodatku tak swobodnie żartowały sobie z Primo i rozmawiały na temat Tori, która stała przecież obok.
– Nie da się ukryć, że Aki i Elena tworzą diaboliczny duet, kiedy tylko znajdą jakiś powód – stwierdził Ugetsu, uśmiechając się łagodnie. – Czasami przy tym zapominają o manierach.
Elena przyłożyła trzymany wcześniej swobodnie wachlarz do twarzy w geście zawstydzenia.
– Racja, ale Giotto też się nie kwapi, żeby nas przedstawić naszej nowej towarzyszce – odparła. – Nazywam się Elena Spade, a to Aki Vongola. Miło cię poznać, Tori. Mam nadzieję, że dobrze się tu czujesz, a nasi towarzysze nie dali ci się we znaki. Potrafią być naprawdę niesforni.
Nic sobie nie robiła z urażonego spojrzenia, jakim obdarował ją Deamon. Aki również uśmiechnęła się do Tori, widząc, że dziewczyna czuje się tu jeszcze nieco nie na miejscu. To przypomniało, jakie były jej własne początki z Vongolą.
– Tak. Dzień dobry. Znaczy… Nie. Wszystko gra – wybąkała Tori, wciąż jeszcze marszcząc brwi.
– Mam nadzieję, że cię niczym nie uraziłyśmy – odezwała się Aki. – Jesteśmy rodziną, więc takie słowne przepychanki są tutaj na porządku dziennym. Ale – spojrzała na Giotta, który znowu poczuł, że zrobił coś złego – czy ty naprawdę chcesz nas nadal trzymać w progu? Gdzie się podziały twoje wspaniałe maniery?
Lampo zaśmiał się już otwarcie, zaś Ugetsu postanowił ratować szefa z tej sytuacji, bo Deamon chyba też się dobrze bawił jego kosztem.
– Aki, Giotto bardzo się za wami stęsknił, więc nic dziwnego, że zapomniał o herbacie, która z pewnością jest już gotowa i na nas czeka.
Elena szepnęła coś mężowi na ucho i ten przestał się szczerzyć, a nawet spojrzał krzywo na Strażnika Deszczu, który posłał mu uprzejmy uśmiech.
– To doskonały pomysł – zgodziła się Aki. – Z chęcią posłuchamy, co sprawiło, że Ricardo zaproponował ci miejsce swojego Strażnika, Tori. – Uśmiechnęła się do dziewczyny. – A nic tak nie pasuje do ciekawej opowieści, jak filiżanka herbaty i coś słodkiego.
Pozwoliła, aby Giotto podał jej ramię i poprowadził do salonu. Za nimi poszła reszta towarzystwa, a atmosfera oczekiwania ustąpiła rozluźnieniu i wesołości. Tylko Tori nie ruszyła się z miejsca. Stała jak sparaliżowana. Zresztą Giotto już wcześniej zauważył, że była bardzo spięta. Nawet bardziej niż poprzednie kilka dni.
– Przepraszam cię, Aki – powiedział, zatrzymując się i spojrzał za siebie w stronę Tori. – Chodź, proszę, z nami, Tori. Aki i Elena na pewno chciałyby cię bliżej poznać.
– Uch… Ja… Nie wiem – odpowiedziała Tori wyraźnie zmieszana. – Nie chciałabym przeszkadzać w rodzinnym spotkaniu.
– Co ty gadasz, przecież jesteś teraz częścią rodziny – wtrącił się Lampo, który szedł zaledwie kawałek przed Giotto i Aki.
– No, właściwie to nie – stwierdził Flavio. – Nie jest częścią rodziny.
– Dlaczego tak mówisz? – zapytała z powagą Elena, która również zauważyła, że coś jest nie tak.
– Właściwie Flavio ma rację – przyznał Ricardo, spoglądając na Elenę, a potem na Aki i Giotta. – Tori jeszcze się nie zgodziła, by zostać Strażnikiem. Na razie miała zostać, dopóki się nie zdecyduje.
Aki westchnęła, odwzajemniając spojrzenie następcy. Może nie przepadała za nim za bardzo, ale w tej chwili miała ochotę zmyć mu głowę za takie podejście do sprawy.
– Mężczyźni – stwierdziła, wyswobodziła się z uścisku Giotta i podeszła do Tori, wyciągając do niej dłoń. – Nie obawiaj się. Czy zostaniesz Strażniczką czy nie, czy zechcesz pozostać w tym domu czy nie, stałaś się członkiem naszej rodziny. Na początku każdy trochę się boi, patrząc, jak bardzo są zżyci. – Zerknęła na Giotta i ten zrozumiał, co Aki ma na myśli. – Ta myśl, że nie pasuję, potrafi skutecznie powstrzymać nas przed działaniem, a nie powinnaś się tego bać. To trudne, ale pozwól nam się poznać i sobie poznać nas.
Przez chwilę Tori przyglądała się kobiecie. Teraz z bliska sprawiała o wiele bardziej przyjazne wrażenie. Zdawała się być mniej odległa niż wcześniej i Tori nawet uśmiechnęła się w odpowiedzi na jej słowa, po czym skinęła głową.
Aki uśmiechnęła się zadowolona i pociągnęła za sobą Tori, wystawiając język Giotto.
– Tak to się robi, mój drogi – stwierdziła z dumą. – Znalazłeś już sobie następcę, ale jeszcze wiele musisz się nauczyć. A zwłaszcza o kobietach.
– Aki… – jęknął Primo.
Tęsknił za jej obecnością w domu, ale za tymi przyjaznymi złośliwościami już niekoniecznie. Ale wiedział też, czego są one wynikiem. Mógł się tego spodziewać i przygotować na tę ewentualność, ale czasami naprawdę nie panował nad tą rodziną.
– Naprawdę dobrana z was para – stwierdziła nagle Tori, wyrażając swoje uznanie. – Świetnie się dogadujecie.
Tym razem to Deamon pierwszy parsknął śmiechem, choć wszyscy wydawali się rozbawieni jej słowami. Policzki Giotta zaróżowiły się, gdy odwrócił się, żeby spojrzeć na Tori, zaraz też na jego twarzy pojawiło się przerażenie.
– Kto jest dobraną parą? – zapytał ktoś za idącym jako ostatni Flaviem.
Aki uśmiechnęła się, gdy rozpoznała ten głos i spojrzała na nowo przybyłego, którym okazał się G. Uważnie przyglądał się swojemu szefowi, jakby szukał w nim poczucia winy.
– Najwyraźniej wszystko mówi, że moje serce się myli – stwierdziła Aki. – Skoro to Giotto pierwszy był w drzwiach, żeby nas powitać. Nawet Deamon pojawił się wcześniej. – Zrobiła minę nieszczęśliwego psiaka.
– O rany! To wy nie? Nie ten? Przepraszam! – przeraziła się Tori. – Źle coś zrozumiałam… Przepraszam.
– Spokojnie, Tori – odezwał się Ugetsu. – Aki i Giotto są bliskimi przyjaciółmi, więc to u nich normalne zachowanie. No i nikt się nie spodziewa, że nasza mała Jesień może towarzyszyć tej przerażającej Burzy. – Uśmiechnął uprzejmie się do przyjaciela, który prychnął.
– Czasami naprawdę nie wiem, czy ze mnie kpisz czy po prostu tak mnie wkurzasz. – G podszedł do Aki. – Aniele, nie bocz się. Doskonale wiesz…
– Że dbasz tylko o nasze bezpieczeństwo – skończyła za niego Aki. – Jak zawsze. – Spojrzała na Tori, której mina wskazywała na to, że czuła się winna. Uśmiechnęła się do niej. – Nie jesteś pierwsza i nie ostatnia pewnie, ale żadne z nas się nie gniewa. To też kwestia, że żadna panna jeszcze nie usidliła naszego wspaniałego Primo.
– No nie wiem – mruknął Flavio. – Mistrz wygląda na wkurzonego.
– W takim razie ja mogę spróbować! – krzyknęła z entuzjazmem Tori, zanim zdążyła ugryźć się w język.
– Zamilcz, młody – warknął G na swego następcę, po czym spojrzał na Torii. – Nie radzę, to będzie najgorsza decyzja w twoim życiu.
– G! – oburzył się obiekt rozmowy, na co reszta się zaśmiała.
– Taka prawda – uznał Strażnik Burzy i miał coś jeszcze powiedzieć, ale Aki zdążyła wejść mu w słowo:
– Przynajmniej Giotto wie, jak postępować z kobietami.
G już nic na to nie odpowiedział, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo wzięła sobie do serca jego spóźnienie. Primo też spojrzał na przyjaciela nieco karcąco, choć z drugiej strony postanowił ratować sytuację.
– No dobrze, wystarczy tych przepychanek. Herbata nam wystygnie.
– Racja – przytaknął mu Ugetsu. – Tym bardziej, że jesteśmy już niemal w komplecie.
– Prawie – powtórzył Lampo. – Wciąż brakuje kilku baranków.
– Zabawne, że ty to mówisz – prychnął G, spoglądając na Strażnika Błyskawicy.
– Knuckle i Bruno na pewno są w rezydencji – powiedziała nieśmiało Tori. – Ale Knuckle pewnie znowu się modli. Mam wrażenie, że on nie robi nic innego, odkąd tu przybyłam.
– Jak możesz tak mówić o pierwszym Strażniku Słońca? – ofuknął ją Flavio. – Nie dość, że masz czelność podbijać do Primo, to jeszcze nabijasz się z Knuckle’a?
– No już, daj spokój, Flavio – upomniał go Ricardo, kładąc dłoń na ramieniu przyjaciela. – Tori pewnie tylko żartowała.
– Nie, to nie był żart.
Aki zaśmiała się krótko, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Asarim.
– Myślę, że to również może być coś obcego dla Tori. Póki co – stwierdziła, spoglądając to na Tori, to na Flavia. – Tak tu już jest, że jeden broi, a drugi stara się uzyskać dla niego przebaczenie.
Umyślnie nie spojrzała na G, choć widziała, jak Giotto daje jej znać, żeby nie zaczynała tego tematu teraz. Strażnik Burzy tylko prychnął, dostrzegając tę cichą konfrontację.
– Pójdę po nich – burknął. – Że też zawsze muszą się gdzieś plątać. A tą cholerną Chmurą nie musimy się przejmować. I tak pewnie nie zamierza się tu zjawiać w najbliższym czasie.
– Masz na myśli Alaude’ego czy Bruno? – zapytał Lampo, dla którego jakakolwiek Chmura była równie wielkim utrapieniem.
– Chcesz czegoś ode mnie? – Usłyszeli. Był to nie kto inny jak właśnie Bruno. – Przepraszam za spóźnienie, chciałem jeszcze coś dokończyć. Witajcie, Aki, Eleno.
– Nie dotrzemy na tę herbatę – westchnął Ugestu, patrząc błagalnie na Giotto. Musiał być już zmęczony całym zamieszaniem.
– Dotrzemy – zapewnił go Primo, po czym zwrócił się do reszty rodziny: – Nie zwlekajmy już dłużej i chodźmy napić się czegoś ciepłego. G w tym czasie przyprowadzi Knuckle’a.
– Racja – przytaknął Ricardo i pchnął do przodu Flavia, który wyraźnie wciąż jeszcze był w dość bojowym nastroju. – Idziemy.
Tym razem nikt nie musiał już przekonywać Tori, by do nich dołączyła. Czując się nieco lepiej dzięki wcześniejszym słowom Aki, ruszyła raźnie do salonu.
– Jak przystało na Słońce – zaśmiał się cicho Ugetsu, tak by Tori nie mogła go usłyszeć. – Ona jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, jak bardzo pasuje do tej roli.
– Oczywiście – mruknął z zadowoleniem Ricardo. – W końcu sam ją wybrałem.
– Jeszcze się okaże, czy słusznie – prychnął Flavio. – Ja ci mówię, że będą z nią problemy.
Już bez większych problemów dotarli w końcu do salonu, gdzie wszystko na nich czekało. Chwilę później dotarli również G i Knuckle, który rozpromienił się na widok przyjaciółek.
– Straciłem poczucie czasu – usprawiedliwił się krótko. – Dobrze znowu was widzieć razem z nami. Od razu niektórzy mają lepszy nastrój.
Spojrzał przy tym na G, który usiadł pomiędzy Giottem a Aki, która uśmiechnęła się do Strażnika Słońca promiennie.
– Dobrze być już w domu, choć warto było tyle przecierpieć dla wspaniałego efektu. Przynajmniej Elena jest z niego zadowolona.
– Jeszcze wspomnisz moje słowa – odparła blondynka. – Zwłaszcza jeśli nasz burzowy raptus nie spóźni się na najważniejszy dzień w swoim życiu. Inaczej pozostanie ci tylko oświadczyć się Giottu.
– Eleno – skarcił ją łagodnie Primo. – Dajmy już temu spokój. Myślę, że G zrozumiał swój błąd wystarczająco dotkliwie.
– A my nie chcemy słuchać o sukni, której jeszcze długo nie zobaczymy – mruknął Deamon, narażając się na krzywe spojrzenie żony.
– W tej chwili mnie też bardziej interesuje, jak Tori oczarowała naszego następcę – dodała Aki, ignorując G i spoglądając na Tori.
Ta zaś z cieniem strachu na twarzy spojrzała na Ricarda. Jasne, wiedziała, jak się spotkali, ale nie rozumiała, czemu zawdzięcza propozycję zostania jakimś Strażnikiem. A tym bardziej co to dla niej oznacza.
– Tori uratowała mnie, gdy zaatakowali mnie wrogowie – wyjaśnił całkowicie poważnie Secundo. I choć miał wrażenie, że Aki zaraz zacznie się śmiać, kontynuował. – Ktoś wciągnął mnie w boczną uliczkę, gdy szedłem przez miasto. Było ich kilku i wzięli mnie z zaskoczenia. Wtedy pojawiła się Tori. Dosłownie spadła z nieba i rozprawiła się z nimi, a potem zaproponowała, że odprowadzi mnie do domu dla mojego bezpieczeństwa. – Tu Ricardo uśmiechnął się na własne słowa. Przemilczał jednak fakt, że wcale nie potrzebował ratunku. – Gdy ją zobaczyłem, wiedziałem, że będzie świetnym Strażnikiem Słońca.
– Daj spokój – naburmuszyła się Tori. – Flavio już mi powiedział, że wcale nie potrzebowałeś mojej pomocy.
– Myślę, że to bez znaczenia – odezwał się z uśmiechem Primo. – Być może Ricardo nie potrzebował ratunku. Jednak ty nie mogłaś tego wiedzieć. Co się liczy, to fakt, że bez zastanowienia skoczyłaś do walki, by pomóc komuś, kogo w ogóle nie znałaś. Ricardo docenił te wartości oraz twoją siłę i ducha walki.
– Dokładnie – przytaknął Ricardo zadowolony, że szef Vongoli tak dobrze zrozumiał jego intencje.
– Ale to i tak – boczyła się Tori. – Zresztą nadal nie rozumiem, kim jest ten cały Strażnik Słońca.
– Mówiąc w skrócie, będziesz moją następczynią – oznajmił wesoło Knuckle.
– I będę się musiała cały czas modlić? – zaniepokoiła się Tori, a mężczyzna roześmiał się. Nie tylko on zresztą. – Ja nawet nie jestem wierząca.
– Nie. Nie będziesz musiała się modlić – padło w odpowiedzi. – Będziesz trenować i rosnąć w siłę, by móc stać u boku Ricarda i w razie potrzeby chronić go. Oczywiście Strażnik Słońca ma także inne obowiązki, ale to wyjaśnię ci bliżej, gdy już zgodzisz się z nami zostać.
– Dokładnie.
– Oczywiście nie musisz – dodał złośliwie Flavio. – Sam mogę chronić Ricarda.
– Nie popisuj się – skarcił go G. – Szef Vongoli potrzebuje wszystkich sześciu Strażników.
– I kto to mówi – zauważył Ugetsu, zaraz jednak dodał: – Ale G ma rację. Strażnicy muszą być w komplecie. A skoro Ricardo wybrał cię na Strażniczkę Słońca, na pewno się nie pomylił.
– No proszę, że ktoś w ogóle chciał cię ratować – stwierdziła Elena. – Zazwyczaj wszyscy uciekają, kiedy zauważą, że nasz następca ściąga na siebie kłopoty, żeby nie być w zasięgu.
– Jakby nie było, jesteś niezwykłą dziewczyną, Tori. – Uśmiechnęła się Aki. – Zresztą już pewnie zauważyłaś albo dopiero zauważysz, że oni wszyscy są niezwykli.
Spojrzała po obecnych z łagodnym uśmiechem. Było widać, że darzy tę rodzinę szczerym uczuciem, choć sama przez ten cały czas czuła się raczej jak zwyczajny dodatek do nich.
– Ty też wcale nie wydajesz się taka zwykła – stwierdziła z dziwną miną Tori. – Zdecydowanie nie wyglądasz na kogoś, kto umiałby walczyć lub miał jakiekolwiek nadzwyczajne zdolności, a jednak… Jakby to powiedzieć? Powietrze wokół ciebie jest inne. I fakt, że chyba jako jedyna potrafisz wszystkim tu obecnym utrzeć nosa – dodała na koniec.
– Właśnie, Aniele. Bez ciebie nic nie byłoby takie samo – przytaknął G, jakby próbując nadrobić za wcześniejsze spóźnienie. – I nawet nie próbuj zaprzeczać.
Aki poczuła, że się rumieni, ale udało jej się nie zareagować bardziej na ton G, chcąc go jeszcze przez chwilę ukarać. Chociaż tak naprawdę spodziewała się, że tak właśnie się stanie. Znali się zbyt długo, żeby łudziła się, że jego poczucie obowiązku zostanie przyćmione czymś tak prozaicznym jak powrót narzeczonej z długiej podróży. Takiego go pokochała, pełnego wad i niedoskonałości.
– Nie można nie przyznać ci racji, Tori – odezwał się Giotto. – Chociaż Aki nadal uważa inaczej, to jej obecność wiele zmienia w tym domu. Zresztą też na początku próbowała nam wmówić, że tu nie pasuje, że nigdy nie stanie się częścią tej rodziny. A teraz spójrz, jest jedyną osobą, która potrafi wzbudzić w G jakiekolwiek poczucie winy. Nawet mnie to się ani razu nie udało.
– Naprawdę? – powiedziała Tori ze szczerym podziwem. – Nawet ty, Primo, nie dałeś rady? To niesamowite – ciągnęła dalej, nie zwracając na rosnące poirytowanie G i rozbawienie Aki.
– Tak. Naprawdę. I też możesz to wszystko mieć, jeśli z nami zostaniesz – ciągnął dalej Giotto.
– To zabrzmiało podejrzanie – stwierdził rozbawiony Ricardo.
– Fakt – przyznał Ugetsu. – Zupełnie jakbyś chciał zareklamować naszą rodzinę.
– Mamy dobry towar i może być twój. Jest na wyciągnięcie ręki – pociągnął żart dalej Lampo. – A w rzeczywistości kończy się zgonem w młodym wieku z powodu przedawkowania.
Primo zaczerwienił się lekko. Już nie pierwszy raz, odkąd kobiety Vongoli wróciły do domu.
– Jak tak dalej pójdzie, to jedynie ją wystraszymy – dorzucił Knuckle. – Bez obaw, Tori, oni sobie tak tylko żartują.
– Czy na pewno? – Nawet Bruno włączył się do żartów.
– W sumie bycie częścią Vongoli to kłopoty.
– Ale z drugiej strony masz dach nad głową, jedzenie i rodzinę.
– Zrozumiałem już – naburmuszył się Giotto. – Nagabywanie Tori nie było moim zamiarem.
– Bez obaw, zrozumiałam.
Za chwilę wszyscy już zaczęli się śmiać, w ruch poszły różne anegdoty z życia rodziny. Zaczepek też nie było końca i dopiero po obiedzie zaczęli rozchodzić się do swoich zajęć, choć robili to niechętnie.
Aki wzięła pod rękę Tori, uśmiechając się do niej życzliwie.
– Pomożesz mi się rozpakować? – zapytała.
– No mogę – odparła po chwili namysłu Tori. – Jeśli chcesz.
– Widać, Aki, że nie próżnujesz. – Zaśmiał się Knuckle.–  Już bierzesz się za Tori, a przecież to ja mam ją uczyć.
Kobieta posłała mu promienny uśmiech, który przekazał więcej niż rozbawiona odpowiedź:
– Ty nauczysz ją obowiązków Strażnika Słońca, a o inne rzeczy też należy zadbać.
Zignorowała przy tym G, który próbował ją powstrzymać. W innym wypadku by mu na to pozwoliła, ale nie teraz, gdy nadal była trochę na niego zła, że nie pojawił się w rezydencji na czas.
Zaprowadziła Tori do swojego pokoju, który nie różnił się tak bardzo od tego, który zajmowała przyszła Strażniczka. Jednak widać było, że to królestwo Aki. Wskazała dziewczynie fotel, sama usiadła przy toaletce, nawet nie spoglądając na kufer podróżny, który w rzeczywistości był tylko wymówką.
– Co o nich myślisz? – zapytała. – Tylko szczerze.
– O nich? – zdziwiła się Tori. – Chodzi ci o… Primo i resztę rodziny?
Aki kiwnęła głową. Była naprawdę ciekawa tej dziewczyny, bo też nie spodziewała się, że Ricardo kiedykolwiek sprowadzi jakąś kobietę do rezydencji i to jeszcze w roli swojej przyszłej Strażniczki.
– No, właściwie to ich jeszcze za dobrze nie znam. Nie spędziłam tu nawet tygodnia, choć podejrzewam, że pora wreszcie dać wam wszystkim odpowiedź. Nie mogę wykorzystywać waszej dobroci, jeśli nie zdecyduję się zostać tym Strażnikiem.
– Gdyby usłyszał cię Giotto, zaraz by się oburzył, że absolutnie nas nie wykorzystujesz. – Aki uśmiechnęła się do swoich wspomnień. – On już cię zaakceptował jako część naszej rodziny i zrobi wszystko, żebyś z nami została. Zresztą był już taki, kiedy go poznałam. Nigdy nikomu nie odmawia pomocy, chce dla innych jak najlepiej.
– To prawda, że Primo jest cudownym człowiekiem – przytaknęła Tori i dodała zaraz: – Zresztą Ricardo tak samo. Wszyscy tutaj byli dla mnie mili. Tylko że… Nie miałaś prawa o tym wiedzieć, skoro dopiero dziś przyjechałaś, ale – Tori wzięła głęboki oddech – jestem sierotą. Nie mam domu ani rodziny. Przez te kilka dni tutaj dostałam więcej, niż miałam przez całe swoje życie. Jednak to – tu zatoczyła rękami koło, dając do zrozumienia, że chodzi o zaoferowane jej nowe życie – to dla mnie za dużo. To nie jest mój świat. Nie pasuję tutaj.
Aki uśmiechnęła się nieco smutno.
– Gdy poznałam Giotta, byłam w twoim wieku. – Wstała i podeszła do okna. Ta myśl, choć tak bardzo odległa, wciąż jeszcze bolała. – Całkiem odwrotna sytuacja do twojej, to Giotto mnie ocalił przed hańbą i śmiercią. Nie mogłam nic zaoferować mu w zamian, straciłam wszystko, choć i tak nic z tego nie należało do mnie. Dla mojego ojca, księcia Walencji, byłam tylko problemem, którego pozbył się przy pierwszej nadarzającej się okazji. Pojęcie rodziny było dla mnie obce. Nawet nie wiesz, jak długo Giotto wpadał w popłoch i mnie rugał, że nie robię nic poza przepraszaniem i kłanianiem się wszystkim dookoła. – Zaśmiała się, choć nie było w tym wesołości. – Nie pasowałam do nich ze swoimi manierami i brakiem podstawowej wiedzy o świecie, ale nie miałam dokąd pójść. Zresztą Giotto skutecznie mi to utrudnił.
– Ależ to nieprawda! Przecież doskonale tu pasujesz. Wyraźnie widzę, jak ważną częścią rodziny jesteś i jak wszyscy cię tutaj traktują.
– Gdybyś spotkała mnie dziesięć lat wcześniej, zmieniłabyś zdanie. – Zaśmiała się Aki. – To dzięki nim jestem tą osobą, która przed tobą stoi, ale są dni, kiedy naprawdę nie wiem, co tu robię przy tych wszystkich niezwykłych ludziach. – Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy zauważyła na podwórzu G strofującego swoich bezpośrednich podwładnych. – Daj im szansę. I sobie też. Zresztą wątpię, żeby Ricardo tak łatwo dał ci się wymigać. Wiele ich różni z Giottem, ale są tak samo uparci, jak już sobie coś założą.
– To nie tak, że nie chcę zostać. Ja się po prostu… Boję. Co jeśli ostatecznie wszystko popsuję?
Tak. Właśnie tego obawiała się Tori. Nie odrzucenia. Nie tego, że jej tu nie przyjmą. To byli wspaniali ludzie i wątpiła, by mieli ją tak potraktować. Bała się do nich przywiązać, bo bała się to potem stracić. Dotychczas żyła sama, na własną rękę i tak było dobrze. Nie musiała się o nic specjalnie martwić. Poza tym, jak przeżyć kolejny dzień. Walczyła tylko dla siebie, a teraz miała to zrobić dla ludzi, którzy staną się dla niej najdroższymi w świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz